„Nature” wzorem dla rządu przy decyzjach o lockdownie. Tymczasem „Nature” pokazuje, że można bez lockdownu!

Kwarantanna, izolacja
Kwarantanna, izolacja - zdj. ilustracyjne. (Fot. Josh Hild/Unsplash)
REKLAMA

Rzecznik rządu Piotr Muller z rozbrajającą szczerością przyznał, że rząd nie zdążył zbadać wpływu poszczególnych gałęzi gospodarki na rozprzestrzenianie się koronawirusa, bo wcześniej już je pozamykał. Przy decyzjach podpierał się m.in. publikacjami z czasopisma „Nature”. To przypomnijmy sobie, co owe czasopismo publikowało.

Końca lockdownowej gehenny nie widać. Wprawdzie nieoficjalnie wiadomo, że od początku lutego rząd będzie luzował restrykcje, ale bardzo delikatnie. Na pierwszy ogień otworzy w galeriach handlowych te sklepy, które aktualnie są zamknięte. To jednak kropla w morzu potrzeb.

Na podstawie jakich badań rząd podejmuje decyzje? W rozmowie na antenie Polsatu News z dość szczerą odpowiedzią pospieszył rzecznik Muller.

REKLAMA

Decyzje o zamykaniu poszczególnych branż w związku z epidemią rząd Mateusza Morawieckiego podejmował na podstawie badań publikowanych w czasopismach naukowych i rekomendacji Rady Medycznej – mówił.

Bazujemy tutaj m.in. na tych badaniach, które pojawiły się w czasopiśmie „Nature” – jedno z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych na świecie – które badały możliwość transmisji wirusa w poszczególnych miejscach i na tej podstawie właśnie podejmujemy decyzje – kontynuował.

Müller mówił też, że co prawda badanie z „Nature” dotyczyło Stanów Zjednoczonych, jednak „ten wirus jest analogiczny”.

A co takiego napispisano w „Nature”? W artykule opublikowanym 10 listopada czytamy m.in, że „zmniejszenie maksymalnej liczby dopuszczalnych osób znacznie zmniejszyło ryzyko zakażeń, bez gwałtownego ograniczenia ogólnej mobilności”. Innymi słowy nie zalecano zamykania tej i tamtej branży na cztery spusty.

Co więcej, na przykładzie miasta Chicago „Nature” wyjaśnia, że otwarcie restauracji jedynie na poziomie 20 proc. pozwoliło ograniczyć transmisję zakażeń o 80 proc., a same knajpy straciły „tylko” 42 proc. ogólnego ruchu. Podobne dane czasopismo zebrało z innych miast.

W artykule tym „Nature” wyciąga wniosek, że precyzyjne wytyczne w działających branżach mogą być bardziej skuteczne, a jednocześnie powodują znacznie niższe koszty ekonomiczne aniżeli całkowite zamykanie.

„Można osiągnąć nieproporcjonalnie dużą redukcję zakażeń przy niewielkiej redukcji wizyt” – czytamy w „Nature”.

Między innymi na tej podstawie zresztą burmistrz miasta Chicago Lori Lightfoot zapowiedziała w ostatnich dniach otwieranie branży gastronomicznej przy zastosowaniu rygoru sanitarnego. Eksperci wskazywali, że lepiej, aby ludzie siedzieli w knajpach zapewniających i stosujących rygor sanitarny, aniżeli tłoczyli się w „podziemiu” czy małych mieszkaniach, gdzie znacznie łatwiej o zakażenie.

Jeśli już polski rząd chce podejmować decyzje na podstawie artykułów w „Nature”, to dlaczego nie podejmie na podstawie powyższych zaleceń? Macie tam nawet gotowe wykresy, które możecie pokazać na konferencji prasowej.

We wspomnianym wywiadzie dla Polsatu News Muller mówił także tak:

Nie sposób przeprowadzić badań na terenie kraju w momencie, gdy mamy zamknięte w tej chwili poszczególne sektory gospodarki, bo siłą rzeczy te badania się prowadzi porównując dane przy zamkniętych i otwartych obiektach, porównując je pomiędzy sobą, w związku z tym te kontakty społeczne musiałyby być uruchomione, żeby takie badania na terenie Polski przeprowadzić – stwierdził Muller.

Czekamy na to z niecierpliwością. Zanim jednak do tych badań dojdzie, polecamy przeczytać inny artykuł. Nie jest wprawdzie z „Nature”, ale autorzy porównują liczbę zakażeń SARS-CoV-2 oraz zgonów wywołanych COVID-19 na Florydzie i Kalifornii. Pierwszy ze stanów zrobił niewiele w kierunku obostrzeń, drugi – wprowadził lockdown.

Panie rzeczniku Muller, niech pan podrzuci kolegom z rządu te dane. W końcu chętnie wzorujecie się na Amerykanach. Może czas na drugą Florydę w Polsce?

Kalifornia i Floryda, lockdown kontra zdrowy rozsądek. Co przyniosło lepszy efekt?

REKLAMA