Rząd kapituluje po całości. Wyliczenia polityka PiS w sprawie KPO i dlaczego nie ma racji

Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. Foto: PAP/EPA
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. Foto: PAP/EPA
REKLAMA
Pieniędzy z KPO prawdopodobnie nie dostaniemy i tak. W zamian mamy zrealizować tzw. „kamienie milowe”, które są raczej „kamieniami młyńskimi” przywiązanymi do szyi naszego kraju przed wrzuceniem nas w unijną głębię federalizmu.

Tymczasem wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński twierdzi, że tzw. Krajowy Plan Odbudowy „się nam po prostu opłaca, bo nawet jeśli wiąże się z pewnym wysiłkiem – to korzyści są nieporównywalnie większe”. jednak razem z tym planem wychodzą nasze zobowiązania unijne, o których „fizjologom się śniło”…

Podatki od aut z silnikami spalinowymi, uległość wobec ideologii LGBT, wprowadzanie na szeroką skalę „zielonych” wszelkich pomysłów, kapitulacja wobec usadowionej w sądach lewicy, także zapewne równouprawnienie otwarcia na migrację z trzeciego świata i „wielokulturowość”, itd., itp.

REKLAMA

Pozyskane ewentualnie pieniądze pójdą na 4 obszary tematyczne, ściśle podporządkowane ideologicznym upodobaniom UE. Głównie na Zielony Ład. Jak zauważył Łukasz Warzecha, w odniesieniu do Polski nie chodzi jedynie o kwestie związane z reformą sądownictwa.

„Mamy na przykład warunek całkowitego „ozusowania” wszystkich umów cywilno-prawnych. (…) Potem mamy cały zestaw kwestii uderzających w normalny, tradycyjny transport. One mają być spełnione nie w ciągu 10 – 20 lat, tylko najdalej czterech, pięciu. To jest np. nałożenie opłat za przejazd wszystkimi nowymi autostradami i ekspresówkami; wprowadzenie specjalnego podatku obciążającego dodatkowo rejestrowane samochody spalinowe; wprowadzenie obowiązkowo we wszystkich miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców stref niskoemisyjnego transportu (…) Ma zostać wprowadzony specjalny podatek od posiadania samochodów spalinowych” – wyliczał Łukasz Warzecha i dodawał, że „Unia Europejska sobie napisała ‘pod te pieniądze’ program, jak zmienić życie społeczne w Polsce’.

Tymczasem wiceszef MSZ przekonuje na Twitterze, że nie trzeba się bać „kamieni milowych”. Jego zdaniem, KPO to środek do dwóch celów – wzrostu poziomu życia i zbliżania go to tego w Niemczech, Francji, Holandii oraz wzrostu siły politycznej naszego państwa. Można się obawiać, że nie będzie to jednak „poziom materialny”, ale „poziom zidiocenia ideologicznego” wymienionych państw. Co do siły politycznej, to rzecz jest wątpliwa sama w sobie, skoro rząd PiS zaczyna od… kapitulacji.

Jabłoński jest zwolennikiem „determinizmu unijnego”. Jego zdaniem „kamienie milowe to opis reform które wszystkie kraje UE będą w najbliższych latach wprowadzać”. Dodaje, że owe „reformy i tak byłyby wdrażane”, a „dzięki KPO są na to dodatkowe pieniądze”. My dodajmy, że są to pieniądze zmarnowane z góry, które trzeba będzie kiedyś oddać. Kpo będzie wypłacane „z dołu”, po dokonaniu inwestycji, których treść jest z góry ustalana i nie muszą to być (a nawet nie będą) inwestycje jakoś nam niezbędne.

Będą wiatraki, zabawy w OZE, zamykanie do końca naszych kopalń. Wiceminister pociesza zaś, że „inwestycje w nowoczesne gałęzie rozwoju to lepiej płatne miejsca pracy, większe dochody polskich firm i wyższe pensje pracowników”. Ciekawe tylko kto te „nowoczesne gałęzie” nam sprzeda i gdzie pojadą pieniądze z KPO?

KPO to ok. 36 mld euro, czyli ok. 165 mld zł. Jabłoński dodaje, że „to ponad 1/4 rocznego budżetu państwa”. Na pytanie – czy poradzilibyśmy sobie bez tych pieniędzy? – odpowiada, że i owszem, ale „trzeba byłoby zrezygnować z wielu inwestycji, ograniczyć programy społeczne, wydatki na edukację, służbę zdrowia”.

Rozumowanie mocno naciągane, bo UE przecież żadnych pieniędzy na „programy społeczne” nie da. Na edukację, być może, ale tylko „postępową”. Jabłoński dalej wyjaśnia jednak o co chodzi naprawdę, gdyby KPO nie było – „To prosta droga do zatrzymania reform państwa. I utraty władzy przez PiS”…

Alternatywą byłoby pożyczenie pieniędzy „na zasadach komercyjnych”, „emitując obligacje i powiększając deficyt” – dorzuca wiceminister. Tutaj Jabłoński przyznaje, że choć można, to bez akceptacji KPO wiarygodność kredytowa państwa spada, obligacje będą coraz droższe, a dług się powiększy. Jeszcze do niedawna pieniądz był tani, teraz rzeczywiście PiS ma problem.

Wywiesza więc białą flagę i „wygasza niepotrzebne spory z instytucjami UE”, jak stwierdza wiceminister. Trochę jednak zapomina, że „pieniądze to nie wszystko”, a dodane do owych środków przepisy i tak w dłuższej perspektywie skutecznie od władzy PiS odsuną…

Polityk stawia zresztą sprawy na głowie i twierdzi, że dzięki KPO rząd będzie silniejszy, więc w sporach z UE skuteczniejszy. Przekładając na „nasze” – Bruksela da nam pieniądze, żeby nas wzmocnić i byśmy mogli z nią wygrywać różne spory? To już nawet nie naiwność, ale głupota.

Ursula von der Leyen zastrzegła, że wypłata pieniędzy z Funduszu Odbudowy nastąpi dopiero po wypełnieniu przez Polskę „kamieni milowych”, ale jak sobie je uwiesimy u szyi to nie tyle będziemy silniejsi, co pójdziemy na dno. I nie mówcie, że nie mówiłem…

Źródło: PAP/ PCH24

REKLAMA