Pisowski rząd w Warszawie sądził, że na podatku cukrowym uda mu się wyciągnąć z portfeli Polaków 3 miliardy złotych. Jak się okazało, warszawscy politycy pomylili się o połowę.
Podatek cukrowy (nazywany opłatą) od napojów słodzonych obowiązuje od 1 stycznia 2021 i spoczywa na producentach i importerach.
Podzielony jest na część stałą i zmienną. Część stała to 50 groszy na litr napoju z cukrem i/lub słodzikiem, dodatek 10 gr za litr napoju z zawartością kofeiny i/lub tauryny. Część zmienna to 5 groszy za każdy gram cukru powyżej jego zawartości 5 gram na 100 ml w przeliczeniu na litr napoju. Wyznaczony został górny limit opłaty, który wynosi 1,20 zł za litr napoju.
CMR (Centrum Monitorowania Rynku) wskazało, że pełna opłata nie dotyczy napojów z zawartością soków owocowo-warzywnych min. 20 proc. w składzie. Opłacie nie podlegają również napoje z dominującą zawartością mleka np. kawy mrożone. Wyłączone z podatku są również napoje węglowodanowo-elektrolitowe np. izotoniki.
Oczywiście szybko się okazało, że opłaty przerzucono na konsumentów: Nikt się nie spodziewał! Podatek cukrowy przerzucony na konsumenta
Wychodzi jednak na to, że pisowski rząd w Warszawie nawet okraść Polaków nie potrafi porządnie (przypomnijmy, że według wolnościowców każdy podatek to kradzież). Pisowcy zakładali sobie, że zabiorą nam 3 miliardy złotych rocznie. Pieniądze miały iść na łatanie fatalnie działającej w Polsce Służby Zdrowia (trudno się dziwić, że działa fatalnie, skoro jest państwowa).
Teraz NFZ wyliczył, że z podatku cukrowego dostał 1,43 miliarda złotych. To o ponad połowę mniej. Oznacza to dwie rzeczy – część Polaków musiała ograniczyć zakupy przez etatystów rządzie, a także, że warszawski rząd w ogóle nie potrafi przewidywać skutków wprowadzanych przez siebie podatków.
Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać przez to, co się dzieje.
Źródło: NCzas, Wprost.pl, PAP, gotujemy.pl