
Zamieszania wokół wyborów prezydenckich ciąg dalszy. Jacek Sasin twierdzi, że wydrukowane już karty można użyć w tzw. wyborach kopertowych. Jarosław Gowin, że nie można, bo będą to nowe wybory. Kto kogo próbuje zrobić w konia?
Porozumienie Kaczyńskiego z Gowinem zakłada, że wybory prezydenckie nie odbędą się 10 maja. Według polityków, Sąd Najwyższy uzna je za nieważne, a marszałek Sejmu rozpisze nowe wybory.
Powstaje pytanie, co z 30 milionami pakietów wyborczych, które decyzją Jacka Sasina wydrukowała niemiecka firma. I to pomimo braku odpowiednich regulacji prawnych (ustawa „leżała” wówczas w Senacie). Wszystko oczywiście za pieniądze podatników. Polskich, nie niemieckich.
Robert Mazurek na antenie RMF FM zapytał Sasina, ile kosztował druk kart wyborczych. – Wiem, ale nie mogę teraz powiedzieć – usłyszał w odpowiedzi od polityka PiS.
Sasin nie uważa, by zrobił cokolwiek źle. Przekonuje, że pakiety wyborcze można wykorzystać podczas następnych wyborów prezydenckich. Jeszcze nie wiadomo, kiedy one się odbędą – nieoficjalnie mówi się o terminie lipcowym.
Przeciwnego zdania jest Jarosław Gowin. Jak podkreślił na antenie „Polsatu News”, porozumienie z Kaczyńskim nie zakłada nowego terminu wyborów, tylko nowe wybory w ogóle. A to zasadnicza różnica.
Nowe wybory (a nie nowy termin) oznaczają ponowną procedurę wyborczą, zgłaszanie komitetów do PKW, zbieranie podpisów itp. Istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że w wyborach wystartują inni kandydaci. Ktoś może podpisów tym razem nie zebrać, ktoś inny dla odmiany zebrać, a na dodatek partie mogą kandydatów wymienić.
Sasin kontra Gowin
Jeśli rację ma Gowin, pakiety wyborcze, wydrukowane decyzją Sasina, będą nadawać się co najwyżej na śmietnik historii. Pytanie, czy Sasin za swoją samowolę jakkolwiek odpowie. Najlepiej – finansowo. Niech zapłaci z własnej kieszeni za to, co schrzanił.
Być może jednak Sasin wie o czymś, o czym nie wie jeszcze Gowin. Na przykład, że wybory jednak odbędą się w maju. Wówczas jak najbardziej wydrukowanych kart można użyć.
Taki scenariusz wydaje się nierealny, ale teoretycznie jest możliwy. Porozumienie Gowina z Kaczyńskim zostało wprawdzie przedstawione na piśmie, ale papier przyjmie wszystko. Ustawę o wyborach korespondencyjnych podpisze prezydent, Trybunał Konstytucyjny uzna, że wybory można przesunąć, z czego skorzysta marszałek Witek i ustali nowy termin (w tym przypadku tylko nowy termin, a nie nowe wybory) na 23 maja.
Przy takim obrocie spraw Gowin zostałby po prostu na lodzie – łagodnie rzecz ujmując.
Istnieje jeszcze trzecia opcja. Sasin wie, że opinia publiczna będzie drążyć, ile Skarb Państwa stracił na samowoli drukarskiej. I dlatego lawiruje, próbuje, na tyle, ile to możliwe, odsunąć od siebie oskarżenia o sprzeniewierzenie publicznych środków. Czyli uciec do przodu.