Kryzys migracyjny mocno dotyka Belgię

Prawie 90 procent przyrostu mieszkańców Belgii to imigranci. Dzielnica Brukseli Molenbeek. Zdjęcie: Dostawca: PAP/DPA.
Prawie 90 procent przyrostu mieszkańców Belgii to imigranci. Dzielnica Brukseli Molenbeek. Zdjęcie: Dostawca: PAP/DPA.
REKLAMA
Belgia, która nie ma żadnych zewnętrznych granic unijnych, przeżywa duże problemy z falą migracji. Od wielu tygodni migranci ustawiają się w kolejce przed Petit Château w Brukseli, ośrodkiem recepcyjnym dla osób ubiegających się o azyl w Belgii. Niektórzy nawet śpią tam na chodnikach.

Le Petit Château to centrum azylowe dla całego kraju. Jest zarządzane przez instytucję FedAsil i jest w tej chwili całkowicie zakorkowane. Miejsc dla osób ubiegających się o azyl brakuje we wszystkich rozsianych po Belgii ośrodkach zakwaterowania. Najpierw trzeba jednak i tak swoje dostać w kolejce do Małego Zamku. Niektórzy koczują tu już nawet kilka tygodni. Pierwszeństwo mają kobiety, nieletni i rodziny.

Tzw. organizacje humanitarne mówią o setkach ludzi koczujących na zimnie, na ulicy, w dramatycznych warunkach. Twierdzą, że „Fedasil” nie jest w stanie sobie poradzić z sytuacją i dodają „mamy uchodźców, którzy nie mogą nawet złożyć wniosku o azyl”. Dlatego wnieśli nawet pozwy do sądu.

REKLAMA

Na pracę w „trudnych warunkach” narzeka także personel obsługujący kandydatów do azylu w Petit Chateau. W październiku zorganizowali tu… strajk. Po interwencji mediów wnioski azylowe przyjęto od większości, ale starający się o status uchodźcy w dużej liczbie przypadków znowu wracają na ulice, ponieważ nie dla nich miejsc w domach dla azylantów.

Rząd tłumaczy się, że przyczyn zatoru jest kilka. Po pierwsze, katastrofalne powodzie w połowie lipca, które spowodowały utratę 1000 miejsc noclegowych. W ośrodkach musiano m.in. zakwaterować powodzian. Drugim czynnikiem zatoru jest masowe przyjęcie migrantów przywiezionych z Afganistanu po przejęciu tam władzy przez talibów. Trzecim czynnikiem ma być koronawirus. Pandemia spowalnia procedury, ale też część miejsc noclegowych trzeba było przeznaczyć np. na kwarantannę.

Jest wreszcie zjawisko migracji wewnątrz Europy. Do Belgii przyjeżdża część migrantów, którzy zaczepili się wcześniej i ubiegali o azyl w innym kraju europejskim lub w kraju trzecim (na przykład w Turcji). Procedura nakazuje odsyłanie ich, ale wystarczy, że migrant sprzeciwi się wykonaniu obowiązkowego do ekspulsji testu PCR na koronawirusa i odesłać go nie można… Wówczas pozostaje w belgijskiej sieci recepcji starań azylowych.

Migranci świetnie te procedury znają i wykorzystują. Ministerstwo obiecuje, że wkrótce powstaną nowe ośrodki recepcyjne, ale wymaga to czasu. Zwraca uwagę na to, że ich otwieranie „czasami spotyka się z niechęcią niektórych gmin i ich mieszkańców”.

Bruksela podejmuje pewne działania dyplomatyczne i stara się zniechęcać do przyjazdu tych, którzy na azyl nie mają żądnych szans. Prowadzono np. rozmowy w Tiranie, bo i tak większość Albańczyków, którzy ubiegają się o ochronę międzynarodową w Belgii, nie otrzymuje statusu uchodźcy.

Migranci wiedzą jednak swoje. Wystarczy się przecież zaczepić, później można się przy pomocy organizacji humanitarnych odwoływać, przedstawiać argumenty rodzinne, świadectwa lekarskie, itp. Biorąc pod uwagę, że deportacja to koszty i przede wszystkim sporo biurokracji, zawsze się może udać…

Źródło: RTBF

REKLAMA