Francja nie byłaby w stanie stawić czoła wojnie o dużej intensywności

Francuski żołnierz - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Flickr, ResoluteSupportMedia, CC BY 2.0
Francuski żołnierz - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Flickr, ResoluteSupportMedia, CC BY 2.0
REKLAMA

Wojna na Ukrainie unaoczniła niedostatki Francji w zakresie uzbrojenia. Teraz prezydent Macron naciska na producentów broni na zwiększenie produkcji, a rząd znacznie zwiększa wydatki na obronność w budżetach na kolejne lata.

Nie można wykluczyć, że media specjalnie wyolbrzymiają trudności własnej armii, by usprawiedliwić dość ograniczoną pomoc wysyłaną na Ukrainę. „To bardzo proste, jeśli nie wysyłaliśmy dużo broni na Ukrainę, to przede wszystkim dlatego, że byliśmy goli” – stwierdził deputowany partii centroprawicowej Republikanie François Cornut-Gentille, były członek komisji budżetu obrony.

REKLAMA

Francja ukrywa dostawy broni

W przeciwieństwie do innych krajów, takich jak Stany Zjednoczone, lista dostaw francuskiego sprzętu została objęta tajemnicą. Emmanuel Macron wspominał o wysłaniu 18 samobieżnych haubic „Caesar”, broni z osiągami strzałów do prawie 40 km. Do tego dochodzą pociski przeciwpancerne i pojazdy opancerzone dostarczone latem tego roku. Także pewna liczba hełmów, czy kamizelek.

Senator Hélène Conway-Mouret, sekretarz Komisji Obrony w Senacie, szacuje francuską pomoc na Ukrainie na cztery miliardy euro, wliczając w to jednak szeroko pojętą pomoc humanitarną. W sprawie broni tłumaczą się, że owe 18 dostarczonych już na Ukrainę dział Caesar stanowi prawie 25% całych francuskich zapasów. Mają się tu mścić wieloletnie cięcia budżetu obronnego oraz przygotowanie armii wyłącznie pod kątem operacji i misji zagranicznych.

Rozbrojenie

Elie Tenenbaum, dyrektor centrum badań nad bezpieczeństwem w IFRI, informował, że w 1991 roku Francja miała jeszcze 1350 czołgów bojowych. Dzisiaj ma ich… 220. W 1991 roku służyło w armii powietrznej 700 samolotów, a dziś „mniej niż 250”. Wydatki budżetu na obronę stanowiły 4% PKB pod koniec zimnej wojny, a spadły do ​​1% za prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego, w „czasach pokoju”. Armia zmniejszyła swoją liczbę żołnierzy i personelu wojskowego od lat 90-tych o 30%.

Zaniedbano także rozwój niektórych broni. M.in. dronów, które podobno nie interesowały przez lata ani wojska, ani przemysłu. Teraz następuje wzrost budżetu obronnego, ale dopiero w 2025 r. ma osiągnąć 50 miliardów, czyli wymagane przez NATO 2% PKB.

Pieniądze w etatystycznym kraju to nie wszystko

Pieniądze to nie wszystko. Trudności sprawia zwiększenie mocy produkcyjnych, a Francuzi nie lubią kupować broni u innych. Armia opracowała program Scorpion dla nowych wozów bojowych, marynarka ma nowe atomowe okręty podwodne, a lotnictwo pozyskuje nowe Rafale, ale to podobno kropla w morzu potrzeb.

Eurodeputowany Arnaud Danjean wskazuje, że plany strategiczne z 2017 r. nie zakładały udziału w wojnie o „wysokiej intensywności”. Stąd np. kompletnie niewystarczające zapasy amunicji i rakiet, które mają być odnawiane w pierwszej kolejności. „Francja nie może dziś obronić się sama w bardzo intensywnym konflikcie” – mówi poseł Republikanów Jean-Louis Thiériot, autor raportu parlamentu na ten temat.

Po 5 dniach walki francuskie lotnictwo nie istnieje

Raport stwierdza, że armia francuska byłaby w trudnej sytuacji już po kilku dniach konfliktu. Dwa międzynarodowe ćwiczenia symulujące konflikty z 2021 roku (Warfighter organizowane z Amerykanami i Brytyjczykami i Polaris 21 dotyczące marynarki i lotnictwa) pokazały wszystkie ograniczenia sił francuskich.

„Warfighter” pokazał, że w ciągu tygodnia intensywnej walki Francja miałaby od 800 do 1000 ludzi zabitych lub rannych i nie pozostałaby w magazynach żadna amunicja. Polaris 21 pokazało, że w ciągu około piętnastu minut pierwszej walki dwie francuskie fregaty zostają zatopione, a dwie inne zneutralizowane, od 200 do 400 marynarzy ginie. Ten sam raport wskazał, że „francuskie myśliwce mogłyby zostać zredukowane do zera w ciągu pięciu dni”.

Teraz mówi się o wyciągnięciu szybkich wniosków z tego, co dzieje się na Ukrainie i określeniu nowego formatu armii. W czerwcu 2022 r. podczas międzynarodowej wystawy obronnej Eurosatory, Macron zadeklarował – „wchodzimy w gospodarkę wojenną, gospodarkę, w której będziemy musieli poruszać się szybciej”. Eksperci jednak przypominają, że między złożeniem zamówienia a dostarczeniem sprzętu upływa dużo czasu (np. 4 lata dla samolotów Rafale), a w etatystycznej Francji przemysł obronny zbyt elastyczny nie jest.

Własne interesy dominują w Europie

Francja jest trzecim co do wielkości eksporterem broni na świecie, za Stanami Zjednoczonymi i Rosją, ale ma portfel zamówień z zagranicy. Wypełnienie zobowiązań i jednoczesne zwiększenie produkcji dla francuskiej armii będzie skomplikowane – przewidują eksperci. Zwłaszcza, że ​​obecnie rosną ceny energii, a także surowców. Niezbyt udaje się też kooperacja europejska. Projekty francusko-brytyjskie, czy francusko-niemieckie „ugrzęzły” w sporach. Francja i Niemcy pracują nad „czołgiem przyszłości” (MGCS) i „system walki powietrznej” (SCAF), ale te dwa projekty są wstrzymane. Senator Hélène Conway-Mouret mówi, że „jednak Niemcy mają inne cele niż my”.

Francuzi czują się lekko obrażeni, bo kiedy kanclerz Scholz zapowiadał ogromną inwestycję 100 miliardów euro w obronność, wymienił wśród potencjalnych partnerów europejskich Polaków, Czechów i Słowaków, ale „nie wspomniał o Francuzach”…

Diabeł tkwi w szczegółach. Dassault np. twierdzi, że ​​Niemcy zgadzają się na finansowanie SCAF, ale pod warunkiem dostępu do ich technologii i know-how. Tymczasem Dassault nie chce się tym specjalnie dzielić. Niemcy nie chcą więc finansować programu, który przyniesie korzyści francuskiemu przemysłowi. Deputowani mówią nawet, że „nie ma tu wzajemnego zaufania.”

ALARM i PANIKA w siedzibie KE! Co to za proszek!? Ursuli rozsypał się puder?

REKLAMA