W artykule opublikowanym w amerykańskim magazynie medycznym „The New England Journal of Medicine” grupa lekarzy postuluje pomijanie płci w aktach urodzenia i wszelkiego rodzaju dokumentach – tożsamości, paszportach etc, ale także medycznych. Twierdzą, że z medycznego punktu widzenia informacja o płci przynosi więcej szkody niż pożytku.
„The New England Journal of Medicine” jest jednym z najbardziej prestiżowych amerykańskich magazynów medycznych.
To w nim, a nie w biuletynie ideologów gender, czy LGBTHGW opublikowano artykuł, o „nieprzydatności” płci z medycznego puntu widzenia.
Autorzy – Vadim M. Shteyler, Jessica A. Clarke Eli Y. Adashi w artykule „Błędne przydziały – ponowne rozważania o oznaczaniu płci w aktach urodzenia” (Failed Assignments — Rethinking Sex Designations on Birth Certificates) twierdzą, że należy niemal całkowicie zrezygnować z „przydzielania” płci rodzącym się dzieciom i w konsekwencji we wszystkich dokumentach w tym medycznych, które w ciągu swego życia będą używać.
Według autorów tego szaleńczego pomysłu określanie płci niesie więcej szkody niż pożytku także z medycznego punktu widzenia.
„Oznaczanie płci na aktach urodzenia nie ma zastosowania klinicznego i może być szkodliwe dla osób interpłciowych i transpłciowych. Rezygnacja z rozróżnienia (na płeć męską i żeńską – przyp. red.) nie zagraża znaczeniu dokumentu aktu urodzenia, ale pozwoliłoby uniknąć wielu szkód” – piszą autorzy.
Pomijanie informacji o płci pozwoli uniknąć potencjalnego „szkodzenia” tożsamości osób, które będą później identyfikować się jako transpłciowe”.
„Przypisywanie płci przy urodzeniu… nie oddaje różnorodności ludzkich doświadczeń. Około 6 na 1000 osób identyfikuje się jako transpłciowe, co oznacza, że ich tożsamość płciowa nie pasuje do płci, do której zostały przypisane przy urodzeniu. Niektórzy nie są binarni, co oznacza, że nie identyfikują się wyłącznie jako mężczyzna, lub kobieta. U niektórych ich płeć nie jest zgodna z wyglądem i oczekiwaniami społecznymi dla danej płci dotyczącymi także zachowań”.
Autorzy wskazują, że wobec orzeczenia Sądu Najwyższego z 2015 roku uznającego 'małżeństwa” homoseksualne, płeć przy zawarciu związku nie ma już znaczenia. W konsekwencji uważają, że należy zrezygnować z określania płci w dokumentach prawnych, takich jak paszport, prawo jazdy etc.
Co więcej, uznają, że dla lekarzy też informacja o płci nie ma znaczenia.
Nawet dla laików takie tezy oznaczają szaleństwo, bo każdy wie o różnicach biologicznych pomiędzy mężczyzną, a kobietą nawet na poziomie komórkowym. Wie także, że żadne okaleczanie się chirurgiczne: wycinanie genitaliów, usuwanie piersi etc, żadne blokowanie hormonów nie zmieni zapisu DNA o płci osobnika.
Ten sam magazyn „The New England Journal of Medicine”, który oddał łamy obłąkańcom od ideologii gender i LGBTHGW opisywał sprawę zmiennopłciowca „mężczyzny”, który z bólami brzucha trafił do szpitala.
Zorientowanie się, że w rzeczywistości to ciężarna kobieta, która rodzi, zajęło chwile krytyczne dla ratowania dziecka. Dziecko zmarło w czasie połogu.
Dziennik postępowego lewactwa „Washington Post” opisując sprawę stwierdził, że problem nie polegał na tym, że rodząca była na tyle głupia. iż podała się za mężczyznę i nie wiedziała, że może rodzic, co zmyliło lekarzy i opóźniło interwencję, ale że to ich wina, bo nie wzięli pod uwagę „niuansów tożsamości transpłciowej i transeksualnej”.
Obłąkańcze, szaleńcze idee gender i LGBTWC nie są domena jakichś radykalnych grupek o nienormatywnym intelekcie. Stojące w całkowitej sprzeczności z nauką tezy trafiają do głównego nurtu i zaczynają być traktowane jako poważne teorie.