Konwencja i program Konfederacji. Jak oni chcą żyć?

Wielka Konwencja Programowa Konfederacji.
Wielka Konwencja Programowa Konfederacji. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Biuro Prasowe Konfederacji
REKLAMA

Przedwyborczy spektakl, jakiego polska polityka jeszcze nie widziała. „Szoł” w amerykańskim stylu, który pokazuje, że pod względem organizacji imprez Konfederacja o kilka długości wyprzedza politycznych konkurentów. Wreszcie zwiastun tego, że już ta jesień może przynieść trzęsienie politycznej sceny w naszym zmęczonym kraju…

Podczas Wielkiej Konwencji Programowej Konfederacji, zorganizowanej pod hasłem „Tak chcemy żyć”, niesamowite wrażenie zrobiła wizualna i medialna otoczka; zabrakło natomiast trzymania się – nomen omen – jednej konwencji. Ogłoszono też program wyborczy zatytułowany „Konstytucja Wolności”. Jakie są jego plusy, a jakie minusy?

REKLAMA

Szoł, jakiego nie było

Konwencja Konfederacji została zorganizowana w formule nawiązującej do gal MMA (zawodów sportów walki). Trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Pod względem pomysłu i rozmachu było to wydarzenie, z jakim w polskiej polityce nie mieliśmy do czynienia. Wielka scena, jeszcze większe ekrany, na których wyświetlane były hasła, mówcy, a nawet memy. Przed sceną rzędy krzeseł zajmowane przez działaczy i sympatyków Konfederacji, ale też zwykłych obserwatorów.

Na początku pojawili się kolejno współprzewodniczący Konfederacji, czyli Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen. Ich przemówienia miały różny charakter, natomiast obaj weszli na scenę w identyczny sposób, przechodząc całą salę. Mijając kolejne rzędy ludzi, przypominali tym fighterów zmierzających do oktagonu.

Ogromne wrażenie robiły efekty wizualne, których nie uświadczy się na paździerzowych konwencjach partii „bandy czworga”, realizowanych zazwyczaj w sztampowy i nudny sposób. Były wytwornice iskier, snopy światła, kontrolowany blackout (zaciemnienie) podczas wystąpienia poświęconego energetyce, gasnące światło pomiędzy kolejnymi mówcami, a na koniec posypało się konfetti, które spadło na uczestników siedzących w pierwszych rzędach.

W różnych światach

Jako pierwszy na scenie pojawił się Krzysztof Bosak i zaczął z wysokiego C. Jego przemówienie było porywające, polityk mówił z zaangażowaniem, odpowiednio dostosowując intonację i mowę ciała, co sprawiało, że sala słuchała, a ciszę przerywać mogły jedynie szepty zachwytu nad postępem, jaki lider narodowców zrobił w ciągu kilku ostatnich lat. Poseł wypadał bardzo dobrze, zarówno podczas poprzedniej kampanii parlamentarnej, jak i w kampanii prezydenckiej, lecz teraz wzniósł się na jeszcze wyższy poziom i jest obecnie przodującą pod tym względem postacią w Konfederacji. Bosak jako mówca wiecowy pokazał, że ma niesamowity potencjał i należy zaliczać do go krajowej czołówki.

Po nim pojawił się Sławomir Mentzen. Lider listy Konfederacji w Warszawie, jako jedyny, nie korzystał z mównicy, ale poruszał się swobodnie po scenie z mikrofonem. Jego wystąpienie przypominało bardziej spotkanie w ramach „piwa z Mentzenem” niż konwencję poważnej partii politycznej. Można odnieść wrażenie, że lider Nowej Nadziei „gra na siebie”, skupia się bardziej na promocji własnej osoby niż na przedkładaniu nad nią „dobra koalicji”. Nie da się odmówić mu charyzmy, jednak Mentzen w ostatnim czasie prezentuje zdecydowany spadek formy, czego przyczyn można być może upatrywać w męczącej trasie spotkań przy piwie. W tym samym tygodniu polityk wypadł bardzo słabo w debacie z Ryszardem Petru, a kilka dni później jego wystąpienie na Konwencji nie obyło się bez kilku pomyłek i przesączone było zbyt wieloma szczegółami.

