Niemcy protestują przeciwko obostrzeniom. „Zdejmijcie namordnik”

Niemcy protestują przeciwko obostrzeniom/Fot. screen Twitter
Obrazek ilustracyjny/Niemcy protestują przeciwko obostrzeniom/Fot. screen Twitter
REKLAMA

Niemcy buntują się przeciwko ograniczeniom swobód obywatelskich wprowadzonych pod pretekstem koronawirusa. Na ulice wyszli mieszkańcy Berlina, Frankfurtu, Monachium i Stuttgartu.

Niemcy mają już dość. Pokazali to m.in. w Berlinie. W stolicy RFN przed parlamentem protestowało ponad 50 osób – a zatem więcej niż dozwolony limit zgromadzeń. Policja zatrzymała około 30 osób. W akcji brało udział około 100 funkcjonariuszy.

Rzecznik berlińskiej policji poinformowała, że funkcjonariusze mieli przez megafony wielokrotnie zwracać uwagę zgromadzonym, że przekroczyli dopuszczalny limit zebranych. Informowali też, że manifestanci nie przestrzegają niezbędnego odstępu.

REKLAMA

Protest odbył się także we Frankfurcie. Tam zgromadziło się około 500 osób. Niemcy przeszli przez centrum miasta krzycząc: „Zdejmijcie namordnik”, „Dołączcie do oporu”. Według policji protestu oficjalnie nie zgłoszono.

Z kolei w Stuttgarcie zgromadziło się aż 5 tys. osób. Początkowo swoją obecność zapowiadało nawet 50 tys. uczestników, jednak organizatorzy nie uzyskali zgody miasta. Mieli ograniczyć manifestację do 10 tys. osób.

W Monachium na Marienplatz zebrało się 3 tys. protestujących. Zdaniem manifestantów obostrzenia, które nałożono w Bawarii, są zbyt surowe. Zarzucali politykom i lekarzom, że sieją panikę, ograniczając swobody obywatelskie. Według policji oficjalnie zgłoszono protest 80 osób.

Eksperci niemieckich władz twierdzą, że protestujący są wyznawcami teorii spiskowych, a ich podejrzenia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Określić ich mianem zwariowanych to za mało − powiedział dziennikowi „Rheinische Post” ekspert ds. wewnętrznych CDU Armin Schuster.

Musimy ich skonfrontować z (głoszonymi przez nich – przyp. red.) bzdurami i zdemaskować jako sabotażystów naszego uznanego na całym świecie sukcesu ochrony przed infekcją – grzmiał.

Z kolei ekspert ds. wewnętrznych partii Zielonych Irene Mihalic stwierdziła, że protesty wydają się być „niepokojącą mieszanką teorii spiskowych i ukierunkowanej dezinformacji”. Skręcający w lewo Zieloni wiążą tę „dezinformację” ze „skrajną prawicą”.

Nieuzasadniona panika

Tymczasem w Niemczech pojawiają się głosy lekarzy, którzy twierdzą, że surowe restrykcje i panika są nieuzasadnione. Takie stanowisko podziela specjalista od chorób płuc i internista, a także polityk SPD, Wolfgang Wodarg. Socjaldemokrata był długoletnim posłem do Bundestagu, a także głównym epidemiologiem jednego z niemieckich landów. Teraz bada sytuację związaną z koronawirusem.

Jak podkreśla naukowiec, koronawirusy są znane już od kilku lat. Wodarg powołuje się m.in. na wyniki badań przeprowadzonych przez Szkotów. Badali oni epidemie grypy, która uderzała cyklicznie pomiędzy 2007 a 2013 rokiem. Z kolei brytyjscy uczeni podają, że w każdym sezonie koronawirusy odpowiadały średnio za 10 proc. przypadków zachorowań. Niemiec jest przekonany, że tak samo dzieje się również w tym roku.

Eksperci, którzy podzielają ten punkt widzenia wskazują, że przyczyną dramatycznej sytuacji Włoch czy Hiszpanii jest panika, która uderzyła w system opieki medycznej. Wszystko dlatego, że każdy z zarażonych albo idzie do lekarza albo jest zmuszony, by pójść do szpitala. Lekarze boją się wypuszczać takich ludzi do domów, co powoduje przepełnienie szpitali.

Z kolei szef instytutu medycyny sądowej w Hamburgu stwierdził, że żadna z przebadanych przez niego „ofiar koronawirusa” nie zmarła na wirusa.

Ten wirus wpływa na nasze życie w całkowicie przesadny sposób. Nie ma to żadnego związku z niebezpieczeństwem, jakie stwarza. Astronomicznych szkód gospodarczych, które teraz powstają, nie da się porównać z faktycznym zagrożeniem z jego strony. Jestem przekonany, że śmiertelność z powodu koronawirusa nie będzie w rocznym ujęciu widoczna nawet w swym szczycie – stwierdził prof. Klaus Püschel.

Źródła: dw.com/nczas.com

REKLAMA