
Niemieccy naukowcy próbują ustalić, jak długo SARS-CoV-2 utrzymuje się na różnych powierzchniach. Pierwsze badania napawają optymizmem, bowiem w domach zakażonych znaleziono wyłącznie próbki martwego koronawirusa.
Wirusolog prof. Hendrik Streeck i jego studenci prowadzą badania w niemieckim Heinsbergu w Nadrenii Północnej-Westfalii. Miasto to jest jednym z największych ognisk epidemii w RFN. W regionie zdiagnozowano już około 1400 przypadków koronawirusa. Odnotowano także 39 zgonów i 690 wyzdrowień.
Zespół prof. Streecka zbada przypadki 1000 chorych, aby prześledzić, w jaki sposób doszło do zakażenia oraz jak wirus z Wuhan wpłynął na życie mieszkańców. Na podstawie wyników badań zostaną opracowane wskazówki sanitarne.
Wirusolog podkreślał, że większość zarażeń wiązała się z przebywaniem przez dłuższy czas z osobą będącą nosicielem wirusa w zamkniętym pomieszczeniu. Jak przykład podawał tyrolski Ischgl, gdzie organizowano zabawy dla narciarzy, Bergamo – mecze piłkarskie oraz zabawy karnawałowe w Heinsbergu.
Tylko martwy koronawirus
Członkowie zespołu badawczego będą odwiedzali chorych i ich rodziny oraz miejsca pracy zarażonych. – Byliśmy w domach, w których mieszkali zakażeni ludzie, a mimo tego nie udało nam się zebrać z żadnej powierzchni ani jednej próbki żywego wirusa – mówił prof. Streeck.
Koronawirus znajdował się na przedmiotach codziennego użytku – pilotach do telewizora, telefonach komórkowych itd. Jednak materiału w pobranych próbkach nie udało się poddać kultywacji w warunkach laboratoryjnych. – Oznacza to, że odkryliśmy RNA wirusa (kwas rybonukleinowy, który przenosi informację genetyczną), ale był on już martwy – mówił wirusolog.
Jak wyjaśniał prof. Streeck, wirus z Wuhan przenosi się drogą kropelkową. Do zakażenia dochodzi więc podczas kichania, kaszlu – podobnie jak w przypadku grypy lub odry.
– Osoba zakażona musiałaby np. zakasłać, zasłaniając usta ręką, a następnie tą samą ręką otworzyć drzwi, dotykając klamki, którą następnie dotknie osoba zdrowa i przeniesie wirusa, dotykając tą ręką twarzy – dodał.
„Nie siać paniki”
Wirusolog bada także wpływ pandemii koronawirusa na życie obywateli. Naukowiec przestrzega przed pochopnymi obostrzeniami, które mogą powodować, że ludzie „nie będą nawet mieli pieniędzy na czynsz”.
– Zbyt drastyczne ograniczenia są wręcz szkodliwe. Nie siać paniki, nie szczędzić sił i środków na właściwe działania, ale przede wszystkim starajmy się normalnie żyć – apelował.
Zdaniem Steecka, „paraliżowanie całego kraju” nie jest dobrym rozwiązaniem. Ponadto uważa, że powszechne noszenie masek tam, gdzie wirus w ogóle nie występuje, nie ma sensu. Jak podkreślał, o tym, jakie środki zapobiegawcze należy zastosować, powinno decydować specjalnie powołane gremium. Udział w decyzjach powinni mieć przedstawiciele władz, gospodarki, ekspertów, wirusologów i zarządców rozmaitych służb.
Wirusolog Christian Drosten z berlińskiego szpitala Charité zwrócił uwagę, że koronawirusy są bardzo wrażliwe na wysychanie. Oznacza to, że ryzyko zakażenia poprzez kontakt m.in. z banknotami, monetami, czy produktami w sklepie jest niskie.
Źródła: thelocal.de/wPolityce.pl