Narodowcy się wyrabiają

Zaskoczeniem nie było to, jak dobre wrażenie zrobił pierwszy wiceprezes Nowej Nadziei Konrad Berkowicz. Poseł od lat świetnie prezentuje się na scenie i widać, że jest to forma prezentacji poglądów, która mu odpowiada i w której czuje się dobrze. W swoim przemówieniu nie zagłębiał się w nieistotne detale, zamiast tego przypomniał kilka wolnościowych pryncypiów.

Zaskoczeniem mogło być to, z jak dobrej strony pokazali się przedstawiciele narodowców. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Tumanowicz, który porwał swoją ekspresją zgromadzonych. W jego wystąpieniu znalazły się zarówno konkrety, jak i elementy humorystyczne, a wszystko w odpowiednio wyważonych proporcjach. Nie można przyczepić się również do Michała Wawra, który na scenie pojawił się z rekwizytem, a mianowicie… metrem kwadratowym.

Uwagi da się mieć jedynie do wystąpienia Anny Bryłki. Widać było, że wystąpienie na scenie, przed tłumem ludzi, nie jest jej żywiołem. Wydawała się, bardziej niż koledzy, spięta i brakowało jej, tak potrzebnego przecież, luzu, który pozwala choćby na rzucenie żartu w odpowiednim momencie. Ponadto wypowiedź Bryłki wypełniona była konkretami odbierającymi atrakcyjność jej przemowie.

Nie ta liga, panowie

Niestety – zarówno dla Konfederacji, jak i dla wydarzenia – nie wszyscy utrzymali odpowiedni poziom. Można powiedzieć, że nierówności, których istnienie chwalił jeden z mówców, ujawniły się jakby na potwierdzenie tej tezy. Konia z rzędem temu, kto zdoła wymienić jakiś pozytywny element stylu wystąpienia Stanisława Tyszki – jedynego posła, który dołączył do partii już w trakcie trwania tej kadencji. Obecni na miejscu złośliwcy powiadali, że do wiszącego przy bocznej ścianie wizerunku byłego posła Kukiz’15 zapomniano doczepić spadochron. Słuchając polityka, można było przypomnieć sobie pytanie, jakie zadał redaktorowi Stanisławowi Michalkiewiczowi jeden z gości wiosennej Konferencji Prawicy Wolnościowej: „po co Konfederacji pan Tyszka?”.

Obok Tyszki mówcą, który zaprezentował się najsłabiej, był – o dziwo – Grzegorz Płaczek, zdobywca „jedynki” w prawyborach Nowej Nadziei. Kandydat Konfederacji słynął z raczej dobrych występów podczas konferencji czy wywiadów, więc można było wiązać pewne nadzieje z jego pojawieniem się na scenie. Od samego początku popadł jednak w przesadny patos i nie dopasował się do dość luźnego formatu wydarzenia, czego nie udało mu się odwrócić, jak się zdaje wymuszonymi, żartami. Mankamenty wystąpienia Płaczka można złożyć na karb braku należytego doświadczenia.

Braun i Korwin-Mikke wychodzą z szafy

Mówców na konwencji Konfederacji było w sumie dziesięcioro, a wśród nich dwóch takich, co to by ich niektórzy chcieli „schować do szafy” na czas kampanii parlamentarnej. Tak silnych osobowości jak Grzegorz Braun i Janusz Korwin-Mikke nie da się jednak po prostu „schować do szafy” czy „zamknąć w piwnicy”. To właśnie dwaj kontrowersyjni dla wyborców spoza środowiska politycy wzbudzili największy entuzjazm podczas konfederackiej Konwencji.

