Znów kłamią usprawiedliwiając podatek, z którego czerpać będą artyści. „Słusznie się nam należy”

Opłata reprograficzna to kolejny podatek.
Człowiek przytłoczony podatkami - zdj. ilustracyjne. (Fot. Andrew Neel/Pexels)
REKLAMA

Status zawodowy artystów jest taki, że nie mają możliwości odkładania na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne – powiedział Jarosław Sellin, usprawiedliwiając w ten sposób szykowany przez PiS podatek od smartfonów, tabletów, dysków, komputerów, telewizorów i innych nośników pamięci, z którego pieniądze mają trafić do artystów.

Trwa medialne usprawiedliwianie szykowanej przez rząd rozszerzeniu opłaty reprograficznej, potocznie nazywanej podatkiem od smartfonów. Opłatę reprograficzną wprowadził już rząd PO-PSL, ale w nieco innych „cyfrowych czasach”, więc opłata obejmuje aktualnie m.in. papier ksero, drukarki, płyty CD.

PiS rozszerzy podatek o smartfony, laptopy, tablety, komputery, telewizory – itd. Więcej przy zakupie nowego sprzętu zapłacą wszyscy Polacy. Rząd oczywiście zapewnia, że podatek (opłata) zostanie nałożona na producentów sprzętu, ale podatki działają tak, że finalnie zapłaci je konsument, więc w sklepach sprzęt po prostu zdrożeje.

REKLAMA

Wszyscy, którzy kupią nowy sprzęt, mają więc zrzucać się na artystów. Ilona Łepkowska tłumaczy to na przykład tak, że Polacy nie płacą za treści, więc kradną, artyści nie zarabiają i w ten sposób trzeba im to zrekompensować. Argumenty, że Polacy (może poza jakimś marginesem) nie kradną, bo płacą za treści (abonamenty na platformach streamingowych typu Netflix, HBO, Spotify, Tidal, zakup płyt, książek, filmów czy nawet poprzez obejrzenie/kliknięcie reklamy w materiale udostępnionym bez opłaty) do zwolenników podatku nie trafiają. Płacić mają wszyscy, nawet jeśli z dzieł artystów w ogóle nie korzystają.

Sellin o podatku reprograficznym

Jarosław Sellin z PiS w tłumaczeniu podatku reprograficznego poszedł nieco innym tropem. Otóż okazuje się, że artyści są tak biedni, że nie stać ich na odprowadzanie składek emerytalnych, zdrowotnych itd., więc „podatek od smartfona” te składki (podatki) opłaci.

Bardzo często ich status zawodowy jest taki, że nie mają możliwości odkładania istotnych składek na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne. Chcemy tę sprawę rozwiązać. Nie może być tak, żeby ludzie, którzy tworzą polską kulturę w jesieni swojego życia tak biedowali, żeby nie mieli ubezpieczeń zdrowotnych i emerytalnych – mówił wiceminister w Radiu Wrocław.

Oczywiście Sellin kłamie, bo artyści jak najbardziej mają możliwość „odkładania istotnych składek”. Tak jak robią to pod przymusem prawie wszyscy Polacy.

Na przykład otwierając kiosk, trzeba założyć działalność i co miesiąc, choćby się waliło i paliło, pieniądze na ZUS znaleźć. Artysta też może założyć działalność, wystawiać faktury i na ZUS płacić. Z jakichś względów (większość) jednak tego nie robi. Bo się nie opłaca. PiS więc zamiast zmienić horrendalne i przymusowe obciążenia fiskalne, woli wprowadzić nowy podatek i artystom te ubezpieczenia zapłacić z nadwyżki, jaką będą musieli pokryć kupujący nowy sprzęt.

Kapela: słusznie się nam należy

Ustawa o opłacie (podatku) reprograficznej zakłada jednak nie tylko opłatę ubezpieczenia artystom, ale także zapomogi socjalne tym najmniej zarabiającym. Jaś Kapela z „Krytyki Politycznej” i partner Hanny Zagulskiej (tej od zbiórki na laptopa z okazji urodzin) wyjaśnił ostatnio, że artystom (do których sam siebie zaliczył) te pieniądze po prostu się należą (przy okazji kłamiąc, bo nie będzie to 1 proc., tylko prawdopodobnie 4 proc.).

„W obecnym modelu kapitalizmu, twórcy są nieustająco okradani. Większość moich dzieł można bezpłatnie przeczytać w internecie, więc 1% procent od urządzeń, które na to pozwalają, słusznie się nam należy” – uważa Kapela.

Należą i już. Reszta zamknąć gęby i płacić.

REKLAMA