Ubogacanie Francji. Marsylia w środku wojny gangów. Sześć strzelanin, siedem trupów w dwa tygodnie

Marsylia Fot. ilustr. Wikipedia
REKLAMA

W czwartek 8 lipca tuż przed północą, w Septème-les-Vallons, tuż obok 15. dzielnicy Marsylii, zginęła 17-letnia dziewczyna. Była to przypadkowa ofiara zamachu na dilera narkotyków. To była szósta strzelanina w ciągu 15 dni.

W piątek 9 lipca, w 11. dzielnicy miasta, „znany policji” 18-latek Woissim M. zmarł od ran nożem, pomimo reanimacji ratowników.

Trzy inne osoby ze społeczności romskiej, Raimond J., 48 lat, Kelly D. lat 26 lat i Anaïs U., lat 15 lat zostały znalezione w pobliżu z ranami kłutymi. W tym przypadku mogło jednak nie chodzić o narkotyki.

REKLAMA

Krew płynie jednak ulicami Marsylii głównie z powodu walki o wpływy gangów i porachunków dilerów. „Sytuacja jest niezwykle poważna” – powiedziała Samia Ghali, radna tego miasta i socjalistyczna senator.

W tym kontekście przypomina się np. zamordowanie 32-letniego Younesa L., zastrzelonego czterema kulami w głowę zaraz po meczu piłki nożnej. Wydarzyło się to 25 czerwca około 20:30 w czasie dzielnicowego turnieju.

Policja twierdzi, że chodziło o rywalizację między klanem Ahamada, zwaną „Klanem Czarnych”, od nazwiska rodziny pochodzącej z Komorów i „Cyganów” z rodziny Benglerów.

Stawka tych porachunków to kontrola nad Cité de la Paternelle, strategiczną dzielnicą handlu narkotykami, głównie konopiami i kokainą. Miesięczny zysk z tego terenu ma wynosić od 50 000 do 100 000 euro.

Starcia pomiędzy Ahamadą i Benglerami trwają od 2008 roku, kiedy to sądy skazały przywódców obydwu klanów na kary więzienia. Według źródeł policyjnych, ta wojna ciągnie się 13 lat i w tym czasie zginęło prawie sto osób.

20-letni Ali A., poważnie ranny w czasie strzelaniny na stadionie miejskim La Martine, w której zginął Younès L., był członkiem klanu Ahamada. Był sądzony razem z członkami tego gangu w 2017 roku za handel narkotykami. Na rozprawie przysięgał, że porzucił przestępcze życie i zajmuje się piłką nożną i treningami na siłowni. Niedawno został zwolniony z więzienia.

Hipotezy policyjne mówią o porachunkach, które przybrały na sile. W rzeczywistości trwają one od trzydziestu lat, czyli pojawienia się narko-bandytyzmu w północnych dzielnicach Marsylii. Na początku były to głównie porachunki Korsykanów z tworzącymi nowe gangi Arabami, później przyszły kolejne grupy; powiązania rodzinne, etniczne, itd.

Ostatnia seria porachunków nie jest pierwszą w Marsylii. Siedem zabójstw popełnionych w ciągu ostatnich piętnastu dni przypomina rok 1998. Wtedy padło 8 ofiar w niecałe dwa miesiące. Każdy mord to nakręcanie spirali odwetu, a ofiarami bywają często postronni ludzie.

Prefekt miejscowej policji Frédérique Camilleri, prowadzi politykę tzw. „nękania miejskich dilerów”. To strategia, którą podjęto już w… 2011 r. Wyniki są średnie. Historia się powtarza, a nowym elementem są echa zamachów w mediach społecznościowych, gdzie publikuje się wezwania do zemsty, a nawet zdjęcia zamordowanych. Najczęściej na Snapchacie. Policja po cichu zaciera ręce, bo bandytów przecież ubywa, jak niektórzy tłumaczą pewną bezkarność zamachowców. Jednak sytuacja niepokoi po prostu mieszkańców.

„Sytuacja jest dramatyczna. To jest nie do przyjęcia w drugim co do wielkości mieście Francji” – grzmi Samia Ghali. „W sąsiedztwie wszyscy się boją. Minister spraw wewnętrznych zapowiada wysłanie posiłków, ale jednocześnie zamyka komisariat policji w 14. dzielnicy, w jednym z najbardziej kryminalnych miejsc w Marsylii. To skandal” – dodaje senator Ghali.

Gazeta „La Provence” opublikowała mapę, na której zaznaczono 156 punktów sprzedaży narkotyków w Marsylii. W całym departamencie Bouches-du-Rhône ma ich być co najmniej 220. Przestępcy mają dostęp do broni automatycznej, a „Kałasznikow” jest tu narzędziem dość popularnym.

Źródło: Le Point

REKLAMA