Finalizacja transakcji czołgów Abrams. Co kupujemy od Amerykanów i na czym polega problem? Major Fiszer wyjaśnia

Czołgi M1 Abrams. Zdjęcie ilustracyjne.
Czołgi M1 Abrams. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: PAP
REKLAMA
Polska po raz któryś ogłasza, że kupi od Amerykanów czołgi Abrams. We wtorek, 5 kwietnia w warszawskiej Wesołej ma zostać podpisana umowa. Co dokładnie kupujemy od Amerykanów i na czym, przynajmniej na początku, będzie polegał problem, na łamach „Najwyższego Czasu!” wyjaśnia major Michał Fiszer.

Zakup 250 amerykańskich czołgów M1A2 Abrams SEP v3 ogłoszono oficjalnie 14 lipca 2021 roku w jednostce w Wesołej. Czołgi są produkowane przez koncern General Dynamics w fabryce w Limie w stanie Ohio.

Później jeszcze kilkukrotnie na różnych konferencjach ogłaszano zakup amerykańskich czołgów. Miesiąc temu minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapewniał, że to „najnowocześniejsze czołgi na świecie, które znacząco wzmocnią potencjał Wojska Polskiego”.

REKLAMA

Dodał, że Abramsy będą rozlokowane we wschodniej części Polski, a więc trafią też na wschodnią flankę NATO, by odstraszać ewentualnego agresora.

Amerykański sprzęt wojskowy ma Polskę kosztować ok. 23 mld zł. Umowa oficjalnie ma zostać podpisana przez Błaszczaka we wtorek, 5 kwietnia.

Władze USA zgodziły się na sprzedaż Polsce także 250 zestawów do unieszkodliwiania ładunków wybuchowych odpalanych drogą radiową, 26 wozów zabezpieczenia technicznego Hercules, 17 mostów towarzyszących na podwoziu gąsienicowym, 276 karabinów kalibru 12,7mm, 500 karabinów 7,62mm, 15 turbin gazowych napędzających Abramsa, tysięcy sztuk amunicji szkolnej i bojowej, systemów łączności i odbiorników GPS, części zapasowych i wyposażenia dla zaplecza remontowego.

Abramsy. Co kupujemy od Amerykanów i na czym polega problem?

W ubiegłym roku na łamach „Najwyższego Czasu!” zakup Abramsów analizował major Michał Fiszer, były szef rozpoznania powietrznego 8 Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Mirosławcu, uczestnik zagranicznych misji wojskowych z ramienia ONZ w byłej Jugosławii, w Iraku czy Kuwejcie.

„Czołgi są nam oczywiście bardzo potrzebne. We współczesnych armiach podstawową siłą na lądzie jest trio złożone z wojsk pancernych, wojsk zmechanizowanych i artylerii, uzupełnione czwartym bojowym elementem – wojskami aeromobilnymi, czyli piechotą transportowaną drogą powietrzną – przede wszystkim śmigłowcami (…) Nie ulega najmniejszych wątpliwości, że czołgi, które zamierzamy kupić, mają wysoką wartość bojową” – pisał mjr Fiszer.

„Problem polega na tym, że będziemy jedyną armią na świecie wyposażoną w niemieckie Leopardy 2 i amerykańskie M1A2 Abrams, posiadając dwa niezależne systemy logistyczne i dwa niezależne systemy szkolenia (…) Amerykańskie czołgi mają własny system dowodzenia i zarządzania polem walki – Force XXI Battle Command, Brigade-and-Below (FBCB2), współpracujący z radiostacjami SINGCARS. A Polacy używają opracowanych u nas systemów dowodzenia, przede wszystkim systemu Szafran, używanego na szczeblu dywizji i brygady, w batalionie używamy ZWDS-10S. Problemem będzie wzajemnie połączenie obu tych raczej niekompatybilnych systemów dowodzenia” – wskazywał.

Obszerna analiza do przeczytania poniżej.

Co kupujemy od Amerykanów i na czym polega problem?

 

REKLAMA