Zatrważające dane. Przybywa więcej imigrantów niż rodzi się dzieci. Tak wymiera kolejny europejski, niegdyś katolicki, kraj

Imigranci podczas jednego z wielu protestów w Barcelonie. Zdjęcie: Pixabay
Imigranci podczas jednego z wielu protestów w Barcelonie. Zdjęcie: Pixabay
REKLAMA

Na terytorium prawie całego kraju przybywa więcej nowych imigrantów, niż rodzi się dzieci. Społeczeństwo ulega transformacji społecznej, która może zmienić mapę polityczną, gospodarczą i kulturalną kraju – napisał w poniedziałek dziennik „El Confidencial”.

W 37 z 50 prowincji kraju nowi obywatele to w większości przybysze z zagranicy. Dodatkowo jedna czwarta rodzących się w Hiszpanii dzieci ma matkę cudzoziemkę. Statystyki nie biorą przy tym pod uwagę tych matek, które otrzymały obywatelstwo hiszpańskie przed urodzeniem dziecka.

REKLAMA

W Hiszpanii wzrost demograficzny od wielu lat uzależniony jest od imigracji. Ta tendencja demograficzna zaczęła się ok. 20 lat temu. Obecnie ulega nasileniu nie tyle z powodu wzrostu liczby imigrantów, co spadku liczby narodzin.

Obecne saldo migracyjne wynosi ok. 500 tys. osób rocznie. Ta liczba umożliwia dalszy wzrost demograficzny. Odsetek ludności napływowej stale wzrasta. Według prognoz Krajowego Instytutu Statystycznego (INE) przed 2037 r. co czwarty mieszkaniec Hiszpanii będzie pochodził z zagranicy.

Ten proces transformacji społecznej może doprowadzić do zmiany mapy politycznej, gospodarczej i kulturalnej kraju, podobnie jak dzieje się w innych państwach zachodnich. Wiele rządów w Europie północnej i wschodniej próbowało odwrócić ten proces, zachęcając do posiadania dzieci za pomocą wielomilionowych programów wsparcia dla rodziców, ale żadna ze strategii nie okazała się skuteczna. W wielu przypadkach, np. we Francji, pomoc rządowa była wykorzystywana głównie przez ludność pochodzenia zagranicznego, której ciężar demograficzny usiłowano zmniejszyć.

Z kolei blokowanie napływu imigrantów negatywnie odbija się na produkcyjnych sektorach gospodarki, które potrzebują przybyszy, aby rozwiązać problem braku rąk do pracy.

Tak przynajmniej głoszą oficjalne komunikaty.

REKLAMA