Ciemiężenie mężczyzn postępuje. Rewolucja płci

dyskryminacja
Mężczyzna z brodą Źródło: Pixabay
REKLAMA
W dobie szalejącego feminizmu, który wynosi mniej lub bardziej wydumane problemy kobiet na piedestał debaty publicznej, ból i wysiłek mężczyzn mało kogo interesuje. W końcu żyjemy w osławionym „patriarchacie”, który ciemięży tylko biedne panie, prawda?

Niedawno krakowski think tank społeczno-polityczny Klub Jagielloński opublikował kolejny istotny raport, który tym razem został poświęcony problemom mężczyzn w Polsce.

Mężczyźni dyskryminowani? Owszem

Tytułowe „przemilczane nierówności”, które tak naprawdę można określić wprost jako dyskryminację, zdają się mało kogo obchodzić. Więcej: szeroko rozumiany mainstream ma w pogardzie codzienne strapienia przeciętnego faceta, którego życie – jeśli już – jest wzmiankowane jedynie przy okazji analizy rozmaitych „-izmów”, godnego pożałowania incelstwa (tzw. mimowolny celibat spowodowany brakiem potencjalnych partnerek) czy rodzącego się prawicowego radykalizmu. W skrócie: wszystkich nieszczęść tego świata. Standard, można powiedzieć.

REKLAMA

„Dokonująca się na naszych oczach rewolucja płci spowodowała istotne przewartościowanie ról społecznych, które pełnią kobiety i mężczyźni. Za tymi zmianami idzie także rozwój gender studies, które analizują zmieniającą się rzeczywistość z punktu widzenia płci. Nie sposób nie dostrzec, że niemal cała refleksja poświęcona identyfikacji obszarów życia społecznego, w których istnieją nierówności, jest skoncentrowana na kobietach i wskazywaniu pól, w których ich pozycja nie dorównała pozycji mężczyzn. Dominująca narracja o dyskryminacji kobiet zdaje się dla wielu nie do pogodzenia z myślą, że określona grupa mężczyzn, zwłaszcza tych gorzej wykształconych i mieszkających na prowincji, może znajdować się w gorszym położeniu niż kobiety” – czytamy w opracowaniu Michała Gulczyńskiego, doktoranta w dziedzinie polityki publicznej i administracji na Uniwersytecie Bocconiego w Mediolanie, który specjalizuje się w badaniach na temat płci i demografii w polityce.

Jak podkreśla ekspert, zazwyczaj raporty dotyczące nierówności płci prezentują średnie wyniki kobiet i mężczyzn w różnych obszarach, pomijając przy tym wiele innych czynników, nierzadko rzucających nowe światło na przyczyny omawianych zjawisk. Jego zdaniem „założenie, że mężczyźni we wszystkich grupach społecznych są uprzywilejowani”, jest nie tylko błędne, ale i szkodliwe. Zwraca uwagę na to, że „utrwalanie go w dyskursie publicznym prowadzi do wykluczenia problemów mężczyzn z puli zjawisk wymagających politycznego rozwiązania”. Taka teza zasadniczo pokrywa się z obserwacjami, które przedstawiłem na początku artykułu – w dominującej narracji źli i opresyjni są tylko mężczyźni, a kobiety zawsze cierpią z powodu rozmaitych form ograniczania ich praw.

„W ostatnich kilkunastu miesiącach do debaty publicznej na całym świecie przebija się problem radykalizacji politycznej i społecznej części młodego pokolenia mężczyzn. W mediach coraz więcej mówi się o nowej grupie społecznej tzw. inceli, czyli mężczyzn mających trudność ze znalezieniem partnerki. Problem ten zaczyna być dyskutowany również w Polsce. Inne niepokojące zjawisko ujawniają prowadzone analizy młodych elektoratów Lewicy i Konfederacji. Pierwszy cechuje nadreprezentacja młodych kobiet, drugi – młodych mężczyzn. Jak pokazują rozmaite badania elektoratów, szczególnie zaś ujawnione po tzw. strajku kobiet przesunięcie młodych kobiet z dotychczasowych pozycji centrowych na lewicowe, w Polsce mamy do czynienia z obustronną radykalizacją postaw politycznych młodych wyborców przebiegającą przeciwstawnie, właśnie po linii podziału płciowego” – czytamy w opracowaniu.

Antagonizacja młodych ludzi po linii podziału płciowego – jak słusznie podnosi Gulczyński – wiąże się z wyznawanym światopoglądem społecznym i ma odbicie w postawach politycznych. Przywołany przykład strajku kobiet, który wyprowadził na ulice stada przysłowiowych „Julek z Twittera”, uświadomił wówczas prawej stronie ogrom patologizacji umysłów polskich dziewcząt – głównie licealistek i studentek. Głośny sondaż CBOS-u, którego wynikom hołdowała jakiś czas temu „Krytyka Polityczna”, pokazał, że „w 2020 roku odsetek młodych Polaków (18-24 lata) o poglądach lewicowych wzrósł w stosunku do poprzedniego roku niemal dwukrotnie, osiągając najwyższy poziom w historii naszych badań (30 proc.)”. Niestety obawiam się, że za tak niepokojący wynik odpowiadają w dużej mierze właśnie młode kobiety.