Podczas przemów Brauna i Korwin-Mikkego czuć było na sali szczególną atmosferę. Kiedy tylko zapowiedziano ich pojawienie się na scenie, tłum wykazywał wyjątkowy entuzjazm, który wzrastał wprost proporcjonalnie do czasu ich wystąpień. Jeden i drugi zabrał głos w swoim stylu, a Grzegorz Braun rozgrzał do czerwoności politpoprawnych przeciwników Konfederacji, wrzucając kilka głośnych i dobrze znanych haseł.

Na sali spotkały się one z równie entuzjastycznym przyjęciem, co sam poseł. Trzeba podkreślić, że zarówno Braun, jak i Korwin-Mikke, ostatnio przesunięci do drugiego szeregu, skradli szoł podczas sobotniego wydarzenia. Ani występ Bosaka, ani Mentzena nie wzbudził tak żywiołowych i jednoznacznie pozytywnych reakcji publiczności.

Zabrakło konwencji

Co jednak najważniejsze, podczas konwencji Konfederacji, zabrakło trzymania się – nomen omen – jednej konwencji. O ile od strony otoczki, atrakcji wydarzenie było zorganizowane w określonym stylu, o tyle już przemówienia były nieskoordynowane i można było odnieść wrażenie, że niemalże każde jest jakby z innej bajki. Część osób przemawiała luźniej, część poważniej. Niektórzy skupili się na szczegółach programu, wymieniając ich tyle, że przeciętny obserwator nie byłby w stanie tego spamiętać, inni wygłosili przemowę ogólną, odnoszącą się do wyznawanych przez ów obóz wartości. Dziewięcioro mówców korzystało z mównicy, a Mentzen nie. Dziewięcioro mówców nie posiłkowało się memami i grafikami, a Mentzen tak. Być może nie byłoby to aż tak rażące, gdyby przemówienie lidera Nowej Nadziei było na początku lub na końcu i miało nieco inny charakter niż pozostałe, jednak kiedy zostało wplecione w cały cykl, różnica rzucała się w oczy.

Organizując tak duże wydarzenie, prawdopodobnie największe i najważniejsze przed startem kampanii, należałoby mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Nie tylko pod względem robienia widowiska, które jest bardzo ważne, ale też pod względem zachowania spójności stylu. Nie chodzi o to, aby ustalać z poszczególnymi mówcami, co konkretnie mają mówić, ale aby odpowiednio oszlifować to, co sami chcą powiedzieć. Absolutnie nie miałoby to oznaczać ujednolicania przemówień, ale sprawić, by ich styl był komplementarny i spójny. Korzystając z potencjału wyrazistych postaci w swoich szeregach, Konfederacja powinna tak dopasowywać ich zdolności, by się wzajemnie wzmacniały. Tymczasem podczas sobotniego wydarzenia można było odnieść wrażenie, że jedno wystąpienie zupełnie nie pasuje do drugiego.

Zachowawczy program

Mimo że była to, jak sama nazwa wskazuje, Konwencja programowa, to nawet zgromadzeni mogliby mieć problem z odgadnięciem, co konkretnie ta partia postuluje. W zależności od tego, kto przemawiał, program w niektórych punktach prezentowany był zbyt szczegółowo, w innych zaś tak ogólnie, jakby go w ogóle nie było. Zabrakło spójnej filozofii, choćby wskazania wyraźnie na kolejne punkty, które przewijały się w tle, ale nie zostały odpowiednio zaakcentowane. Nie wyciągnięto na pierwszy plan tego, co najważniejsze, a co zostało ujęte w „Konstytucji Wolności”.

Składający się z dziewięciu rozdziałów i obejmujący ponad sto stron dokument został przygotowany bardzo starannie i profesjonalnie. Na początek można przeczytać podsumowanie pierwszej kadencji Konfederacji w Sejmie i tego, co udało się jej osiągnąć, a może raczej tego, co prawicowa koalicja chciałaby przedstawiać jako sukces. Najbardziej konkretnym elementem, który znalazł się w tej części, była lista zablokowanych „złych dla obywateli ustaw rządu”, na którą składa się dziewięć pozycji. Z jednej strony niezbyt dużo, z drugiej strony warto pamiętać, że ugrupowanie dysponuje zaledwie kołem parlamentarnym.

