Wypadek w Chorwacji. Dramatyczna relacja syna kierowcy

Wypadek polskiego autobusu w Chorwacji. Foto: PAP/PIXSELL
Wypadek polskiego autobusu w Chorwacji. Foto: PAP/PIXSELL
REKLAMA

Nie mamy pojęcia, który z kierowców nie żyje. Cały czas mamy nadzieję, że to nie on – mówi syn jednego z kierowców autokaru, który uległ wypadkowi w Chorwacji.

W wyniku wypadku, do którego doszło w sobotę nad ranem na autostradzie A4 na północ od stolicy Chorwacji, zginęło 12 osób. 32 osoby zostały ranne, 19 z nich jest w ciężkim stanie. Wszystkie ofiary wypadku to polscy obywatele, którzy pielgrzymowali do Medjugorje.

REKLAMA

Wypadek autokaru w Chorwacji. Dwie doby czekają na informacje

Pan Tomasz, syn jednego z kierowców, zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską, że wciąż nie wie nawet, czy jego ojciec przeżył. Polski MSZ oraz ambasada RP w Zagrzebiu nie udzielają na razie takich informacji. Wydają jedynie lakoniczne komunikaty typu „pracownicy naszej ambasady w Zagrzebiu pozostają do dyspozycji rodzin pasażerów autokaru”.

Razem z mamą i żoną próbujemy od soboty dowiedzieć się czegoś, ale udzielają nam szczątkowych informacji. Nie wiemy, w jakim stanie jest tata. Nie mamy pojęcia, który z kierowców nie żyje. Cały czas mamy nadzieje, że to nie on – mówi syn jednego z kierowców.

Jesteśmy już spakowani i gotowi do wyjazdu – dodaje, mówiąc, że rodzina najpierw czeka na oficjalne informacje.

Według miejscowych służb, wśród 12 ofiar śmiertelnych wypadku polskiego autokaru w Chorwacji jest kierowca, który w chwili zdarzenia prowadził pojazd. Drugi miał przeżyć. Polskie służby w większości przypadków nie ujawniają jednak danych rannych czy ofiar. Bliscy żyją więc w niepewności.

Totalny brak informacji. Naprawdę mało wiemy. Gdybyśmy wiedzieli, to już bylibyśmy na miejscu. Czekamy na oficjalny komunikat, aż ktoś nas poinformuje – mówi raz jeszcze syn jednego z kierowców.

Kierowca z doświadczeniem

Pan Tomasz opowiada, że ojciec był emerytowanym zawodowym kierowcą i czasami brał dodatkowe zlecenia. Trasę do Chorwacji miał pokonywać wielokrotnie.

To nie była jego pierwsza taka trasa. On miał wyrobione tysiące kilometrów. Z 50 razy jeździł – czy to do Włoch, czy do Chorwacji. Zawsze przepisowo – zapewnia.

O profesjonalizmie zapewnia także Andrzej Pietrasik, burmistrz Płońska, miasta, z którego pochodzi jeden z kierowców.

Nie bał się jeździć nocą czy w długie trasy. Mogę potwierdzić, że był wzorowym kierowcą. Szczególną uwagę zwracał na stan techniczny pojazdów. Nigdy nie wsiadłby do niesprawnego samochodu. Przejeździł wiele, bo mamy 11 miast partnerskich, do których woził nasze delegacje – mówi Pietrasik.

Wypadek w Chorwacji. Ambasada RP w Zagrzebiu tłumaczy, dlaczego wciąż nie ma pełnych danych

REKLAMA