Pandemiczni naukowcy znaleźli nowy straszak. „Muchy domowe mogą przenosić SARS-CoV-2”

Koronawirus i łapka na muchy oraz mucha/Obrazek ilustracyjny/Fot. Pixabay (kolaż)
Koronawirus i łapka na muchy oraz mucha/Obrazek ilustracyjny/Fot. Pixabay (kolaż)
REKLAMA
„Nasze wstępne odkrycia sugerują, że muchy domowe mogą przenosić SARS-CoV-2 jako wektor mechaniczny lub biologiczny, zwłaszcza w ciepłych porach roku” – donosi „Nature”.

Krótko skomentował te doniesienia doktor Piotr Witczak. Medyk jest m.in. autorem opracowania, w którym zebrał ponad 100 prac naukowych publikacji podważających skuteczność i bezpieczeństwo masek.

SZOK! Lekarz ujawnia: „Istnieje uzasadniona hipoteza, że maska zwiększa ryzyko COVID-19”

REKLAMA

Na łamach słynnego, zwłaszcza w kontekście mniemanej pandemii, pisma „Nature” naukowcy doszli do konkluzji, że koronawirus może przenosić się już nie tylko drogą „tradycyjną”. Na nowe zagrożenie wytypowano muchy.

„Na świecie prowadzone są różne badania dotyczące przenoszenia patogenów przez owady. Biologiczne i mechaniczne metody przenoszenia to dwie główne przyczyny przenoszenia chorób zakaźnych lub naskórka. Możliwość przenoszenia chorób wirusowych powodujących ostre infekcje dróg oddechowych u ludzi i zwierząt była badana w różnych częściach świata i udowodniono możliwość mechanicznego przenoszenia tych wirusów przez niektóre gatunki owadów” – czytamy.

Teraz do „szokujących” doniesień magazynu „Nature” odniósł się dr Witczak.

„Obowiązkowe moskitiery i maseczki w domach, żeby mucha nie wpadła? Przepowiadam nadchodzącą muchozę” – skwitował lekarz.

Z doniesień „Nature” wynika, że „jest to pierwsze doniesienie o wykryciu SARS-CoV-2 na powierzchni i próbkach tkanek muchy domowej (Musca domestica)”. Dane w badaniu zbierano w terenie „przy użyciu wysoce czułego testu PCR, który sugeruje możliwą transmisję” wirusa przez owady.

Warto tutaj przypomnieć orzeczenie portugalskiego sądu, który uznał testy PCR za niewiarygodne, jeśli chodzi o wykrywanie SARS-CoV-2. Sędziowie powołali się przy tym na badania naukowe. Z jednego z nich miało wynikać, że podczas przeprowadzania testów PCR z 35 lub więcej cyklami ich dokładność spada do 3 proc. Oznacza to, że nawet 97 proc. wyników pozytywnych może być fałszywie dodatnich.

„Test PCR polega na wielokrotnym powielaniu materii genetycznej wirusa; im mniej wymaganych cykli, tym większa ilość wirusa lub miano wirusa w próbce. Im większe miano wirusa, tym większe prawdopodobieństwo zakaźności pacjenta.

Większość testów ustala limit cyklów na 40, kilka na 37. Testy z tak wysokimi progami mogą wykryć nie tylko żywe wirusy, ale także fragmenty genów, pozostałości po infekcji, które nie stanowią żadnego szczególnego ryzyka” – wyjaśnia portal politykazdrowotna.com.

Źródła: Twitter/nature.com/politykazdrowotna.com/NY Times/nczas.com

REKLAMA