W kolejnych rozdziałach przygotowano, według podobnego schematu, diagnozę problemów na danym polu, a także propozycję ich rozwiązania. Nie zabrakło, jak w innych tego typu dokumentach, sformułowań bardzo ogólnych i haseł życzeniowych, których nie warto tu przytaczać. Wszak to, że trzeba zrobić tak, żeby było dobrze, umie wykombinować każdy głupi i kompletnie nic z tego nie wynika. Co zatem konkretnego proponuje Konfederacja i czy jest to obecnie dobry wybór dla wolnościowców?

Propozycja dla wolnościowców?

* Najbardziej szczegółowo przygotowano program „Mieszkania tańsze o 30%”. Przewijają się w nim takie sformułowania jak liberalizacja albo likwidacja przepisów, likwidacja opłat, brak wymogu. Do tego Konfederacja postuluje: uwolnienie obrotu nieruchomościami, ograniczenie kompetencji organizacji ekologicznych, odrzucenie systemu ETS i ETS2 oraz cła węglowego CBAM. Na program mieszkaniowy Konfederacji składają się w zasadzie same postulaty deregulacyjne i jest to jednoznacznie wolnościowa część propozycji, jakie da się znaleźć w „Konstytucji Wolności”.

* Wśród propozycji dotyczących prostych i niskich podatków znalazły się m.in. pomysły: związania kwoty wolnej od podatku z płacą minimalną; podatku liniowego PIT w wysokości 12 procent; rozszerzenia ulgi dla młodych; zwolnienia lokat i obligacji z podatku Belki oraz ulgi kredytowej. Do tego: likwidacji 15 podatków; redukcji podatku VAT, akcyzy, opłaty paliowej i likwidacji opłaty emisyjnej; VAT na energię 0%, likwidacji VAT i CIT dla kopalń oraz akcyzy, VAT na drewno opałowe 0%, a do tego dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców. Ponadto Konfederacja proponuje zwalnianie dyscyplinarne urzędników, którzy nie rozstrzygają wszystkich wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika. Gospodarcze postulaty Konfederacji idą w dobrym kierunku, ale uważam, że są zbyt zachowawcze. Zniesienie, a nie obniżenie podatku dochodowego było jednym ze sztandarowych pomysłów środowiska wolnościowego od wielu lat, podobnie zresztą jak likwidacja obowiązku odprowadzania składek na ZUS dla wszystkich. Do tego dodano pozytywne, drobne zmiany. Najbardziej pozytywne i odczuwalne zmiany w tym segmencie dotyczą obniżki cen paliw o prawie 2 zł/litr.

* Konfederacja nie postuluje już, jak przez wiele lat ugrupowania prawicy wolnościowej, opuszczenia Unii Europejskiej. Zamiast tego proponuje: korzystanie z prawa weta wobec unijnych projektów; zwiększenie liczby polskich urzędników wysokiego i średniego szczebla w instytucjach unijnych; zaskarżanie sprzecznych z traktatami aktów prawnych do unijnych trybunałów i innych organizacji międzynarodowych; zbudowanie przy premierze prawniczego ośrodka analitycznego. Owe rozwiązania są skrajnie umiarkowane i niezwykle naiwne. Podobne pomysły na nieopuszczanie UE, ale asertywną politykę w ramach jej struktur przez lata postulowały środowiska okołopisowskie. Do czego prowadzi takie podejście, widać dziś, kiedy podczas wstawania z kolan rząd „dobrej zmiany” upadł na twarz przed Brukselą.

