
– Już w 2014 roku rosyjska propaganda państwowa wzięła Litwę na celownik – mówi w rozmowie z niemieckim „Deutsche Welle” Paulius Liškauskas – członek paramilitarnej jednostki, mieszkający na tzw. przesmyku suwalskim.
39-latek obawia się, że jego ojczyzna będzie następnym celem Rosjan po Ukrainie, Krymie i Gruzji. – Już w 2014 roku chciałem wstąpić do Litewskiego Związku Strzeleckiego, gdy Rosja zaanektowała Krym i rozpoczęła wojnę z Ukrainą – wspomina.
Po czym dodaje: – Już wtedy rosyjska propaganda państwowa wzięła Litwę na celownik. Dla nas oznacza to tylko jedno; to my możemy zostać zaatakowani jako następni.
Organizacja, to której należy Paulius, pełni rolę „pospolitego ruszenia” w przypadku wojny. Ostatnio mężczyzna ćwiczy częściej, bo Litwini coraz bardziej obawiają się, że Rosjanie będą chcieli utworzyć korytarz z Białorusi do obwodu kaliningradzkiego.
Litewski Związek Strzelecki ma kontrowersyjną historię. Powstał w 1919 roku, a ponad dwie dekady później kolaborował z niemieckimi nazistami. Komuniści go zdelegalizowali, a demokratyczna Litwa przywróciła.
W takich czasach jak te, które obecnie mamy, nikt jednak nie myśli o ponownej delegalizacji.
Czytaj także:
- Gen. Skrzypczak twierdzi, że Polska powinna się upomnieć o Królewiec
- Czy Królewiec może zostać włączony do Polski? Janusz Korwin-Mikke zabrał głos
- Twierdzi, że Rosja upadnie „a Polska będzie mogła wziąć sobie Kaliningrad”
Źródło: Deutsche Welle