„Stan Zagrożenia”. TVP wycięła fragment filmu. Stankiewicz sugeruje, że w Smoleńsku doszło do „egzekucji(?)”

rocznica katastrofy smoleńskiej/Wrak polskiego Tu-154M w Smoleńsku. Foto: PAP/EPA
Wrak polskiego Tu-154M w Smoleńsku. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

W niedzielę wieczorem Telewizja Publiczna wyemitowała film dokumentalny pt. „Stan zagrożenia”, w którym przedstawiono relacje, zeznania świadków i dokumenty dotyczące katastrofy smoleńskiej. Reżyser Ewa Stankiewicz zdradziła, że pewien fragment filmu został wycięty przez kierownictwo TVP.

Premierę filmu przekładano aż pięciokrotnie. Pierwotnie miał zostać wyemitowany 20 stycznia br., ostatnio – 10 kwietnia.

Za każdym razem TVP wycofywało jednak emisję, tłumacząc to najpierw „zastrzeżeniami natury formalno-prawnej, stwarzające poważne wątpliwości co do ryzyka użycia w filmie materiałów prawnie chronionych”, a następnie, że „TVP czuje się zobowiązana w pierwszej kolejności publikować materiały autoryzowane przez instytucje państwowe, w drugiej zaś – o charakterze dziennikarskim i publicystycznym”. Najpierw więc wyemitowano filmy przygotowane przez podkomisję smoleńską dowodzoną przez Antoniego Macierewicza, a ostatecznie 18 kwietnia wieczorem film „Stan zagrożenia”.

REKLAMA

Opinia publiczna przede wszystkim komentuje nieznane wcześniej zdjęcia Ewy Kopacz z rosyjskiej ziemi. Późniejsza premier fotografowała się w prosektorium obok ciał przykrytych workami, a na jednym ze zdjęć wygląda, jakby się uśmiechała.

Co pokazano w filmie „Stan zagrożenia”?

Pomijając kwestię Kopacz, w filmie padają bardzo mocne zarzuty i dowody mające potwierdzać, że w Smoleńsku nie doszło do katastrofy lotniczej, lecz do zamachu.

Zwrócono uwagę, że TU-154M, na krótko przed katastrofą przeszedł remont przeprowadzony w Rosji, przez firmę, której właścicielem był oligarcha zaprzyjaźniony z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.

„Wiemy, że jeżeli nie było ochrony samolotu w Samarze to można było z tym samolotem zrobić i włożyć do niego cokolwiek się chciało i gdzie chciało” – powiedział Tomasz Grudziński, były zastępca szefa BOR.

Ukazana w filmie wirtualna symulacja wskazała, że w punkcie pod podłogą salonki generalskiej Tupolewa w górnym rogu baku paliwowego znajdowało się epicentrum eksplozji, która – w założeniu autorów – miała mieć miejsce w Smoleńsku. Podkreślono, że im bliżej tego punktu, tym większe rozdrobnienie konstrukcji samolotu, a szczątki salonki generalskiej zostały rozrzucone na całym wrakowisku.

Z ujawnionych w filmie protokołów przesłuchań jednego ze świadków obecnych na lotnisku w Smoleńsku wynika, że słyszał on podczas katastrofy huki i detonacje. Inny świadek mówił z kolei o dźwiękach trzech wybuchów.

W Smoleńsku doszło do „egzekucji(?)”

To bardzo mocne zarzuty sugerujące, jakoby prezydent RP Lech Kaczyński został zamordowany. Jeśli tak rzeczywiście było, to zarówno PO, jak i PiS u władzy nie zrobiły z tym kompletnie nic. A każda z ekip miała na to mniej więcej po pięć lat.

Reżyser filmu Ewa Stankiewicz po emisji filmu dodała także, że TVP wycięło z dokumentu fragment, który miał być dowodem, że katastrofę samolotu ktoś przeżył, a następnie doszło do… „egzekucji(?)”. Zapowiada, że zrobi o tym kolejny dokument, o ile TVP na to pozwoli. Jeśli nie, to nieśmiało podpowiadamy, że na TVP świat się nie kończy.Ewa Stankiewicz sugeruje, że w Smoleńsku doszło do egzekucji.

 

REKLAMA