
Ponad 10 milionów kanadyjskich dolarów dobrowolnie wpłacono na poczet kosztów związanych z Konwojem Wolności. Politycy, którym nie w smak protesty przeciwko sanitarnej tyranii, chcieliby te pieniądze przeznaczyć na inny cel. Czyli po prostu je ukraść. Na razie zbiórka została zamrożona.
Kanadyjski Konwój Wolności wyruszył w drugiej połowie stycznia. Z początkowo małego i lokalnego protestu przeciwko covidowym wymysłom urzędników i obowiązkowym szczepieniom przeciwko covidowi przerodził się w wielką ogólnokrajową manifestację.
Do protestu dołączali kolejni kierowcy ciężarówek, później także farmerzy i kierowcy samochodów osobowych. Kawalkada liczyła nawet 70 kilometrów.
Konwój Wolności dotarł do stolicy Kanady, Ottawy, i tam przerodził się w protest „stacjonarny”, który trwa od 29 stycznia. Tego dnia też premier Kanady Justin Trudeau został ewakuowany z miasta, a potem ogłosił, że nie spotka się z protestującymi, bo ma koronawirusa.
Problemy z wypłatą pieniędzy ze zbiórki na Konwój Wolności
W międzyczasie uruchomiono zbiórkę na platformie GoFundMe na pokrycie wszystkich kosztów związanych z protestem przeciwko covidowej tyranii. Chodzi m.in. o koszty paliwa, żywności, zakwaterowania.
Wpłaty na rzecz Konwoju Wolności dokonało co najmniej 120 tysięcy osób. Nie tylko Kanadyjczyków, ale także Amerykanów, Brytyjczyków, Australijczyków, a nawet Polaków. Zebrano ponad 10 milionów kanadyjskich dolarów (ok. 8 mln USD) i… zbiórka została zamrożona.
Aktualnie wypłata środków nie jest możliwa. Platforma GoFundMe tłumaczy to oficjalnie tak, że potrzebuje „więcej informacji na temat wykorzystania funduszy”. Zasłania się przy tym regulaminem. Generalnie – na ten moment, bo nie wiadomo, jakich argumentów użyje później – chce potwierdzeń zapłaty za paliwo – itd.

W zablokowaniu zbiórki palce maczali – nawet jeśli nie bezpośrednio – politycy, którym nie podoba się ogromny protest zorganizowany przeciwko ich covidowym wymysłom. Zaczęli publicznie nawoływać, by pieniędzy przedstawicielom Konwoju Wolności nie wypłacać.
Jako pierwszy z apelem zwrócił się urzędnik z Ottawy, Mathieu Fleury. Gdy spadła na niego fala krytyki, usunął swój wpis w mediach społecznościowych, w którym informował o podjętych krokach.
UPDATE – This tweet has now been deleted: pic.twitter.com/4FPcpJmUYE
— Disclose.tv (@disclosetv) January 31, 2022
Chrapkę na ponad 10 mln CAD ma radna Ottawy, Diane Deans, która zwróciła się z apelem do burmistrza stolicy, by użył wpływów, zadzwonił do GoFundMe i powstrzymał wypłatę pieniędzy.
„Chcę zapytać burmistrza, czy zadzwoni bezpośrednio do GoFundMe w USA i zażąda, aby przestali wypłacać pieniądze tym nielegalnym protestującym? Mógłby też poprosić premiera (Trudeau – red.), by zrobił to samo. Zdaję sobie, że takie działania wymagają czasu, formalności, ale to pilna sprawa. Musimy odciąć finansowanie dla tych ludzi (protestujących – red.)” – apelowała radna Deans.
Proponuje także, by pieniądze te po prostu przejąć, czyli ukraść i pokryć z nich koszty, które poniosła policja przy zabezpieczaniu manifestacji. Twierdzi ona, że akcja służb przy zabezpieczaniu protestu kosztuje 800 tys. CAD dziennie.