
W Polsce od kilku lat rozwija się tzw. caravaning, czyli podróże kamperami albo „dostawczakami” przerobionymi na kampery. Rząd PiS wpadł więc na pomysł, aby branżę tę opodatkować. Krzysztof Bosak z Konfederacji skrytykował pomysł z mównicy sejmowej.
Rząd przedstawił projekt o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw.
Wśród wielu zapisów pojawiły także punkty podwyższające akcyzę na kampery.
Chcąc przerobić „dostawczaka” i zarejestrować jako kampera, będzie trzeba zapłacić podatek w wysokości 3,1 proc. albo 18,6 proc. jego wartości.
Skąd taka rozbieżność w stawkach? 3,1 proc. dotyczy aut z silnikiem o pojemności do 2 litrów, z kolei jeśli pojemność silnika przekracza 2 litry to akcyza wynosi 18,6 proc.
Więcej na ten temat: Kolejny podatek od Morawieckiego. Zabije polską produkcję kamperów
Bosak o podatku akcyzowym
Pomysł PiS-u na nowy podatek z mównicy sejmowej skrytykował Krzysztof Bosak:
„Rynek produkcji i sprzedaży kamperów to w Polsce rozwijająca się branża, co więcej, ta branża dostała silny impuls do rozwoju właśnie w związku z pandemią. W tej chwili w Europie bite są rekordy sprzedaży. Według danych z 2020 r. w Niemczech zarejestrowano 70 tys. nowych aut. Oczywiście ma to bezpośredni związek z zamknięciem hoteli i z tym, że kamper daje dużą możliwość swobodnego podróżowania. Karawanig daje też możliwość kontaktu z naturą.
W Polsce jest to branża, w której utrzymuje się wiele firm. Zaczęły one dynamicznie rosnąć. Duża część produkcji w sektorze kamperów – podobnie jak np. w sektorze jachtów – idzie na eksport. Tu pojawia się problem. Mianowicie, chodzi o uszczelnianie podatku akcyzowego w związku z faktycznymi przekrętami, a więc np. sprowadzaniem aut luksusowych jako auta towarowe i rejestrowaniem ich w Polsce jako auta osobowe. To rzeczywiście jest przekręt. Natomiast czy sprowadzenie do Polski vana czy furgonu i następnie przerobienie go na kampera jest jakimkolwiek nadużyciem? W mojej ocenie nie.
Karanie akcyzą w wysokości aż 18,6% wartości pojazdu ludzi, którzy podejmują działalność gospodarczą polegającą na zabudowie furgonów, zamianie ich w auta umożliwiające podróżowanie i mieszkanie w nich zniszczy, zabije tę branżę. To spowoduje bardzo prostą rzecz. Ministerstwo Finansów – patrzę tutaj w kierunku przysłuchujących się urzędników i pana ministra – nie zobaczy z tych pieniędzy ani złotówki. Te auta będą wyjeżdżać z Polski na lawetach i będą rejestrowane w innych krajach. Nie zobaczycie ani pieniędzy z VAT-u, ani pieniędzy z akcyzy.
Uderzy to także w rynek najmu aut, ponieważ część tych aut jest produkowana pod najem. Ludzie, którzy robią to prywatnie, będą kupować auta używane z zagranicy, oczywiście auta starsze, z gorszymi normami środowiskowymi. To będzie impuls do importowania używanych aut. Część osób, które robią to prywatnie z powodu swojej pasji – poznałem takie osoby, będąc na ostatnich targach branży karawaningowej w Poznaniu, gdzie rozmawiałem z producentami i z pasjonatami – będzie zabudowywać auta na dziko, bo nie będzie ich stać na zapłacenie 18% podatku.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym tu poruszyć. Moim zdaniem jest bardzo istotna. Chodzi o racjonalność tej regulacji. Dlaczego mamy podatek akcyzowy na auta osobowe z silnikiem o pojemności powyżej 2 l? Po to, żeby – jeśli rozumiem intencje Ministerstwa Finansów – silniki były mniejsze i emisyjność spalin była niższa, tak? Jeżeli tak, to zastanówmy się, czy silnik 2-litrowy jest wystarczający dla auta w normie do 3,5 t. Odpowiedź brzmi: nie. Cały rynek aut w Europie w tym zakresie pracuje na silnikach o pojemności 2-3 l. To nie jest przypadek. To wynika po prostu z optymalizacji rachunku ekonomicznego. Z jednej strony chodzi o dostosowywanie norm koncernów motoryzacyjnych do unijnych norm środowiskowych, z drugiej strony – o tych, którzy dysponują flotą aut, i o dostosowywanie tych aut do ich potrzeb, tzn. te auta, żeby jeździć bezpiecznie, muszą mieć pewną moc, podobnie jak auta dostawcze w sektorze do 3,5 t.
Moje pytanie – jeżeli będzie tu ktoś po mnie odpowiadał z ministerstwa – panie ministrze, brzmi: Dlaczego chcecie zabić rynek produkcji i sprzedaży aut dostawczych czy turystycznych do 3,5 t z silnikami o pojemności powyżej 2 l? Czy zakładacie, że ktoś będzie jeździł autem z silnikiem 1,5-litrowym? Tak nie będzie. Naprawdę nie. Zwróćmy np. uwagę na analogiczne auta, na jakich silnikach jeździ się w Stanach Zjednoczonych. Nie mówię, że to jest pozytywny przykład, być może tam jest przegięcie w drugą stronę. Natomiast to, że my w tej chwili w Europie zabijamy swoją motoryzację i że jeszcze Polska dokłada do tego cegiełkę, to jest niestety dramat.