Kowidianie przyjmą to ciężko. Narracja o maskach zachwiana

Maseczka. Foto: Pixabay
Maseczka. Foto: Pixabay
REKLAMA
W Niemczech toczy się dyskusja o sposobie „walki” z koronawirusem. Minister sprawiedliwości Marco Buschmann zażądał naukowych dowodów przedstawiających skuteczność noszenia masek.

Od początku ogłoszenia pandemii koronawirusa sens nakazywania noszenia masek był wielokrotnie kwestionowany. Ba, tuż przed rozpoczęciem koronaszaleństwa tęgie głowy przekonywały, że maski w przypadku tego wirusa są nieuzasadnione, ale potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienili zdanie i je nakazali pod groźbą wysokich mandatów czy w skrajnych przypadkach nawet aresztowań.

W Niemczech maski przez długi czas były obowiązkowe. Teraz koronareżim poluzowano, ale już toczą się dyskusję, jaką taktykę zastosować podczas następnej fali wirusa. Ta ma podobno nadejść jesienią.

REKLAMA

Czy maski wrócą? Na ten temat wypowiedział się niemiecki minister sprawiedliwości. Słowa, które padły jako oficjalny przekaz rządowy, trudno będzie zaakceptować kowidianom.

Jeśli chcecie Państwo znów nakazywać noszenie masek, nawet w pomieszczeniach, musi to być poparte dowodami naukowymi. Dopiero wtedy możemy zacząć rozmawiać, kiedy dowody zostaną upublicznione – powiedział Buschmann na łamach „Rheinische Post”, sugerując, że takich dowodów na razie nie ma.

Tymi słowami zwrócił się do specjalnej rady, która doradzała w sprawie covidu i walki z nim. Choć od ogłoszenia pandemii minęło już ponad dwa lata, rada ta wciąż nie opublikowała raportu nt. skuteczności noszenia masek. Ten ma się pojawić 30 czerwca.

Na słowa ministra sprawiedliwości lakonicznie odpowiedział Stefan Huster, szef tamtejszej rady.

Nie ma nawet sensu zaprzeczać, że maski ogólnie chronią przed infekcjami – powiedział dla telewizji ZDF i porównał je do… spadochronu niezbędnego osobom wyskakującym z samolotu. Takie to argumenty.

Niemieckie media, w oczekiwaniu na zapowiadany raport, podają inne badania nt. skuteczności masek. Powołując się na jedno z randomizowanych (czyli najdokładniejszych) przypominają, że „niezwykle wysoki poziom ochrony przed zakażeniem koronawirusem” dają maski FFP2, lecz to pod warunkiem, że są noszone prawidłowo, czyli odpowiednio dopasowane do twarzy.

To mrzonki, bo raz, że maski FFP2 mało kto nosi, a dwa, że ich prawidłowe używanie po kilkudziesięciu minutach staje się niemożliwe, bo po prostu nie da się w nich oddychać. Ba! Dla dzieci czy młodzieży, których objętość płuc jest znacznie mniejsza, są po prostu szkodliwe. A przez pewien czas właśnie te maski nakazywano dzieciom w szkołach. Dopiero po wspomnianym badaniu rekomendację masek FFP2 dla dzieci wycofano.

Popularne maski nieskuteczne?

Negatywnie na temat większości stosowanych masek wypowiadał się niedawno dr Colin Axon, doradca brytyjskiego rządu ds. covidu.

Większość masek, które nakazano nosić podczas ogłoszonej pandemii, nie powstrzymuje koronawirusa – cytuje dra Axona „The Telegraph”. Dodał, że o skuteczności możemy mówić tylko w przypadku specjalistycznych (FFP2), ale tych prawie nikt nie nosi.

Tłumaczył, że znaczna większość używanych globalnie masek, choć jest to niewidoczne gołym okiem, ma otwory nawet 500 tysięcy razy większe niż cząsteczka wirusa SARS-CoV-2. Skrytykował lekarzy, którzy przeczą tej oczywistości i okłamują ludzi z pozycji medialnych ekspertów. Zaproponował, by opinii publicznej zaoferować szerszy pogląd i rzetelne dane na temat masek. Być może takich się doczekamy 30 czerwca od niemieckich ekspertów.

CZYTAJ WIĘCEJ: Doradca rządu ds. COVID-19 przyznaje wprost: „Te maski nie powstrzymują koronawirusa”. Po co je nakazano?

REKLAMA