Wszystkich Świętych. Polacy łapią się za portfele. Ceny w górę nawet o 50 proc.

Zdjęcie ilustracyjne. / fot. premier.gov.pl
Zdjęcie ilustracyjne. / fot. premier.gov.pl
REKLAMA
Galopująca inflacja i polityka covidowa wpłynęły na ceny zniczy, wkładów czy chryzantem. Handlarze przy stołecznym Cmentarzu Bródnowskim zaznaczali, że ceny w hurcie wzrosły nawet o 50 proc.

Najwyższy od 20 lat poziom inflacji oraz wartość litra benzyna, przekraczająca 6 zł, odbijają się m.in. na cenach przy cmentarzach. Co więcej, na wzrost cen zniczy czy kwiatów wpływ ma też sytuacja z ubiegłego roku – kiedy to rząd warszawski „wspaniałomyślnie” ogłosił zamknięcie cmentarzy na kilka godzin przed tym faktem. Część handlarzy miała więc teraz bardzo ograniczone zaufanie do władz.

Spora grupa handlarzy przyjęła jednak zapewnienia rządu, że w tym roku kuriozalna sytuacja się nie powtórzy i cmentarze nie będą zamykane. – Zamówienie na kwiaty i znicze zrobiliśmy takie samo jak przed rokiem. Ryzyko było, rok temu próbowaliśmy pozbyć się towaru na różne sposoby. Sprzedawaliśmy je nawet pod Pałacem Kultury i Nauki. W tym roku ludzi jest o wiele więcej, więc i zyski będą większe – mówił jeden z handlarzy spod Cmentarza Bródnowskiego cytowany przez wprost.pl.

REKLAMA

– Nie bałyśmy się, że powtórzy się historia z zeszłego roku, bo ludzie już nie daliby się zamknąć w domach – mówiły z kolei kobiety sprzedające chryzantemy. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku rząd „bohatersko” rozwiązał problem, który sam stworzył zamykając cmentarze i zarządził interwencyjny skup chryzantem.

W tym roku ceny w hurtowniach poszły w górę nawet o 50 proc. Drożeje wszystko, od zniczy i wkładów, po chryzantemy – których w magazynach brakuje – po nawozy, reklamówki czy doniczki. Wyższe ceny pojawiły się nie tylko przy cmentarzach, lecz także w supermarketach.

Jak relacjonuje wprost.pl, przy największym cmentarzu w Warszawie wahają się od ok. 10 zł za niewielkie doniczki, do 25-30 zł za te bardziej okazałe. W porównaniu z poprzednim rokiem ceny wzrosły o nawet 10 zł. Znicze natomiast kosztują – od 2,5-3 zł za te najmniejsze, do nawet 70 zł.

Czym jest inflacja?

Jak mawiał Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, inflacja jest to ukryty podatek, który można nałożyć bez ustawy. To dzięki niej rośnie minimalnie średnie wynagrodzenie, problem w tym, że rosną też ceny.

Z kolei Ludwig Von Mises wyjaśniał, że „kiedy rząd zwiększa ilość papierowych pieniędzy, rezultatem tego jest to, że siła kupna jednostki pieniądza zmniejsza się i skutkiem tego wzrastają ceny. To nazywa się inflacją”.

„Musimy pamiętać, że na długą metę możemy wszyscy umrzeć i na pewno umrzemy. Ale powinniśmy urządzić nasze ziemskie sprawy na krótką metę, w której mamy żyć, w najlepszy możliwie sposób. I jednym ze środków koniecznym do tego celu jest porzucenie polityki inflacyjnej” – przekonywał Von Mises.

Inflacja jest stanem korzystnym np. dla dłużników, jej przeciwieństwem jest deflacja – stan korzystny dla oszczędzających. Więcej na ten temat w filmiku poniżej:

Źródła: wprost.pl/NCzas/mises.pl

REKLAMA