Afera śmieciowa w Warszawie! Spółdzielnie zapowiedziały bunt. Firmy, jak „Byś”, irytują mieszkańców. Ale to wierzchołek góry lodowej

Rafał Trzaskowski (European Union / Philippe Buissin / John Thys, CC BY 2.0)
Rafał Trzaskowski (European Union / Philippe Buissin / John Thys, CC BY 2.0)
REKLAMA

W Warszawie spółdzielnie „Praga”, „Bródno”, „Zachód”, „Służew nad Dolinką” oraz Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa stawiły opór w sprawie tzw. uchwały śmieciowej, którą stołeczny ratusz opublikował 18 listopada. To jednak nie koniec problemów, mieszkańcy muszą bowiem mierzyć się ze zjawiskiem smrodu na lokalnych sortowniach czy kompostowniach odpadów, np. na Bielanach, gdzie zarządza firma „Byś”.

Śmieciowa niesprawiedliwość

Uchwała zakłada, że od 1 stycznia na mieszkańców stolicy zostanie nałożona opłata za wywóz śmieci uzależniona od posiadanego metrażu nieruchomości. Choć władze miasta przekonują, że nowy mechanizm nie uderzy po kieszeniach podatników, rzeczywistość prezentuje się zgoła inaczej – na nowych przepisach najbardziej ucierpią bowiem mniej i średnio zamożni. W zabudowie wielolokalowej wysokość opłaty będzie uzależniona od powierzchni lokalu. Dane odnośnie powierzchni można znaleźć w ewidencji gruntów i budynków albo w księdze wieczystej. W omawianym systemie przewidziano pięć różnych stawek. Dla mieszkań o powierzchni do 30 m2 opłata będzie wynosić 52 zł; od 30,01 do 40 m2. – 77 zł; od 40,01 do 60 m2 – 88 zł; od 60,01 do 80 m2. – 94 zł, a dla gospodarstw powyżej 80 m2. – 99 zł.

REKLAMA

Stawki wyliczone według nowych zasad będą obowiązywać od 1 stycznia przyszłego roku. Warszawski hurraoptymizm jest i tym razem kompletnie nie na miejscu. Narracja ratusza przegrywa z twardymi faktami, które wprost mówią, iż planowany system będzie niesprawiedliwy i wbrew zamierzeniom zupełnie nieproporcjonalny. Spółdzielcy wskazywali wcześniej, że głównym problemem nowego sposobu pobierania opłat jest ich skokowy wzrost:

– Przykładowo właściciel lokalu 30 m2 zapłaci 52 zł/mc, podczas gdy właściciel lokalu minimalnie większego, gdyż zaledwie o 1 cm2, czyli o pow. 30,01 m2 zapłaci aż o 25 zł więcej, tj. 77 zł – zwracano uwagę na problem.

To dopiero początek

Spółdzielnie postanowiły przeciwstawić się polityce miasta, prosząc o interwencję Wojewodę Mazowieckiego. Problem został szeroko omówiony w oficjalnym piśmie:

– W naszej ocenie nowa metoda ustalania opłat oraz przyjęte stawki opłat wprowadzone przez Radę spowodują, że ciężar finansowy za gospodarowanie odpadami komunalnymi spadnie głównie na ludzi mniej i średnio zamożnych (takie osoby są zazwyczaj właścicielami lokali o pow. od 40 do 60 m2 – w tym przedziale jest ok. 50 proc. lokali w Warszawie), podczas gdy dla osób najlepiej zarabiających (zamieszkujących najczęściej duże lokale o pow. od 80 m2) wzrost opłat będzie mniej odczuwalny – czytamy w dokumencie skierowanym do Wojewody.

I choć konflikt spółdzielni z władzami miasta przybrał otwarcie wymiar obrony interesów szarych warszawiaków, prawdziwe schody dopiero przed nami. Tutaj już trudniej o ogólnokrajowe wstawiennictwo za mieszkańcami, gdyż sprawa dotyczy konkretnych dzielnic. Weźmy na przykład Bielany, gdzie w oczy uderza dosyć luźne podejście do bezpieczeństwa i higieny pracy pracowników składowisk śmieci. W czerwcu 2019 roku w sortowni śmieci przy ul. Wolczyńskiej, należącej do firmy „Byś” (przedsiębiorstwa zajmującego się wywozem śmieci oraz usuwaniem nieczystości), doszło do wykrycia zatrucia siarkowodorem u czterech pracowników.

