
Choć oficjalnie lokale gastronomiczne mogą działać wyłącznie w dowozie i na wynos, to coraz więcej punktów otwiera się stacjonarnie. Grają va banque, bo w przeciwnym razie czekałoby ich pewne bankructwo.
Jak podaje portal Life in Kraków, małopolscy właściciele restauracji, kawiarni i pubów decydują się na otwarcie swoich biznesów.
Robią to w reżimie sanitarnym, ale przyjmują gości stacjonarnie.
Co na to sanepid? Dwoi się i troi, rzuca wszystkie posiłki do kontroli, ale często jest bezradny.
Portal uzyskał dane od wojewódzkiego sanepidu. Wynika z nich, że wykonano łącznie 8893 kontrole, a uchybienia stwierdzono w 28 przypadkach. Administracyjnie zamknięto jeden lokal, nałożono siedem mandatów, a w dziewięciu przypadkach sprawa zakończy się w sądzie.
CZYTAJ TAKŻE: „Złote” rady ZUS dla pogrążonych w kryzysie. „Można sprzedać biznes”
Większość ze skontrolowanych lokali działa zgodnie z rozporządzeniami, ale są też takie, które są po prostu otwarte dla gości, którzy chcą usiąść przy stoliku.
A tych lokali przybywa. Life in Kraków podaje, że tylko w ostatnim tygodniu otworzyły się co najmniej cztery kolejne i dołączyły tym samym do kilkudziesięciu działających na terenie Krakowa.
Nie wszystkie informują o tym oficjalnie, bo wolą dmuchać na zimne i nie wystawiać się służbom, choć znane są przypadki wygranej z sanepidem. O tym, że można usiąść i coś zjeść albo się napić obsługa informuje dopiero, gdy gość przyjdzie do lokalu. Niektóre natomiast reklamują się w mediach społecznościowych, ale głównie na zamkniętych grupach.