Rosyjskie przyczółki w Afryce

Dostawy rosyjskiego sprzętu do Mali Screen TV Mali
REKLAMA

Wśród krajów afrykańskich, które w wojnie Rosji z Ukrainą są po stronie agresora znalazły się m.in. Republika Środkowoafrykańska i Mali. To byłe kolonie francuskie, zwaśnione z dawną metropolią, które znalazły sobie protektora m.in. w Grupie Wagnera.

Francuskie media piszą wręcz, że Republika Środkowoafrykańska stałą się protektoratem rosyjskich oddziałów paramilitarnych Wagnera.

Przybyli do Bangi w 2018 roku. 29 listopada ub. roku na jednej z głównych arterii stolicy Bangi, przy uniwersytecie stanął nawet socrealistyczny pomnik „przyjaźni”. Przedstawia uwiecznione w brązie sylwetki czterech żołnierzy – dwóch Rosjan i dwóch wojaków środkowoafrykańskich, którzy chronią kobietę i dwoje dzieci.

REKLAMA

Pomnik odsłaniał sam prezydent Faustin-Archange Touadéra. Grupa Wagnera jest schowana za tajemniczą firmą Sewa Securities. Jewgienij Wiktorowicz Prigożym, oligarcha finansujący Grupę Wagnera, jest tu uważany niemal za „wicekróla”.

Kolejnym krajem, który pozbył się wpływów francuskich pod parasolem Rosjan jest Mali, gdzie władzę przejęli wojskowi. Już z okazji 60. rocznicy odzyskania niepodległości we wrześniu 2020 r. Malijczycy demonstrowali wrogość wobec Francji i poparcie dla Putina, wymachując na paradzie flagami Rosji.

Francja ostatecznie zdecydowała się w ramach operacji Barkahne, która zwalczała dżihadystów na Sahelu, zawiesić operacje w tym kraju. „Wagerowcy” mają mniejsze skrupuły i nic dziwnego, że Bamako „odnosi” ostatnio sukcesy w zwalczaniu „terrorystów”.

Afryka Środkowa i Mali entuzjastycznie weszły w sferę wpływów Moskwy, ale wojna na Ukrainie i napięcie w stosunkach między Rosją a Zachodem, zmieniają reguły gry. Dotyczy to nie tylko gry dyplomatycznej, ale i militarnej. zarówno z dyplomatycznego, jak i militarnego punktu widzenia, dopiero się okaże. Czym innym jest rząd Mali wybierający sobie dowolnie partnera międzynarodowego, a czym innym występujący jako konkretny „sojusznik Putina”.

W ostatnich latach Rosja rozszerzyła swoje wpływy w Afryce i po inwazji na Ukrainę oczekuje, że jej nowi sojusznicy będą ją wspierać lub przynajmniej zachować neutralność na forach międzynarodowych, takich jak ONZ. To może być jednak nieopłacalne.

O ile w czasie pokoju, np. Paryż nie chciał się konfrontować z Moskwą w Afryce i akceptował jej rozpychanie się we frankofońskiej Afryce, teraz może utrzeć na tym terenie Rosjanom nosa. Wpływy dawnej metropolii kolonialnej są przecież nadal silne.

O ile Zachód nie wyśle swoich żołnierzy na Ukrainę, na terytorium państw trzecich wszystko jest możliwe. Rosja tymczasem rozepchnęła się dość mocno. Jej obecność jest widoczna także w konflikcie w Libii, w Sudanie, Etiopii, Erytrei, czy Mozambiku. Jej paramilitarne oddziały „pomagają” w walce z rebeliantami, czy bojownikami dżihadu, za tym idzie jednak także ekspansja polityczna i ekonomiczna, chociaż tutaj pozostają daleko w tyle np. za Chinami.

Ciekawostką jest, że Kenia, obecnie niestały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, bardzo wyraźnie wyraziła sprzeciw wobec agresji Rosji na Ukrainę. Już jednak Unia Afrykańska mówiła tylko „niepokoju sytuacją” i nie krytykowała jednoznacznie Rosji.

Republika Południowej Afryki, która ma dobre relacje z Rosją, delikatnie wezwała Moskwę do wycofania swoich sił z Ukrainy. Jednak już prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Faustin-Archange Touadéra poparł decyzję Rosji o uznaniu ukraińskich regionów Doniecka i Ługańska za niepodległe państwa. Z kolei już po wybuchu wojny, np. wiceszef sudańskiej junty Mohamed Hamdan Dagalo przyjmował z honorami delegację do Moskwy i mówił o zbliżeniu obu krajów.

Na tydzień przed atakiem Rosji na Ukrainę, premier Mali Choguel Maiga potwierdził, że jego kraj podpisał z Rosją umowy o współpracy wojskowej. Podobno Rosja złożyła też ofertę „pomocy” rządowi Burkina Faso.

Rzeczywiste wpływy Rosji w Afryce trudno ocenić. Atak na Ukrainę i zachodnie sankcje mogły niektórych szefów rządów otrzeźwić. Trzeba jednak przypomnieć, że szczyt w 2019 r. w Soczi zgromadził delegatów z ponad 50 krajów afrykańskich, w tym 43 głowy państw. Władimir Putin zagrał tam historią wspierania przez Sowietów „ruchów wyzwoleńczych” i zapowiedział wzrost handlu i inwestycji.

Źródło: Le Figaro/ Reuters/ BBC News Africa

REKLAMA