Nóż w plecy

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay (kolaż)
REKLAMA

Rząd sam zachęcał do OZE, a teraz wbił nóż w plecy inwestorom. Czy inż. Zadrożniak to przewidział? Prawo i Sprawiedliwość dotychczas występowało jako zwolennik odnawialnych źródeł energii (OZE). Teraz okazało się jednak, że zapowiedzi o inwestowaniu w tę branżę można włożyć między bajki, co więcej – wielu Polaków czekają straty finansowe. Czy było to do przewidzenia? Jak najbardziej, bo przed takim scenariuszem przestrzegał już dawno śp. inż. Marek Zadrożniak.

W połowie sierpnia rząd niespodziewanie przemodelował projekt rozporządzenia w sprawie tzw. zielonych certyfikatów. Czym one są? Jak podaje serwis gospodarczy wnp.pl, zielone certyfikaty to niejako dowody na to, że dana energia pochodzi ze źródeł nieemitujących CO2 (m.in. wiatr, woda, biomasa). Istnieją jeszcze co prawda tzw. błękitne certyfikaty, które obejmują biogazownie rolnicze, ale to już osobny wątek. Ważne jest to, że sprzedawcy energii realizują ustawowy obowiązek właśnie za pomocą wymienionych świadectw.

REKLAMA

– System zielonych certyfikatów został wprowadzony w Polsce w 2005 roku. Głosowały za nim wszystkie ówczesne partie polityczne z posłami, takimi jak Jacek Sasin i Jarosław Kaczyński na czele. Miał wesprzeć budowę elektrowni odnawialnych, które odpowiadały wówczas za niespełna 3 proc. produkcji prądu w naszym kraju. (…) Polska obok Wielkiej Brytanii czy Szwecji była jednym z niewielu państw świata, które właśnie w ten sposób postanowiło wspierać OZE. Zielone certyfikaty miały być bowiem znacznie bardziej rynkowym rozwiązaniem niż np. taryfy gwarantowane, jakie wprowadzili Niemcy – wskazuje z kolei portal energetyczny wysokienapiecie.pl.

PiS nagle zmienia zdanie

Niedawno dziennikarze badający branżę odkryli, że na stronie internetowej Rządowego Centrum Legislacji władza zaproponowała nowe przepisy. Pierwotnie sam resort klimatu optował za tym, żeby tzw. obowiązek OZE dla zielonych certyfikatów wynosił 11 proc. w 2024 r., 10 proc. w 2025 r. oraz 9 proc. w 2026 r. Jednak według nowej wersji projektu odsetek ten spadnie do zaledwie 5 proc. Za zmianami miał lobbować Waldemar Buda, pełniący funkcję ministra rozwoju i technologii. Dlaczego?

Realnych przyczyn tego stanu rzeczy można się jedynie domyślać, a eksperci alarmują – nagłe wypięcie się na już poczynione inwestycje w zakresie OZE dodatkowo zwiększy ceny prądu, tak jakby dotychczasowy kryzys energetyczny nie wystarczał. Wytwórcy energii z odnawialnych źródeł tym samym otrzymali cios w plecy. Projekt dotyczący zielonych certyfikatów spotkał się z tak licznymi „korektami” Ministerstwa Klimatu i Środowiska, że można już mówić o schyłku zielonej transformacji nad Wisłą.

– Po ogłoszeniu nowego projektu zareagowała giełda, gdzie cena zielonych certyfikatów spadła o blisko 50 proc., tj. z poziomu 163,87 zł/MWh do poziomu 82,50 zł/MWh 17 sierpnia. Był to największy jednostkowy spadek notowań zielonych certyfikatów w całej historii jego notowań, tj. od 2005 r. Notowania z 23 sierpnia wskazywały już na cenę 104,9 zł – można przeczytać w artykule redakcji energia.rp.pl, która podkreśla, że już sama zapowiedź rządu doprowadziła do odczuwalnej destabilizacji rynku energii.

Prosumenci oszukani? Ostrzegaliśmy!

Przedstawiciele Stowarzyszenia Energii Odnawialnej, Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej podpisali się pod wspólnym apelem do premiera Mateusza Morawieckiego „w sprawie powstrzymania się od działań destabilizujących rynek świadectw pochodzenia”. Jak wskazują sygnatariusze listu, „ręczne sterowanie systemem zielonych certyfikatów doprowadzi do nieodwracanych szkód wśród wytwórców i zablokuje nowe inwestycje w OZE”.

W ich przekonaniu tą jedną decyzją rząd „zadaje cios” odnawialnym źródłom energii, których rozwój wcześniej ochoczo wspierał. Otóż nowe rozporządzenie całkowicie wywraca sytuację do góry nogami i utrudnia prognozowanie przyszłego stanu rynku energii. Wcześniej podawano udziały certyfikatów na kilka lat do przodu, a teraz tylko na nadchodzący rok. Ograniczenie obowiązku do 5 proc. jest według organizacji „kolejnym ciosem”, który prowadzi do „całkowitego załamania rynku zielonych certyfikatów”.

– Będzie dużo mniejsze zainteresowanie inwestowaniem w odnawialne źródła energii. Nowe przepisy uderzą w przedsięwzięcia, które istnieją, a z pewnością też odbiją się na budowie nowych czy kredytowaniu inwestycji. Wzrośnie koszt kapitału, ponieważ ryzyko dla inwestorów podniesie się dramatycznie i nikomu nie będzie opłacało się stawianie na OZE. To spowoduje, że ceny energii w kraju będą droższe – twierdzi Janusz Gajowiecki, prezes PSEW, który podpisał się pod wspomnianym apelem.

W jego opinii takie posunięcie rządu jest niezrozumiałe, niespodziewane i szkodliwe, a co więcej – zupełnie odmienne od dotychczasowej polityki, która doprowadziła do rozwoju odnawialnych źródeł energii w Polsce. W końcu OZE miały przecież zwiększać swój udział w krajowym miksie energetycznym. A tu nagle zmiana o 180 proc., która zostawi prosumentów na lodzie. Dla przypomnienia – prosumenci to osoby lub firmy, które wytwarzają prąd z OZE na własne potrzeby, magazynują go, ale i sprzedają nadwyżki.

Były zachęty, były zapewnienia, a wyszło jak zwykle. Taki scenariusz przewidywał już dawno temu śp. inż. Marek Zadrożniak, którego książkę „Kompendium wiedzy o elektrowniach” gorąco polecamy. Pozycja jest dostępna do zamówienia w naszym sklepie Biblioteka Wolności. Bez wątpienia to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcą orientować się w tematach energetycznych.

REKLAMA