Warszawski komentuje

O wrażenia z lektury raportu Klubu Jagiellońskiego postanowiłem zapytać mojego „nadwornego eksperta”, czyli Romana Warszawskiego, z którym już wielokrotnie rozmawiałem przy okazji rozmaitych tematów z zakresu relacji damsko-męskich i problematyki feministycznej. Poprosiłem go o przedstawienie najważniejszych wniosków, które jego zdaniem wypływają z badań Gulczyńskiego. Chociaż podejrzewam, że osoby „ze środowiska”, jak właśnie Roman, jedynie uzyskały efekt potwierdzenia („a nie mówiłem?”), to jednak dla tzw. przeciętnego odbiorcy przyjęcie do wiadomości tych faktów może być sporym wyzwaniem. Szok poznawczy, krótko mówiąc.

– Najważniejszy wniosek płynący z raportu to to, że wielu z nas czeka samotna przyszłość. Wyautowani mężczyźni mogą w poczuciu beznadziei iść w kierunku różnych ekstremizmów, zaś wiele kobiet czeka starość ze stereotypowym kotem i butelką wina, co jeszcze bardziej będzie atomizowało nam społeczeństwo i pogłębi zapaść demograficzną. Dla nikogo ze środowiska „czerwonej pigułki” te ustalenia nie są odkrywcze. W środowisku mówimy o tym od bardzo dawna. Niestety przeciętny odbiorca przejdzie obok tematu obojętnie, ponieważ tak podpowiada nam nasze gynocentryczne „oprogramowanie”. Dobrze jest zobaczyć, że środowisko konserwatywne wyszło poza tradycyjne „to wina gier komputerowych i pornografii”. Obawiam się, że w głównym nurcie nie da się powiedzieć wiele więcej bez oskarżenia o mizoginię – twierdzi publicysta.

Opis stanu faktycznego to jedno. Co natomiast z propozycjami rozwiązań, które miałyby poprawić funkcjonowanie naszego społeczeństwa w sferze relacji damsko-męskich? Czy zdaniem Warszawskiego autor stanął na wysokości zadania? Jak mogłem się spodziewać, mój rozmówca docenił kierunek zmian, który wytyczył badacz, ale nie omieszkał dołożyć swoich trzech groszy. Dzięki jego perspektywie obraz sytuacji wydaje mi się bardziej kompletny.

– Propozycja wprowadzenia większej ilości męskich wzorców do systemu edukacji byłaby krokiem w bardzo dobrą stronę. Jeśli zaś chodzi o rodzinę, zwiększenie jej stabilności jest dla naszego narodu sprawą życia i śmierci. Przy czym to nie jest wyłącznie kwestia dania mężczyznom stabilnej pracy, aby byli w stanie tę rodzinę utrzymać. Zmiany kulturowe zaszły zbyt daleko. Musimy na nowo przemyśleć samą konstrukcję małżeństwa, tak aby instytucjonalnie chronić prawo ojców do ich dzieci i aby samo posiadanie dzieci nie wiązało się z ryzykiem bycia w sytuacji osoby odpowiedzialnej, ale bez realnego wpływu. Jak szukać rozwiązania problemu? Odwołać się do ekonomii, gdyż to jest nauka o ludzkich zachowaniach. Konserwatyści potrafią zauważyć, że aktywność państwa – wysokie podatki i nadmiar regulacji – zniechęca ludzi do podejmowania działalności. Dokładnie ten sam mechanizm niszczy mężczyzn i rodzinę. Gdyby nie państwo, które pozbawia mężczyznę pieniędzy i możliwości opiekowania się rodziną (bo tak należy widzieć „ochronę” kobiet, jaką zapewnia państwo), problem by nie istniał. Należy zlikwidować zastępczego męża w postaci „Pana Państwo”, z którym mężczyźni muszą konkurować i z którym nie mają szansy na dłuższą metę wygrać – przekonuje Warszawski.

Warto zauważyć, że Klub Jagielloński tworzy środowisko republikańskie, dosyć zachowawcze w ocenach i starające się utrzymać w głównym nurcie debaty publicznej, niejako w bezpiecznym centrum. Z tego względu sporządzane przez nich raporty, choćby jak ten omawiany, charakteryzują się sporą dozą umiarkowania. Rozpoznanie problemu jak najbardziej na plus, a co do recepty – obawiam się, że na obecnym etapie rewolucyjnej zawieruchy powinniśmy wytoczyć cięższe działa. Ustawiając się w pozycji obrońców, którzy odpierają kolejne ataki i tłumaczą się na zasadzie „tak, ale…”, wiele nie zdziałamy, a czas ucieka. Tempo demograficznych zmian jest nieubłagane i z pewnością nie sprezentuje nam taryfy ulgowej.

Jakub Zgierski


REKLAMA