„Targowica” w Brukseli. Co dalej?

Parlament Europejski.
Parlament Europejski. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikipedia, Diliff, CC BY-SA 3.0
REKLAMA

Jarosław Kaczyński orzekł, że 9 polskich europosłów (wszyscy z rekomendacji PO), którzy głosowali za zmianami traktatowymi (omawiamy je w tekście okładkowym – dop. red.), „zdradziło polskie interesy”. Zapewne tak, ale i śp. Lech Kaczyński – gdy podpisywał ratyfikację Traktatu Lizbońskiego – na Reytana nie wyglądał. Chociaż jako prezydent  zaprzysięgał „strzec suwerenności państwa” – podpisał Traktat, ani pytając Trybunału Konstytucyjnego, czy mu wolno…

A nie jest prawdą, że przystępowaliśmy do „innej Unii”, niż jest dzisiaj: jest, jaka jest, już od Traktatu z Maastricht. Ba! Nie brakowało wówczas rozsądnych głosów, że w kierunku państwa federalnego UE pójdzie, bo właśnie tak, i po to skonstruowane są obydwa Traktaty. Przyznał to zresztą były prezydent Francji Valery Giscard d’Estaing przy okazji referendów nt. „konstytucji UE”: że dlatego właśnie napisane zostały „mało zrozumiałym językiem”…

REKLAMA

Co do 9 europosłów…

Ciekawa „trzódka”. Trzech z nich rejestrowanych było przez SB i opatrzonych pseudonimami: Cimoszewicz („Carex”), Buzek („Karol”, „Docent”), Belka („Belch”). Leszek Miller, zaufany „funk”, co to przywiózł z Moskwy szmal od KPZR dla PZPR, które przekształcało się w „Socjaldemokrację”, przeszedł, jak się wydaje, na „jaśniejszą stronę mocy”. Róża Thun z domu zwyczajnie Woźniakowska, której lud nadal ksywkę „Handehoch”… – szefowa oddziału Fundacji Schumanna w Polsce. Pamiętam, gdy jako dziennikarz „Niedzieli” obsługiwałem tzw. zjazdy gnieźnieńskie (grupujące „postępowych katolików”), prowadzała się z młodym szefem oddziału Fundacji Adenauera w Polsce, która to Fundacja finansowała owe „zjazdy”. Na jednym z nich zaproszony szef Komisji Europejskiej obsztorcował z trybuny zaproszonego również prezydenta Lecha Kaczyńskiego za brak należytego entuzjazmu wobec akcesji do UE. Potem okazało się, że abp Józef Muszyński, organizator tych „spędów postępowych katolików” w Gnieźnie, był też rejestrowany jako TW „SB”. Brak lustracji duchowieństwa był ciężkim błędem.

(Na marginesie: organizatorzy tych zjazdów, śląc zaproszenia dla redakcji „Niedzieli”, tytułowali redaktora naczelnego „Niedzieli”, czcigodnego ks. infułata Ireneusza Skubisia – „pan Ireneusz Skubiś”)

Szóstym europosłem, który optował za zmianami traktatowymi, jest europoseł Łukasz Kohut. Zwolennik „narodu śląskiego”. Czy więc i „narodowości śląskiej” jako podwaliny ewentualnej „autonomii” Śląska w ramach zaawansowanej budowy IV Rzeszy? „Mein Liebchen, was willst du noch mehr”.

Siódmym „targowiczaninem”, pardon, „brukselczykiem” – jest europoseł Bogusław Liberadzki, który w 1986 roku dostał z MSW paszport na wyjazd na stypendium do USA… Nie każdemu wtedy pozwalano… Rocznik 1948 – do końca w PZPR, potem, już jako demokrata, pełnił rozmaite państwowe funkcje w lewicowych rządach podczas transformacji ustrojowej wg. Balcerowicza.

Ósmym jest euro poseł Robert Biedroń, a dziewiątym europosłanka Sylwia Spurek. Wydaje się, że obydwoje spełniają kryteria słynnej leninowskiej definicji osobników  „pożytecznych”.

Co z Tuskiem?

Mając więc pewność, że w tzw. parlamencie europejskim zmiany traktatowe przejdą (gdyby tych 9 posłów zagłosowało „przeciw”, uchwała by nie przeszła!)  – Donald Tusk opowiedział się – na użytek wewnętrzny, dla „niepoznaki” – przeciwko. Jednak w procesie przyjmowania tych „zmian traktatowych” przewidziany jest etap ich zatwierdzania m.in. przez parlamenty krajowe. Parlament obecny jaki jest – każdy widzi. Głosowanie w parlamencie może nastąpić, gdy Tusk będzie już, być może ponownie w Brukseli, więc za dwa lata, na jakie „umówił się” ze swymi koalicjantami i ministrami. Przez dwa lata „dołowanie” Polski przez Brukselę per fas et nefas na arenie międzynarodowej – ze strony Niemiec, Ukrainy, przy obojętności Ameryki – jest niemal pewne. Jaki będzie parlament za dwa lata? Kto wie?

Referendum?

Czy – aby uniknąć odpowiedzialności – parlament spróbuje  przerzucić  ten „gorący kartofel” na referendum? Owładnąwszy jednak w międzyczasie mediami i mając doświadczenia w fałszowaniu wyborów – lewica „poradzić” może sobie z referendum, jak „poradziła sobie” przy referendum akcesyjnym: przypomnijmy – dla ważności referendum wymagana była kwalifikowana większość uczestniczących obywateli zaledwie 50 procentowa! W referendum wzięło udział 17 milionów obywateli (58 procent uprawnionych), z których 77 procent (13,5 miliona) zagłosowało „za”, 23 procent (prawie 4 miliony) – „przeciw”. Uprawnionych do głosowania było 30 milionów obywateli. Zatem ci, którzy przepchnęli akces, byli w mniejszości w stosunku do wszystkich uprawnionych. Taki był skutek nieprzyjęcia dla ważności referendum wyższego niż 50 procent wymogu uczestnictwa.

Ulica kontra Targowica?

Procesowi wypłukiwania suwerenności do dna towarzyszyć będą zapewne protesty obywateli, ale poza parlamentem, bo ten jest w większości pro-unijny, pro-federalny. Ale pozaparlamentarne protesty zwiększać będą napięcie w tej wojnie historycznego narodu polskiego z formacją post-PRL-owskiej wspólnoty rozbójniczej. Ulica contra Targowica? Tak, być może. Zwłaszcza, że już tak w naszej historii bywało. Uliczne egzekwowanie suwerenności z pewnością uznane zostałoby przez Brukselę jako takie łamanie „zasad demokracji” i praworządności, które uzasadnia przewidzianą w Traktatach interwencję na rzecz przywrócenia demokracji. Niekoniecznie militarną – ale poprzez sankcje i bojkot polityczny ze strony Brukseli, co przerabiała już nie tak dawno Austria, gdy do rządu weszła konserwatywna partia Jorge Heidera.

Obecna sytuacja w kraju wpisuje się w historyczny kontekst rozbiorowy: była Targowica  contra Konfederacja Barska, była żydokomuna contra „żołnierze wyklęci”, była PZPR contra „Solidarność” i jest to, co jest. Ale co będzie?

REKLAMA