Pół roku temu rząd zamknął gastronomię na dwa tygodnie. Branża jest na skraju bankructwa

Protest branży gastronomicznej/Kielce/Fot. Twitter
Protest branży gastronomicznej/Kielce/Fot. Twitter
REKLAMA

Mija pół roku odkąd rząd zamknął gastronomię na dwa tygodnie. Od drugiej połowy marca władza ma pracować nad rozwiązaniem, które ma wesprzeć branżę doprowadzoną na skraj bankructwa. Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej apeluje do rządu, by od 1 maja pozwolił restauratorom wrócić do normalnej pracy.

Restauratorzy, zgodnie z koronarestrykcjami nałożonymi przez rząd, od pół roku mogą pracować co najwyżej sprzedając potrawy na wynos i z dowozem. To jednak znacznie ogranicza ich przychody i nie gwarantuje, że ich biznes przetrwa mniemaną pandemię. Część restauratorów otworzyła się w ramach #OwieraMY czy Góralskiego Veta, ci jednak muszą liczyć się z nalotami policji i sanepidu.

Bon gastronomiczny

Teraz rząd chce wprowadzić „bon gastronomiczny” – rozwiązanie analogiczne do bonu turystycznego. Przedsiębiorcy jednak sceptycznie patrzą na taką „pomoc”.

REKLAMA

Z ostatnich zapowiedzi rządu wynika, że ów bon miałby być konsultowany przed ostatecznym ogłoszeniem jego kształtu. Nie jest wykluczone, że konkretna kwota byłaby przekazywana pracodawcy, a ten miałby ją rozdzielić pomiędzy pracowników. Ci mogliby korzystać z usług gastronomii. Nie jest też jasne, kiedy program miałby zostać wdrożony i jaka byłaby jego ostateczna wartość.

– To taka sytuacja, że z jednej strony należy się cieszyć, bo lepsza jakaś pomoc niż żadna, ale z drugiej strony: czy bon byłby w stanie realnie pomóc branży, która nie zarabia lub zarabia szczątkowo od pół roku? Jako Północna Izba Gospodarcza oczekujemy konkretnych rozwiązań pomocowych dla branż najsilniej dotkniętych lockdownem i bez żadnych wątpliwości gastronomia znajduje się w położeniu wręcz dramatycznym. Mówimy więc wprost: czas na konkrety, a nie na zapowiedzi. Przedsiębiorcy jako płatnicy do budżetu mają prawo do pomocy w tak trudnych sytuacjach jak obecnie – wskazała prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie Hanna Mojsiuk.

Zrzeszeni w szczecińskiej Północnej Izbie Gospodarczej przedstawiciele branży gastronomicznej podzielają zdanie prezes Mojsiuk. Wątpliwości przeważają nad ewentualnymi korzyściami.

– Dla mnie rozwiązaniem sytuacji jest umożliwienie nam funkcjonowania. Moje stanowisko jest proste: mam osiem stolików, proszę pozwolić mi zająć cztery. Nie chcę żadnego bonu gastronomicznego, nic nie oczekuję, chciałbym po prostu możliwie normalnie funkcjonować – podkreślał Mateusz Prengel z restauracji Kraftowa przy ul. Tkackiej w Szczecinie.

„Celem jest uciszenie branży gastronomicznej”

Przedsiębiorcy wskazują, że trudno ocenić pomysł rządu, bez poznania szczegółów. – Wydaje mi się, że to może być pomysł, którego celem jest ucieszenie i uciszenie branży gastronomicznej. Spodziewam się, że nic z tego i tak nie wyjdzie – zaznaczył Maciej Szabałkin z restauracji Piastów 30.

Przedsiębiorcy podkreślają, że półroczny lockdown sprawił, iż z map wielu miast poznikały bary, restauracje i kawiarnie. – Powstrzymuję się od uśmiechu. Gdzie wykorzystywane będą takie bony? W miejscach jak pizzerie czy burgerownie, czyli miejscach relatywnie pozytywnie przechodzących czas pandemii. Restauratorzy mający najtrudniejsza sytuacje znów pozostaną bez wsparcia. Pomocą jest np. umorzenie kosztów za prąd czy za energię elektryczną. Wielu przedsiębiorców nie stać na opłatę zamówionej mocy, a przecież teoretycznie większość restauracji jest zamknięta – zwróciła uwagę Iwona Niemczewska z restauracji „Z drugiej strony lustra”.

Gastronomia tonie w długach

Rośnie też zadłużenie. Gastronomia jest jedną z branż najbardziej tonących w długach. Szacuje się, że pracę straciło w ciągu roku przeszło 200 tys. przedstawicieli tej branży. Z Polski zniknęła już jedna czwarta restauracji, a to jeszcze nie koniec.

– Największy przyrost postępowań windykacyjnych widzimy właśnie w gastronomii. To rodzaj działalności oparty na pewnym zespole naczyń połączonych. Restauratorzy, którzy popadają w kłopoty nie płacą np. swoim dostawcom czy właścicielom nieruchomości. To powoduje, że kolejne podmioty popadają w zadłużenie i stratny jest cały sektor gospodarki. Z informacji, które zdobywam od klientów wynika, że gastronomia jest w dramatycznej sytuacji, a właściciele lokali są zadłużeni na ogromne kwoty, ale wciąż mają nadzieję na poprawę sytuacji. Z tym, że ta nadzieja jest coraz bardziej wystawiana na próbę. Przypomnę, gastronomia miała zostać zamknięta na dwa tygodnie. Minęło pół roku – podkreślała prezes Grupy AVERTO, windykator Małgorzata Marczulewska.

– Sytuacja pracowników gastronomii jest bardzo trudna. Wielu straciło pracę, pojawiają się informacje o zaległościach w wypłatach czy o tym, że pracownicy otrzymują tylko „gołe” wynagrodzenia, co i tak zmusza ich do odejścia z pracy lub szukania dodatkowego zatrudnienia. Dopełnia to tylko bardzo dramatyczny obraz poważnego kryzysu polskiej gastronomii – dodała.

Źródła: mambiznes.pl/nczas.com

REKLAMA