Góralskie Veto od kuchni. Sebastian Pitoń tylko u nas: chcą nas wsadzić do klatki [WYWIAD]

Sebastian Pitoń - lider akcji Góralskie Veto.
Sebastian Pitoń - lider akcji Góralskie Veto. / Foto: PAP
REKLAMA

„Chcą nas wsadzić do klatki” – z Sebastianem Pitoniem, architektem prowadzącym akcję „Góralskie veto”, rozmawia Rafał Pazio.

Rafał Pazio: Jak Pan właściwie wpadł na ten pomysł, żeby odwołując się do świadomości mitycznej Polaków, właśnie przez akcję „Góralskie veto” zasygnalizować rodakom, że ograniczenia w życiu gospodarczym, tzw. lockdown, należy zakończyć jak najszybciej?

Sebastian Pitoń: Mam dzieci i jestem zainteresowany tym, żeby Polska była szczęśliwym krajem. Wiadomo było, że rewolucja komunistyczna zostanie powtórzona. Kryzys ekonomiczny i finansowy był pompowany od dłuższego czasu. Także na różnych innych poziomach ta obecna rewolucja była przygotowywana i miała się prędzej czy później wydarzyć. Jednym z elementów tych przygotowań był atak na umiejętność samodzielnego myślenia i racjonalność. Po cichu myślałem, że strona przeciwna, która walczy z tą „agendą banksterską”, czyli Chiny ze swoją konfucjańską doktryną, w swój klasyczny sposób, czyli niewidoczny i bez walki, przeciwnika rozmontują. Okazało się, że to najwyraźniej nie było możliwe, że przeciwnik był jeszcze zbyt silny. Kiedy zacząłem się przyglądać temu całemu zamieszaniu „covidiańskiemu”, doszedłem do wniosku, że to jest moment, kiedy będą nas chcieli wsadzić do klatki. Zacząłem szukać dróg wyjścia.

REKLAMA

Gdzie Pan je znalazł?

Trzeba było dostać się do ludzi, którzy mają władzę. Starałem się dotrzeć do grup interesów, które ustawiają tutaj, na terenie Podhala swoich polityków. Chciałem im przetłumaczyć, że nie będą beneficjantami przewrotów. Chociaż pewnie tak im się wydaje. Myślą, że są silni i wykupią mniejszych. Że na tym kryzysie skorzystają. Nie byli zainteresowani tym, co mówiłem. Nie dali się przekonać, że w następnym etapie oni również wszystko stracą.

I co Pan zrobił w takiej sytuacji?

Starałem się uderzać do polityków samorządowych. Gdybym był starostą, wójtem czy kimś takim, miałbym wystarczające lejce w ręku, żeby coś zadziałać. Ale nie miałem. Starałem się zatem oddziaływać za pomocą perswazji i tłumaczenia oraz bombardowania stron gmin postami brutalnie mówiącymi, jak jest. Rzucałem takie bomby informacyjne, które miały skruszyć odrobinę beton poprawności politycznej, która w tej sytuacji oznaczała akceptację oficjalnej covidowej narracji. Samorządowcy to ludzie przepełnieni polityczną poprawnością. Poruszanie się w świecie politycznej poprawności to ich zawód. Ciężko było im przyjmować moje słowa. Uważali, że nawet jeśli jest to logiczne, to nie można tak mówić. Twierdzili, że dadzą sobie radę, coś wynegocjują. Byli proszeni o stworzenie rygorów sanitarnych. Przekonywali, że się dogadają. Gdy się okazało, że się nie dogadają, byli skłonni pierwszy raz mnie posłuchać.

Posłuchali?

Jest taka grupa inicjatywna 56 samorządów górskich, która, jak się okazało, została stworzona przez Gowina, żeby miał z kim rozmawiać. Żeby mógł rozmawiać ze swoimi i żeby miejsce „opozycji” zajęli jego ludzie. Zanim się zorientowałem, że tak to wygląda, chciałem im dać pewien impuls. Podstawić przed koniecznością trudnego wyboru. Nagrałem pierwszy filmik i wciągnąłem w to telewizję „Trwam”, której reporterem jest mój syn. Tam jest taki program reporterski „Rykoszetem”, Piotra Zwiefki i mojego syna Jakuba Pitonia, gdzie prezentowana jest narracja bardziej bliska nam. Także czytelnikom „Najwyższego CZASU!” mogłaby się spodobać. Zrobili materiał „Góralskie poruszeństwo”, w którym wójtowie, którzy stanęli przed kamerą, mieli zadeklarować, czy jeśli ludzie się zbuntują, staną po ich stronie. Dwóch tutejszych wójtów zadeklarowało, że staną po stronie ludzi.

