Korwin-Mikke: Ojcowizna

Janusz Korwin-Mikke w Sejmie.
Janusz Korwin-Mikke w Sejmie. / Fot. PAP
REKLAMA

Statystyka często pozwala ujawnić ciekawe zależności. PISA zajmuje się porównywaniem wyników uczniów – ale, jak się okazało, pobiera od badanych uczniów sporo ubocznych danych. I oto w Sieci pokazała się statyka zależności ocen uczniów od obecności ojca w domu. P. Radosław Ditrich streścił je tak:

„Brak ojca sprawia, że wyniki szkolne są gorsze. Różnica w przypadku chłopców jest jednak znacznie wyższa niż w przypadku dziewcząt. Brak ojca wiąże się z 30 pkt. mniej z czytania u dziewczyn oraz 45 pkt. mniej u chłopców”.

REKLAMA

Co skomentowałem krótko: „Z kim przestajesz, takim się stajesz. Jest różnica, czy dziecko przebywa z kimś myślącym – czy wyłącznie z istotami obdarzonymi inteligencją emocjonalną. Razem z tym, że w szkołach nawet matematykę i fizykę (!!) wykładają nauczycielki, wyjaśnia to dramatyczny wzrost ogłupienia”.

Co ciekawe, nie musi to być efektem różnicy średniej IQ ojców i matek! Te różnice są niewielkie i, co ciekawe, zależą od narodu: w Holandii sięgają 8 pkt (to już sporo), podczas gdy u Żydów Aszkenazyjskich są bliskie zeru. Co jeszcze ciekawsze, spore różnice między narodami sprawiają, że polskie kobiety mają wyższe średnie IQ od Włochów!

Przyczyną jest najprawdopodobniej to, że ojcowie mają szersze horyzonty niż matki, które są skoncentrowane na sprawach domowych. Z czego oczywiście nie wynika, że matki powinny odrywać się od spraw domu – tylko że dzieciom potrzebny jest ojciec.

Ten wniosek od razu potwierdza następna dana z PISA: otóż lepiej jest, gdy ojciec zatrudniony jest na cały etat, niż gdy pracuje na pół etatu! Ten drugi przecież zapewne więcej przebywa z dziećmi – ale jest widać za mało oderwany od spraw domowych!

Trzecia dana otrzymana od PISA dotyczy wykształcenia ojca. Jak łatwo można było przewidzieć, im wyższe wykształcenie ojca, tym lepsze wyniki dzieci. Wyjaśnienie nie jest jednak całkiem proste.

Ludzie z wyższym wykształceniem maja wyższe IQ – ale nie wynika to (jak sadzą niektórzy naiwni oraz zawodowi edukacjoniści) z tego, że ludziom inteligencja na studiach rośnie! Nie – wynika to z tego, że dzieci bardziej inteligentne znacznie częściej idą na studia! Na studiach można tak samo zgłupieć jak przy wykonywaniu niektórych monotonnych prac. I odwrotnie: pamiętam zdumienie słynnego eksperta od organizacji pracy, który przekonał się, że wielu robotników jest bardziej inteligentnych niż on!

Czyli: mamy inteligentnego ojca – a ta zdolność jest w dużej mierze dziedziczna. Jednak wyniki dzieci nie zależą tylko od inteligencji – lecz od tego właśnie, że ojciec ukazywał im szersze horyzonty. Czyli działanie jest podwójne – nie tylko genetyczne, ale i kulturowe.

W dodatku samotne matki są zaborcze i trzymają dzieci w swoim zamkniętym kręgu – co dodatkowo ogranicza ich horyzonty umysłowe.

Do tej pory uważałem, że obecnie rządzące klasy polityczne celowo starają się ogłupić dzieci – bo niewolnik głupi jest lepszy od inteligentnego, który może uświadomić sobie swoją niewolę i się zbuntować. W tym celu ogłupia się dzieci sztywnym programem szkolnym. Drugim sposobem na ogłupienie młodzieży jest koedukacja: wyższy od poziomu szkół koedukacyjnych jest nie tylko poziom szkół męskich, ale i żeńskich!!! Nasi właściciele wiedzą to samo co ja – więc jeśli bardzo starannie narzucają koedukację, to jedynym wyjaśnieniem jest to, że celowo chcą dzieci ogłupiać.

Jak nie pomaga koedukacja, to do klasy wprowadza się dzieci umysłowo upośledzone, tworząc tzw. klasy integracyjne. Z kim przestajesz, takim się stajesz: dzieci inteligentne w towarzystwie mniej inteligentnych głupieją; niestety te mniej inteligentne nie mądrzeją, bo są do tego niezdolne…

Nie wierzę, by fachowcy od edukacji nie zdawali sobie z tego sprawy – jeśli więc masowo narzucają takie klasy integracyjne, to ich celem musi być ogłupianie dzieci. Choć oczywiście nie można wykluczyć, że doktryna wyrównywania szans powoduje, iż działają w kierunku wyrównywania – godząc się z tym, że średnia spadnie, nawet drastycznie.

Z tych samych powodów socjaliści wolą, gdy ludzie równo dzielą biedę, niż gdy społeczeństwo jest znacznie bogatsze, ale nierówne. Lepiej (według nich), gdy połowa ma 1000, a połowa 1100 – niż gdy połowa ma 1500, a druga połowa 5000 – bo wtedy ustrój jest „niesprawiedliwy społecznie”.

Wymienione na wstępie zjawisko zachodzi jednak chyba samorzutnie. To nie jest tak, że nasi Właściciele celowo rozbijają rodziny i w 95% przyznają dzieci matkom po to, by dzieci w przyszłości były głupsze. Podejrzewam, że o tej zależności nie wiedzieli (podobnie jak ja…). Jest to tylko efekt uboczny. Efekt uboczny naturalnego rozpadu rodzin!

Nie! Nasi Właściciele rozbijają rodziny świadomie nie tyle po to, by mieć potem większy wpływ na dzieci, ile z powodów bardzo przyziemnych. Rodziny rozbite zaspokajają swoje potrzeby na rynku, a nie w domu: samotny mężczyzna jada w restauracjach – a więc daje zarobić masie ludzi oraz generuje ogromne podatki idące do skarbu państwa od restauratora, kucharza, kelnera itd. Podobnie samotna kobieta musi polegać na rzemieślnikach, zamiast liczyć, że mąż w domu wykona niezbędne naprawy. I znów Właściciele Niewolników mają dopływ gotówki. A w statystykach mogą się pochwalić, jak świetnie rozwija się przedsiębiorczość w ich kraju.

Teraz pewno z przyjemnością dowiadują się, że i dzieci stają się od tego głupsze. Więc można im będzie dalej wciskać bajki o Antropogenicznym Globalnym Ociepleniu lub konieczności nabywania szczepionek Pfizera. Pogodzą się nawet z koniecznością płacenia na Walkę z Globalnym Oziębieniem – gdyby się takowe zaczęło…

PS Miałem też w Sieci komentarze pełne niezrozumienia, np. „Moja nauczycielka fizyki jest bardziej inteligentna od Pana”. Cóż, to też jest możliwe – wyjątki potwierdzają regułę!

REKLAMA