
Kolejne kontrowersje wokół wiceministra rolnictwa Norberta Kaczmarczyka. Jego brat Konrad złożył wniosek o odszkodowanie za straty po gradobiciu na polu uprawnym. Sęk w tym, że gradobicia – zdaniem komisji – nie było.
Jak informuje Wirtualna Polska, Konrad Kaczmarczyk zgłosił w Urzędzie Gminy w Kozłowie, że na początku czerwca br. przez jego pole przeszło gradobicie, w wyniku którego zniszczeniu uległo część uprawianej soi.
Szkody, za które rodzina wiceministra chciała odszkodowania, są wypłacane przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która to podlega Ministerstwu Rolnictwa, którego wiceministrem jest Kaczmarczyk.
Do szkód miało dojść na 141-hektatorej działce, którą Kaczmarczyk użytkuje od 2020 roku. Jak informowały wcześniej media, w poddzierżawieniu państwowej ziemi pomógł mu brat, wtedy jeszcze poseł.
„Dzięki patentowi z poddzierżawą udało się im ominąć wprowadzone przez PiS prawo, zgodnie z którym grunty powinni dzierżawić rolnicy z gminy, w której te grunty leżą. Za użytkowanie poddzierżawionej ziemi Konrad Kaczmarczyk płaci pięć razy mniej niż lokalni gospodarze, którzy startowali w przetargu na dzierżawę sąsiednich działek” – czytamy na wp.pl.
„Pierwsze słyszę, żeby w 2022 było tu jakieś gradobicie”
Potencjalne straty badała komisja, w skład której weszli przedstawiciele gminy Kozłów, Małopolskiej Izby Rolniczej w Miechowie oraz lokalnego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Co ciekawe, był to jedyny wniosek o wypłatę odszkodowania za straty po gradobiciu.
Komisja ustaliła jednak, że żadnych szkód na terenie gminy w związku z gradobiciem nie było. Bo tego dnia nie wystąpiły żadne anomalie pogodowe. Nie było ulewy, powodzi czy rzeczonego gradobicia.
W rozmowie z WP potwierdzają to okoliczni rolnicy. – Pierwsze słyszę, żeby w 2022 było tu jakieś gradobicie. Nic takiego sobie nie przypominam – dziwi się rolnik, który ma pole obok działki uprawianej przez Kaczmarczyków.
– Nic takiego nie miało miejsca. A wiedziałbym, bo rzepak, który uprawiam, jest wrażliwy na takie sytuacje, a nie był wytracony, czyli nasiona nie wysypały się z łuszczyn – dodaje drugi.
„Mamy do czynienia z dziwną sytuacją”
Czyżby brat wiceministra chciał wyłudzić pieniądze z ministerstwa rolnictwa? Takiej sytuacji nie wyklucza Wiktor Szmulewicz, Krajowej Rady Izb Rolniczych.
– Jeśli ktoś zgłasza, że gradobicie przeszło i są straty, a potem przychodzi komisja i mówi, że nie ma uszkodzeń, a zresztą grad nie padał, to mamy do czynienia z dziwną sytuacją. To znaczy, że może ktoś nie widział tego gradu, bo mieszka poza gminą i tylko coś usłyszał o gradzie. To może być też próba wyłudzenia odszkodowania – komentuje.
Sprawę inaczej widzi Konrad Kaczmarczyk. – Skoro zgłosiłem szkody, to prawdopodobnie w tamtym rejonie gradobicie musiało przechodzić. A że była powołana komisja, która oceniła, że nie, to znaczy, że nie było. Tak to funkcjonuje w rolnictwie, że jeżeli występują na danym terenie szkody, to się to zgłasza. To chyba normalna procedura, tak? A że okoliczni rolnicy (twierdzą, że gradobicia nie było – red.)? Jacy okoliczni rolnicy? Proszę dane tych okolicznych rolników podać, którzy stwierdzili, że u nich nie było. U jednego rolnika przechodzi gradobicie, a u drugiego nie przechodzi gradobicie – broni się w przesłaniu redakcji wp.pl nagraniu głosowym.