Był Pan o krok dalej?

Tak, ale za chwilę pojawiły się pisma do stacji narciarskich, które są zwornikiem tutejszego biznesu. Okazało się, że jeśli stacje cokolwiek zrobią, dostaną takie kary, że mogą się od razu zwinąć. To stało się tuż przed świętami i cała kumulacja, którą tworzyłem w tym czasie, została rozbita. Później święta, Nowy Rok. Doszedłem do wniosku, że nadal jest słabo. Z pomocą przyszedł mi jednak rząd, który zapowiedział dosyć mocny lockdown – i pojawili się ludzie, którzy zaczęli do mnie przychodzić, widząc we mnie przywódcę. To był drugi impuls. Inicjatywę „Góralskie veto” zrobiłem sam. Chciałem na początku zorganizować szerszą ławę, ale może za słabo szukałem.

Myślę, że wynika to właśnie z idei wolnościowych, które propaguje właśnie „Najwyższy CZAS!”, którego czytelnikiem jestem od wielu lat. Zatem doszedłem do wniosku, że pojedynczy człowiek też coś może zrobić. A nawet że to mogę być ja. Moja rodzina była jednym z fundatorów kościoła i cmentarza w Kościelisku, dzięki czemu kościół i cmentarz mam za płotem. Poszedłem, żeby się pomodlić na grobach przodków. Mój prapradziadek Jędrzej był wójtem, pradziad Kuba też był wójtem. Stryj całkiem niedawno pełnił tę funkcję. Babcia też była odważnym działaczem ludowym. Brat dziadka Stanisław, wójt, i to w okresie okupacji – bardzo z twarzą wyszedł z tego urzędowania. Doszedłem do wniosku, że muszę się tam, na cmentarzu podpytać, co mam robić. Przyjąłem, że duchy tych moich przodków coś mi podpowiedzą. Wiem, że to może dziwnie wygląda, ale taka świadomość pewnego łańcucha rodowego daje szerszą perspektywę. Pomyślałem sobie, że na pewno ze mną stoją i mówią „Sobek, działoj!”.

Pomogło?

Okazało się, że powstał niezły wydźwięk. Zaczęli do mnie przychodzić ludzie. Stworzyła się prężna grupa inicjatywna. Później poszła już pewnego rodzaju fala. My tylko staramy się stworzyć narzędzie wykorzystujące środki, które są dostępne. Żyjemy w epoce wojny informacyjnej, w związku z tym tworzymy fakty medialne. Kierujemy do neosfery nasz przekaz. Musimy mieć dostęp do przekaźników głównego nurtu. Inaczej jesteśmy skazani na margines. Świadomie buduję pewien scenariusz, a cele mam rozpisane na 20 lat do przodu. Szukaniem sposobów budowy dobrych systemów społecznych zajmuję się od lat. Pewne koncepcje są już w mojej głowie. Obecny problem to znalezienie sposobu na zabezpieczenie polskiej klasy średniej przed efektami załamania się zachodniego systemu monetarnego. Znalazłem takie rozwiązanie. To, co robimy obecnie, to zbudowanie pozycji , która umożliwi podjęcie takich działań.

Pierwsze kroki udało się już zrobić.

Odblokowanie biznesu jest krokiem pomocniczym, ale ustalmy, że naprzeciw nie stoją amatorzy. Są tam ludzie, którzy też planują do przodu, w związku z tym my też musimy planować do przodu i mamy koncepcję kilku kroków, która, jeśli zostanie zrealizowana, pozwoli uratować polską przedsiębiorczość. W następnym etapie będziemy konstruować procesy, które umożliwią budowę sprawnych struktur społecznych. To nie lada wyzwanie, ale ja jestem akurat niezłym projektantem. Lubię wyzwania. Czuję się trochę libertarianinem i mam wrażenie, że taki libertarianizm w oparciu o moralność nieźle idzie w parze z założeniami cywilizacji łacińskiej. To taki model, który może uruchomić realny proces modernizacyjny, decentralizujący państwo. Chodzi o to, żeby w tym nowym, sinocentrycznym świecie, który się wcześniej czy później wyłoni, dać Polsce maksymalnie dobrą pozycję startową. Taką sytuację, żeby mogła wykorzystać swój potencjał. Wszelkiego rodzaju ograniczenia dla ludzkiej działalności są jedynie kulą u nogi, której powinniśmy się pozbyć.

