
Nie tak dawno media zastanawiały się, czy Aleksander Łukaszenka przebywa jeszcze na tym łez padole. Teraz białoruski przywódca wygłosił nieoczekiwane oświadczenie.
Przypomnijmy, że niedawno Waleryj Cepkała, były wiceminister białoruskiego MSZ i dyplomata, który w 2020 roku opuścił Białoruś, pisał w swoich mediach społecznościowych, że „Łukaszenka został pilnie przetransportowany do Moskiewskiego Centralnego Szpitala Klinicznego po spotkaniu za zamkniętymi drzwiami z Putinem”.
„Czołowi specjaliści zostali zmobilizowani, aby zająć się jego krytycznym stanem. Przeprowadzono procedury oczyszczania krwi, a stan Łukaszenki uznano za niezdatny do transportu. Zorganizowana akcja ratowania białoruskiego dyktatora miała na celu rozwianie spekulacji na temat rzekomego udziału Kremla w jego otruciu” – pisał na Twitterze Cepkała.
Jednak po trzech dniach, w których Łukaszenka nie pojawiał się publicznie, białoruski przywódca powrócił. W blasku fleszy spotkał się z szefową Rosyjskiego Banku Centralnego.
Teraz Łukaszenka wygłosił oświadczenie ws. wojny na Ukrainie. Do tej pory wielokrotnie powtarzał, że jego kraj nie będzie się w ten konflikt angażował.
– Jestem gotów walczyć wspólnie z Rosjanami, ale tylko w jednym przypadku: jeśli choćby jeden obcy żołnierz naruszy nasze granice, by zabijać moich rodaków – powtarzał do tej pory Łukaszenka.
Jednak podczas piątkowego posiedzenia Rady Szefów Agencji Bezpieczeństwa i Służb Specjalnych państw WNP oświadczył, że Rosja i Białoruś powinny były „rozwiązać kwestię” Ukrainy już wcześniej – w latach 2014-2015. Wówczas bowiem „nie miała ani armii, ani gotowości” do walki.
Ponadto Łukaszenka stwierdził, że „całkowicie zgadza się” z rosyjskim przywódcą Władimirem Putinem, że „nie my rozpoczęliśmy” wojnę na Ukrainie, ale „zaczęła się ona na długo przed 2014 rokiem”.
– Widzieliśmy wszystko, co się tutaj wydarzyło: ten brunatny pucz, który miał miejsce i do czego prowadzi Ukraina. Widzieliśmy, kto był na czele – podkreślił. Zarzucił też Ukraińcom, że nie chcą pokojowego rozwiązania konfliktu.
Łukaszenka stwierdził też, że wojna na Ukrainie była nieunikniona. Gdyby nie wybuchła w lutym 2022 roku, to stałoby się to „jutro”, jednak w warunkach gorszych dla Rosji i Białorusi.
– Wszystko zmierzało w tym kierunku. Prawdopodobnie naszym jedynym błędem było to, że nie rozwiązaliśmy tej kwestii w latach 2014-2015, kiedy Ukraina nie miała ani armii, ani gotowości… Wszyscy chcieli to jakoś pokojowo rozwiązać – powiedział.