#otwieraMY. Polacy mają dość lockdownu. Tłumy narciarzy na otwartych stokach

Stok narciarski - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikmedia, autor: Goku122
Stok narciarski - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikmedia, autor: Goku122
REKLAMA

Niektórzy z nich prowadzą zajęcia edukacyjne, kursy czy szkolenia, inni zupełnie wprost otworzyli się i przyjmują narciarzy, których są prawdziwe tłumy – tak dziś działają stoki narciarskie.

Zgodnie z bezprawnymi rządowymi obostrzeniami stoki narciarskie powinny być dalej zamknięte, jednak wielu przedsiębiorców obchodzi nielegalne przepisy.

Przedsiębiorcy, nie czekają na 12 lutego i to aż rząd pozwoli im pracować, zorganizowało przykładowo szkolenia dla jeżdżących na nartach i snowboardzie. Działalność tego typu jest szczególnie popularna w Wiśle, gdzie działają tak 3 ośrodki narciarskie.

REKLAMA

– W ośrodku Klepki, stacji Nowa Osada i stacji Skolnity wystarczy wypełnić oświadczenie, a następnie wykupić skipass i można już brać udział w szkoleniu pod okiem instruktora, czyli – czytamy.

Jak pisze na Twitterze redaktor dziennika, Łukasz Klimaniec: „Beskidy kochają turystów, turyści kochają Beskidy. A że turyści lubią też szkolenia narciarskie np. w Wiśle…”

Podobnie wiele stoków otworzyło się w Beskidach. Turyści mogą korzystać m.in. z kolejki linowej na Skrzyczne, kolejki gondolowej na Halę Skrzyczeńską, kolejki gondolowej na Szyndzielnię w Bielsku-Białej, czy też kolejki linowej Jontek w ośrodku narciarskim Pilsko Jontek.

„Dajcie nam pracować!”

Działalność stoków narciarskich nie jest wielkim zaskoczeniem, o wznowieniu działalności od 1 lutego przedsiębiorcy z Wisły informowali już kilka tygodni temu. O swej decyzji mówili między innymi podczas konferencji prasowej, o której pisaliśmy 22 stycznia.

– Cały czas uważamy, że narciarstwo jest bardzo bezpiecznym sportem, który w żaden sposób nie wpływa na rozprzestrzenianie się koronawirusa. Mamy maseczki, mamy dystans, mamy dezynfekcję stołów w restauracjach czy przestrzeni hotelowych – twierdzili przedstawiciele branży.

– Będziemy to podkreślać na każdym kroku. Dajcie nam pracować! Nie mamy już z czego pokrywać zaciągniętych zobowiązań. Musimy pracować, bo inaczej padniemy – dodali.

Jak podkreślili stoki narciarskie są zamknięte od marca tamtego roku, a straty z powodu zamknięcia w grudniu i przez styczeń i tak są już nie do odrobienia.

– Obrót na przeciętnej stacji narciarskiej w ciągu zimowego miesiąca to ok. półtora miliona złotych, a koszty utrzymania biznesu, nawet gdy ten stoi, są kolosalne. Kogo stać na to, by utrzymywać ten biznes? – wskazują właściciele.

– Tarcza jest zbyt mała. 1 lutego ruszamy i będziemy walczyć o przetrwanie do ostatniej kropli krwi – podkreślają. Jak dodają na stokach nie dochodzi do zakażeń, bo „przecież same narty wymuszają dystans, bo narty mają 150-170 centymetrów, a zwiększa się go i za pośrednictwem kijków”.

Źródło: Dziennik Zachodni/Sport.pl/Gazeta.pl/NCzas.com

REKLAMA