* W ramach programu rolnego Konfederacji przedstawiono propozycje: zatrzymania nieuczciwej konkurencji z Ukrainy; odrzucenia Krajowego Planu Strategicznego i nowych zasad Wspólnej Polityki Rolnej zbudowanej na założeniach Europejskiego Zielonego Ładu; produkcji energii w gospodarstwach rolnych na własne potrzeby, bez zbędnego rozliczania, kosztów przesyłu i dodatkowych opłat. Są to postulaty, które z wolnościowego punktu widzenia trzeba ocenić pozytywnie. Po pierwsze: wolny rynek musi być oparty na równych zasadach. Po drugie: jest tu sprzeciw wobec ekowariactw podnoszących koszty życia oraz obniżających jego jakość. Do tego Konfederacja chce, by nabycie gruntu rolnego przez podmiot zagraniczny było możliwe pod warunkiem uzyskania zezwolenia wydawanego przez polski rząd i wyłącznie w sytuacjach, gdy jest to w oczywisty sposób korzystne dla polskiej gospodarki. Rządowa kontrola tego typu transakcji jest antywolnościowa. Jeżeli w ogóle miałyby istnieć jakieś ograniczenia w nabywaniu ziemi, to na zasadzie wyjątków od ogólnej normy wolnościowej, o których decydowałby sąd. Konfederacja postuluje również rozwinięcie dyplomacji handlowej w postaci radców rolnych. Nie zostało sprecyzowane, czym mieliby się oni zajmować, ale wydaje się, że tym, czym państwo w ogóle nie powinno. Ponadto Konfederacja proponuje zakaz wchodzenia na teren gospodarstw rolnych dla organizacji antyhodowlanych oraz prawo wybudowania na własnej ziemi dowolnych budynków potrzebnych do produkcji prowadzonej w danym gospodarstwie. Oba te pomysły zmierzają do wzmocnienia prawa własności.

* Postulaty dotyczące broni znalazły się w różnych rozdziałach. Konfederacja proponuje, by rolnik miał prawo posiadania broni myśliwskiej oraz korzystania z niej w ramach uproszczonych procedur; wprowadzenie jasnych i obiektywnych kryteriów przyznawania pozwolenia na broń. Z początku takie postulaty mogą wydawać się rozsądne, jednak w praktyce będzie to oznaczać, że dalej będą istniały pozwolenia, które będzie przyznawał jakiś urzędnik. Każdy obywatel powinien mieć prawo do broni, które może zostać odebrane jedynie przez sąd. Do tego Konfederacja chciałaby rozproszenia rejestru prywatnych posiadaczy broni z poziomu centralnego na poziom samorządowy. Ponownie jest to drobna propozycja, która ma pewien plus, lecz co do zasady taki rejestr po prostu w ogóle nie powinien istnieć.

* Wśród propozycji Konfederacji dotyczących bezpieczeństwa znajdują się: rozbudowanie sieci strzelnic oraz finansowanie i organizowanie szkoleń i zawodów; poszerzenie oferty dobrowolnych szkoleń dla cywilów. Pierwsza z nich jest więc realizowaniem przez państwo czegoś, czym w ogóle nie powinno się ono zajmować, druga zaś brzmi racjonalnie. Ponadto Konfederacja chciałaby: zwiększenia liczby żołnierzy zawodowych i przeszkolonych rezerwistów oraz liczebności Wojsk Obrony Terytorialnej; wzmocnienia polskiej obrony powietrznej; szkolenia żołnierzy wojsk lądowych z obsługi małych bezzałogowych statków powietrznych. W wolnościowej wizji państwa powinno ono zajmować się przede wszystkim zapewnianiem bezpieczeństwa, a polska armia zdecydowanie potrzebuje wzmocnienia. Powstaje jednak pytanie, czy akurat zwiększanie liczby żołnierzy jest słusznym kierunkiem przy obecnych technologiach stosowanych na polu walki.

* Postulaty dotyczące energetyki skupiają się na odrzuceniu unijnej polityki klimatycznej i wypracowaniu dla Polski osobnej ścieżki transformacji energetycznej. Konfederacja proponuje: zakwestionowanie Pakietu Klimatyczno-Energetycznego UE; wynegocjowanie rabatu w redukcji dwutlenku węgla emitowanego przez Polskę; dążenie do zawieszenia stosowania wobec Polski systemu ETS; odejście od tzw. Europejskiego Zielonego Ładu. Do tego: zwiększenie wydobycia węgla, transfer technologii oraz wyszkolenie kadr, aby uzyskać niezależność w produkcji energii jądrowej, intensywny i ogólnokrajowy rozwój geotermii. W tym obszarze zwyciężyło podejście stricte wolnorynkowe, które oddaje zapis o tym, by „pozwolić praktyce rynkowej rozstrzygnąć, które inwestycje są bardziej opłacalne”.

