
Paweł Pawlikowski otrzymał nagrodę dla najlepszego reżysera w Cannes za film „Zimna wojna”. Pisarka Olga Tokarczuk dostała brytyjską nagrodę Bookera za najlepszą książkę „Bieguni”. Co łączy laureatów? Głównie to, że zrobili kariery na antypolonizmie. I niestety nadal są finansowani przez rząd PiS, który nie jest w stanie odciąć się od lewackich i antypolskich miazmatów.
Pawlikowski zasłynął jako reżyser nagrodzonej Oskarem „Idy”, w której napiętnował Polaków jako antysemitów i morderców Żydów, rozgrzeszając przy okazji stalinowskich oprawców żydowskiego pochodzenia, bo zrobił z nich tragicznych bohaterów nie umiejących zapanować nad uczuciem zemsty.
„Szumowska, Pawlikowski i Tokarczuk to beneficjenci »dobrej zmiany«. Z całym szacunkiem, ale zawdzięczają nagrody temu, że zachodnie lewicowe salony chcą wesprzeć polskie ekspozytury w walce z »nacjonalistycznym reżimem«” – skomentował pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz.
Czytaj także: Da się wyżyć z macierzyństwa. 66 tysięcy złotych miesięcznie – tyle wynosi najwyższy zasiłek macierzyński w Polsce
Cała wymieniona trójka to bojownicy walczący z obecną totalitarną władzą. Ale na krytyce PiS się nie kończy, bo piętnują oni również Polaków, a także opowiadają banialuki na temat polskiej historii. Do najważniejszych odkryć pisarki Tokarczuk należy zaliczyć stwierdzenie: „Polacy to właściciele niewolników i mordercy Żydów”. Pisarki dokonującej tak odważnej i głębokiej analizy charakteru narodowego i historii Polaków po prostu nie można nie nagrodzić.
Artystyczny salon, zdając sobie sprawę z siły oddziaływania, stawia przede wszystkim na sztukę filmową jako podstawowe narzędzie demaskowania obrzydliwej natury Polaków.
Reżyser Małgorzata Szumowska nakręciła film „Twarz” – inspirowany prawdziwą historią człowieka, który podczas pracy w zakładzie kamieniarskim miał poważny wypadek i dosłownie stracił twarz. Wymagał specjalistycznej operacji, unikalnej w skali świata. W prawdziwym życiu udało się mu pomóc, między innymi dzięki wsparciu rodziny i sąsiadów.
Tymczasem u Szumowskiej kanwa tragedii została wykorzystana do przedstawienia historii dokładnie odwrotnej, niż miała miejsce naprawdę. „Gośka” Szumowska nakręciła gniota „o dyskryminacji i odrzuceniu człowieka po wypadku”. Cała historia okazała się zaś pretekstem do pokazania Polaków jako degeneratów, alkoholików i prymitywów. Nic więc dziwnego, że na niemieckim festiwalu w Berlinie film został nagrodzony „Srebrnym Niedźwiedziem”.
Filmowe kłamstwo Szumowskiej to nie wyjątek, ale reguła. Twórcy promowani przez tzw. warszawski salon specjalizują się w filmach zakłamujących rzeczywistość. Wystarczy przypomnieć „Człowieka z nadziei”, czyli lukrowaną biografię Lecha Wałęsy w reżyserii Andrzeja Wajdy, „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego, „Idę” Pawła Pawlikowskiego czy „W ciemności” Agnieszki Holland. Nie chodzi tutaj oczywiście o to, że polscy twórcy filmów posługują się fikcją. Chodzi o to, że fabuła jest parawanem do kolportażu kłamstw.