Pogranicznik wprost o zdjęciach z Michałowa. Ujawnia, czego naprawdę chcą imigranci

Straż graniczna i wojsko na polsko-białoruskiej granicy w pobliżu miejscowości Usnarz Górny
Straż graniczna i wojsko na polsko-białoruskiej granicy w pobliżu miejscowości Usnarz Górny. (Fot. PAP)
REKLAMA
Polskę obiegły fotografie i filmy dzieci z Michałowa i zaczęła się burza. Strażnik graniczny anonimowo opowiada, jak sprawa wygląda z jego perspektywy.

Przypomnijmy, że kilka dni temu portal Onet opublikował filmy z Michałowa, gdzie znajduje się placówka Straży Granicznej. Przebywali tam imigranci, którym udało się przekroczyć granicę polsko-białoruską.

Na nagraniu widać, jak kobieta (podobno okoliczna mieszkanka) rzuca przez płot dzieciom oraz ich rodzicom różne artykuły – słodycze, pieluchy itp. Twierdzi, że chciała rzeczy te normalnie podać, ale funkcjonariusze SG nie wyrazili na to zgody.

REKLAMA

Dziennikarze Onetu z kolei robili zdjęcia, kręcili filmy i puścili to w eter. Przez media, także media społecznościowe, przetoczyła się istna burza, każda ze stronu polityczno-medialnego sporu interpretowała obrazy o swojemu i oddelegowała na medialny front największe tuby propagandowe. I tak to się od kilku dni w naszym kraju kręci.

Funkcjonariusz Straży Granicznej o zdjęciach z Michałowa

Do sprawy odniósł się jeden z funkcjonariuszy SG, który przy sytuacji z Michałowa był bardzo blisko. Portalowi o2.pl udzielił wywiadu anonimowo, gdyż oficjalnie nie może się wypowiadać dla mediów.

Przede wszystkim wskazuje, że na politycznej walce rykoszetem obrywają funkcjonariusze.

Ktoś musi bronić granicy, chronić nas przed migrantami, którzy tę granicę chcą naruszyć. Służę już długo (jak wynika z dalszej części wywiadu, około 20 lat – red.), ale takiego hejtu na Straż Graniczną, jaki wylewa się teraz, nie pamiętam nigdy – mówi.

Każdy zdjęcia i obrazki z Michałowa interpretuje na swój sposób. Ale trzeba powiedzieć głośno jedną rzecz: te osoby nie prosiły o pomoc, pozostanie w Polsce. Nie chcieli azylu w Polsce. Mówiąc wprost: chcieli dostać się do Niemiec. Nakarmiono ich i ubrano. Jeśli ludzie nie chcą tej pomocy, to ręce opadają – mówi.

Zdjęliśmy ich z granicy, daliśmy im pomoc. Ubrania, jedzenie, lekarstwa. I padło pytanie: „chcecie zostać w Polsce”? Nie chcieli. No to, zgodnie z prawem, odwieźliśmy ich na granicę. Co mamy do tego, jeśli nie chcą azylu? Przecież nie wywieziemy ich autokarami pod granicę niemiecką. Choć pewnie tego by chcieli – kontynuuje.

Oprócz Niemiec, imigranci za cel obierają przede wszystkim Austrię oraz Francję. Mało kto składa wniosek o azyl w Polsce.

Codzienna praca Straży Granicznej na granicy polsko-białoruskiej

Opowiada też, jak od momentu wybuchu kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej wygląda ich praca.

Od dwóch miesięcy jedziemy na ostro. W terenie jest ciężko – funkcjonariusze muszą się pilnować, mieć oczy i uszy dookoła głowy. Nie przypominam sobie, by była jakakolwiek współpraca z Białorusinami – twierdzi.

No cóż, zawsze się jakoś przedostaną. Mamy ciężki teren: podmokły, pełen bagien, rzek. Rąk do pracy potrzeba. Wspomagają nas koledzy i koleżanki z innych oddziałów, ale łatwo upilnować kilkuset kilometrów granicy nie jest – tak z kolei w rozmowie dla o2.pl podoficer SG z Podlasia skomentował informację, że w ośrodku imigranckim w niemieckim Frankfurcie we wrześniu br. pojawiło się 1400 nowych osób, w głównej mierze właśnie z granicy polsko-białoruskiej.

Przez Liban i Białoruś do Polski. Syryjka opowiada, co jej obiecano i jak wyglądała droga migracyjna

Źródło: o2.pl

REKLAMA