* Dwa rozdziały programu Konfederacji sprowadzają się do podobnego pomysłu, którym jest wprowadzenie bonów. Po pierwsze: bon edukacyjno-opiekuńczy, w ramach którego część subwencji oświatowej „podąża” za dzieckiem do wybranej przez rodziców szkoły, a także działający na tych samych zasadach mechanizm finansowania żłobków i przedszkoli. Dyrektorzy szkół mieliby też uzyskać swobodę zabiegania o inne środki finansowania z różnych źródeł. Po drugie: bon zdrowotny, który pozwoli na zlikwidowanie monopolu NFZ i umożliwi pacjentom dokonywanie swobodnego wyboru ubezpieczyciela. Nie są to czysto wolnościowe propozycje, gdyż takimi byłyby prywatyzacja zarówno w zakresie szkolnictwa, jak i ochrony zdrowia. Pomysły Konfederacji są jednak i tak radykalną, pozytywną zmianą w porównaniu ze skostniałymi systemami istniejącymi obecnie.

* W programie Konfederacji zabrakło propozycji radykalnego cięcia wydatków. Według danych przedstawionych na Konwencji, reforma podatków oznacza spadek wpływów do budżetu o 47 mld zł. I bardzo dobrze. Im mniej pieniędzy w budżecie, tym lepiej. Za tym jednak powinny iść jeszcze większe cięcia wydatków, tymczasem, zgodnie z wyliczeniami Konfederacji, jej działania doprowadzą do zaoszczędzenia 25 mld zł. By pokazać, iż całość się bilansuje, kolejne 25 mld zł zapisano jako „brak waloryzacji 500 plus”. Problem w tym, że takiego wydatku obecnie nie ma i został uwzględniony niejako „awansem”. Wbrew hasłu z konwencji budżet straci, przez co rozumie się, że deficyt budżetowy będzie większy niż aktualnie.

W słusznym kierunku

Duży plus należy postawić przy tym wydarzeniu za stronę organizacyjną i widowisko, jakiego jeszcze nie było w polskiej polityce. Była to też największa tego typu konwencja z udziałem prawicy wolnościowej i widać, że Konfederacja wnosi do polityki w naszym urokliwym bantustanie powiew świeżości i nową jakość. Nie ustrzeżono się jednak błędów i niedopatrzeń, które sprawiają, iż odbiór konwencji nie może być jednoznacznie pozytywny. Opisane powyżej minusy i zastrzeżenia nie są aż tak rażące, kiedy spojrzymy na dość zacofane wiece i konwencje konkurencji, z którą koalicja ideowej prawicy będzie walczyć tej jesieni. Pozostając w klimacie sportów walki, można stwierdzić, że Konfederacja – pod względem robienia wydarzeń politycznych – walczy w UFC, podczas gdy „banda czworga” w „Fame MMA”.

Program Konfederacji, z którego wyłuskano najkonkretniejsze i najważniejsze propozycje, jest za bardzo asekuracyjny z punktu widzenia wolnościowego wyborcy. Wiele postulatów jest zbyt zachowawczych, a te, które idą dalej, zazwyczaj dotyczą spraw mało istotnych, często wręcz trzeciorzędnych. Do niektórych pomysłów można mieć wątpliwości, inne trzeba ocenić jednoznacznie krytycznie. Podsumowując: w „Konstytucji Wolności” znajduje się więcej plusów niż minusów, ale trudno powiedzieć, by Konfederacja tej jesieni reprezentowała pozycje typowo wolnościowe. Ogólny kierunek postulowanych zmian jest dobry, ale trzeba pamiętać, by traktować to jako mały krok w stronę państwa wolnościowego, a nie jego realizację.

REKLAMA