Mówił Pan o kumulacji zdarzeń. Ale czy stał się Pan na Podhalu tzw. naturalnym liderem i idą za Panem podhalańscy przedsiębiorcy? A może dostrzega Pan, że powstają inne grupy, które mogą się dogadać z rządem?

Te grupy, które chcą wykorzystać naszą popularność, faktycznie powstają. Zanim to się zaczęło, chciałem obecną swoją rolę komuś oddać, ale mimo poszukiwań nikogo nie znalazłem. Dziś chcę naszą popularność wykorzystać do zrobienia jak najwięcej. Stworzyłem postać Sebastiana Pitonia – harnasia, który ma uratować Polskę – i mam czasem wrażenie, że patrzę na tę postać jakby z boku. Ciągle nie mogę się do tego stanu rzeczy przyzwyczaić.

A czego Pan się spodziewa w kontrze od rządu?

Jestem od nich sprytniejszy i szybszy. Interesowały mnie strategie. Wykorzystywanie siły przeciwnika, gdy nie ma się swojej. Przez to, że struktury i hierarchia w tej naszej zgniłej, pseudozachodniej cywilizacji wyrzucają do góry szumowiny, to ja ich teraz stosunkowo łatwo ogram. Problem polega na tym, że nie mogę już ukrywać swoich możliwości. Mam nadzieję, że uda mi się w całości dobrnąć do końca projektu.

Czy dostajecie sygnały, że rząd w Warszawie przejął się problemem?

Oczywiście. Premier Gowin na konferencji powiedział, że to nieodpowiedzialne działanie, a pan doktor Gut w programie z Tomaszem Sommerem zapowiedział, że jak nie będziemy grzeczni, to rząd zrobi nam epidemię (tak jakby już nie zrobił) i zamknie nam ruch kołowy… Takie pogróżki pokazują tylko, że epidemia jest narzędziem politycznym. Na kolejnej konferencji „Góralskiego Veta” zaprosiłem pana prezydenta Dudę na narty i wypowiedziałem, moim zdaniem, ciekawy opis jego prezydentury. Jest tam też trochę zaszyfrowanych informacji i dziwię się, że mimo mocnego zwrócenia na to uwagi, media tego nie zauważyły. Liczyłem, że kogoś to zaintryguje. Słowem: przebicie szklanego sufitu się dokonało i powiem więcej: nasz przekaz, pewnie dzięki urokowi strojów góralskich, przebił się już poza polską infosferę.

Kto dzisiaj na Podhalu jest Pana największym sprzymierzeńcem – przedsiębiorcy, samorządowcy?

Samorządowcy od rządu dostali kasę, czyli transfer władzy. Będą teraz transferować dalej, a wiadomo, jak to robią. Są bardzo zadowoleni. Starałem się im wmówić, że są reprezentantami ludzi, a oni teraz używają określenia, że nie do końca, bo są samorządowcami. Może chodzi o tę część w nazwie „rząd”, samo „rząd”. Przeszli na pozycje rządu za pieniądze. Ale to ułatwia sprawę. Byliby czynnikiem spowalniającym naszą grę. Na wojnie musi być dyscyplina i hierarchia w podejmowaniu decyzji. Oczywiście sprzymierzeńcami są przedsiębiorcy. Im mniej sprzęgnięci z państwem, tym większymi są sprzymierzeńcami naszej akcji.

Gdzie Pan będzie za kilka dni?

Mam nadzieję, że duży kawałek dalej. Trudno ocenić, jak daleko zajdą pewne zdarzenia, ale chcemy być dużo dalej.

rozmawiał Rafał Pazio


Zamów prenumeratę „Najwyższego Czasu!” i odbierz wyjątkowy PREZENT. Zobacz szczegóły w Bibliotece Wolności!

REKLAMA