„Byś” krytykowany przez mieszkańców

„Byś” to przedsiębiorstwo należące do Wojciecha Byśkiniewicza, które zajmuje się składowaniem oraz wywozem śmieci. W marcowej rozmowie z „Gazetą Wyborczą” właściciel firmy kontrolującej „kwestię śmieciową” na Bielanach otwarcie deklaruje swoje sympatie proekologiczne, zarzucając władzy Trzaskowskiego hipokryzję. Okazuje się bowiem, że w pierwszym kwartale 2021 roku Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania w celu zoptymalizowania cen zagospodarowania odpadów ogłosiło przetarg dla firm z całej Polski.

– Odległość od Warszawy do miejsca, gdzie śmieci zostaną zagospodarowane, się nie liczy. W stu procentach decyduje cena. I nie ma co ukrywać, zakłady zlokalizowane na mniej zurbanizowanych terenach mogą być tańsze. Poza tym na naszym terenie nie ma składowisk śmieci, a one są najtańsze. Tyle że gdy doliczymy dowóz z Warszawy w odległe czasami rejony Polski, wyjdzie drożej. A tak być nie powinno. Wożenie śmieci przez pół Polski to absurd – mówił w rozmowie z „Wyborczą” anonimowy informator, powiązany z branżą odpadową.

– Władze Warszawy przywiązują dużą uwagę do ekologii – wskazuje z kolei Byśkiniewicz. – Ekologiczny transport publiczny, rowery, ciągi piesze. Ja też chciałbym zwrócić uwagę na ekologię. Niedługo wyjedzie z Warszawy w Polskę milion metrów sześciennych odpadów ze śmietników warszawiaków, zapakowanych na ciężarówki – mówił wczesną wiosną szef przedsiębiorstwa. – Ledwo mógłby je wszystkie pomieścić Stadion Narodowy. Czy taka turystyka odpadowa jest ekologiczna? – pytał retorycznie.

Ekologiczne komunikaty szefostwa „Bysia” nie brzmią jednak wiarygodnie dla samych mieszkańców Bielan, którzy narzekają na przykre zapachy:

– Niemal 300 zgłoszeń dotyczących uciążliwego zapachu dotarło do mnie w ciągu jednego dnia po apelu w bielańskich grupach (…) Skąd pochodzi odór skoro MPO nie ma pozwolenia na przetwarzanie odpadów zmieszanych? Podejrzenia mieszkańców najczęściej padają na: przetwarzane odpady zielone w instalacji MPO przy Kampinoskiej (na to spółka ma pozwolenie) oraz na działalność firmy Byś przy ul. Wólczyńskiej – pisał przed kilkoma tygodniami w mediach społecznościowych Krystian Lisiak, radny Dzielnicy Bielany.

Na wojennej ścieżce z firmą i władzami stolicy pozostaje również Stowarzyszenie Czyste Bielany. Aktywiści za pośrednictwem mediów społecznościowych występują w roli orędowników mieszkańców dzielnicy:

– Szanowni Państwo, znowu coraz częściej czuć w powietrzu smrody przetwarzania odpadów komunalnych połączone z odorem mas bitumicznych, asfaltem z terenu przy ul. Wólczynskiej 249. Olbrzymi teren i co najmniej 3 firmy które smrodzą. Nie są to zdrowe zapachy dla naszych płuc czy serca. Proszę pisać skargi do: mail to: [email protected] – czytamy w komunikacie stowarzyszenia z października bieżącego roku.

Problem nie dotyczy jednak tylko nieszczęsnych Bielan, gdzie na domiar złego na terenie firmy Byś wybuchł ostatnio pożar. To zjawisko powszechne, o czym świadczą liczne artykuły publikowane w sieci: “Fetor nie daje spać. Na Sadybie cuchną śmieci” albo “Mieszkańcy okolic Kanału Żerańskiego skarżą się na uciążliwy smród”. Stołeczni radni w zasadzie cały czas otrzymują skargi na smród docierający do mieszkańców ze składowisk odpadów w całej Warszawie. Najwyraźniej rozwinięta „turystyka śmieciowa”, o której była mowa w kontekście przetargu MPO, jedynie w jakimś stopniu oczyściła Warszawę z cuchnącego balastu.

Jakub Zgierski

REKLAMA