Korespondecja z Tel Awiwu: Brudny Szlomo

REKLAMA

W rozumieniu tropikalnych Żydów niejaki Brudny Szlomo, były detektyw policyjny i aktualnie pensjonariusz kurnikowego więzienia, stanowi mojżeszowy odpowiednik powszechnie znanego Brudnego Harry’ego, fascynującej postaci filmowej wypromowanej przez Clinta Eastwooda.

Po szeroko reklamowanym, brawurowym ujęciu w Naharyji zwyrodniałego gwałciciela Seli powszechnym uznaniem mieszkańców miasta cieszyli się obok Brudnego Szlomo także czterej jego koledzy, doświadczeni detektywi policyjni, bawiący chwilowo za kratami „aż do końca postępowania sądowego”. Nad aresztowanymi wywiadowcami ciąży zarzut zakazanego prawem wzorowania się na Brudnym Harrym, zmagającym się po swojemu z przestępstwem indywidualnym i zorganizowanym.

REKLAMA

Policyjna piątka skrzyknęła się celem zlikwidowania bandyty Michaela Mora, kpiącego z wymiaru sprawiedliwości, i tylko głupi pech zadecydował, że 30-letniemu przestępcy trzęsącemu Naharyją nie spadła z głowy biała jarmułka

Świadek koronny

Jedyną różnicą miedzy Brudnym Szlomo a jego sitwą jest fakt, że koledzy detektywa po fachu po popełnieniu przestępstwa przebywają za kratami w znacznie gorszych warunkach niż Szlomo, trzymany w kiciu z honorami jako ed medina, czyli świadek koronny, zeznający w śledztwie na wyraźną niekorzyść wspólników. Media ujawniły właśnie, że Szlomo meszachrer tzewa (puszcza farbę) w zamian za obiecaną mu wyrozumiałość żydowskiej Temidy, mającej zadowolić się wyznaczeniem mu symbolicznego wymiaru kary. Takoż więc jeszcze przed ogólnie oczekiwanym procesem detektywów wiadomo już, że Szlomo hameluchlach (Brudny Szlomo) zmaże swoją winę za udział w zamachu na króla Naharyji Mora sześciomiesieczną pracą na rzecz kurnikowego społeczeństwa.

Akt oskarżenia dowodzi, że panowie detektywi zmówili się celem utrupienia Mora, rządzącego niepodzielnie życiem przestępczym Naharyji. Ustalili, że Mor zostanie skreślony z listy obywateli miasta swoją własną bronią – i przy pomocy zaprzyjaźnionego pirotechnika sporządzili dwa ładunki wybuchowe typu cinor (rura). Jedną rurę nadzianą trotylem umieścili pod oknem siedziby rodzinnej gangstera, drugą dla pewności zainstalowali pod jego luksusową limuzyną BMW. Pod oknem wybuchło i poraniło mało groźnie kogoś z rodziny Mora. Pod samochodem natomiast do wybuchu nie doszło, a co gorsza – szofer gangstera podczas rutynowej kontroli zauważył bombę, łudząco podobną do ładunków konstruowanych przez terrorystów.

Wśród wezwanych na miejsce saperów i policjantów znaleźli się także rozczarowani detektywi-zamachowcy. Nikomu nie przyszło do głowy, że stróże prawa mają udział w incydencie.

„Po Tel Awiwie i Natanii porachunki mafijne dotarły także do Naharyji!” – skomentowały wydarzenie kurnikowe media i sprawa byłaby ucichła, jak echa innych wojen toczonych w świecie przestępczym, gdyby adwokaci Mora, panowie Gilad i Karmel, nie zjawili się niespodziewanie w prokuraturze z bulwersującym oskarżeniem, że ładunki wybuchowe mające zlikwidować Mora, „głęboko religijnego biznesmena, obywatela Naharyji cieszącego się ogólnym szacunkiem”– podłożone zostały przez grupę niegodziwych policjantów, działających według własnego widzimisię.

Inni niż u Babla

Światowym Żydom wydaje się, że gangsterzy Kurnika podobni są do Beni Krzyka i jego kolegów, bohaterów Izaaka Babla, opisującego przestępczy folklor dawnej Odessy. Nic bardziej złudnego – jako że poza rodzinnym charakterem przestępczego przedsięwzięcia, przypominającego poniekąd mojżeszową Odessę Babla, nowocześni żydowscy gangsterzy działający w syjonistycznym Kurniku tropikalnych Żydów wywodzą się głównie z krajów arabskich, wobec czego nie posługują się językiem jidysz, korzystają z usług nowoczesnej technologii, której w Bablowej Odessie nie było, i mogą sobie pozwolić na zaangażowanie najwybitniejszych członków tropikalnej palestry. Pikantny szczegół: istnienie spisku policyjnego, który zaowocował nieudanym zamachem na Mora, ustaliła na prośbę gangstera zwerbowana przezeń renomowana firma detektywistyczna z Tel Awiwu.

Zdumienie mediów

Przypadek Brudnego Szlomo i jego kolegów-detektywów ujawnił, że kurnikowi gangsterzy działają także na całego w malowniczej miejscowości Naharyja, położonej na dalekiej północy, opodal granicy z Libanem. Pismakowi „NCz!” trudno podzielić zaskoczenie hebrajskich mediów, że przestępczość zorganizowana dotarła do Naharyji, bo też dlaczego Naharyja miałaby różnić się na lepsze od innych miast Kurnika? Jako miejsce działania zorganizowanych grup przestępczych wszystkie skupiska miejskie tropikalnych Żydów mają równe szanse. Począwszy od Ejlatu, stanowiącego reprezentacyjny kurort Kurnika, słynący z pływających po Morzu Czerwonym luksusowych kasyn, trzymanych przez ogólnie znanych tropikalnych gangsterów, cieszących się nietykalnością dzięki intrygującym koneksjom politycznym – aż po Um el-Fachem, gdzie prosperują arabscy gangsterzy, posługujący się metodami działania wzorowanymi na przestępcach-Żydach z najwyższej półki Kurnika.

Szlomo czysty jak łza…

Powiedzcie mi, proszę, dlaczego Naharyja miałaby się różnić od Aszdodu, Hajfy, Jerozolimy i Tel Awiwu? Przecież jak Kurnik długi i szeroki, tropikalni policjanci mogą sobie co najwyżej pozwolić na prowadzenie rejestrów zawierających nazwiska i kryptonimy czołowych przestępczych rodzin. Niemrawym i częstokroć także skorumpowanym stróżom prawa wolno niekiedy instalować podsłuchy i kamery telewizyjne śledzące przestępców, mogą dopatrywać się powiązań i sprzeczności interesów mafijnych, wiodących do krwawych rozliczeń, których ofiarą padają niewinni przechodnie – ale aresztowania gangsterów kończą się na ogół niskimi wyrokami bądź zwolnieniami z braku przekonywujących dowodów winy.

Co jakiś czas wybucha kolejna afera, zapewniająca gazetom poczytność i przywołująca ciekawskich Żydów przed telewizory. Bo też żadne kurnikowe wydarzenie polityczne nie może konkurować atrakcyjnością ze zdjęciem głównego komendanta żydowskiej policji pluszczącego się w jacuzzi na przyjęciu u renomowanego gangstera. Napięcie sięgnęło zenitu, kiedy generał, bezlitośnie podkablowany przez pretendentów do posady, podał się do dymisji na rzecz działalności politycznej i kariery w biznesie, a inny czołowy stójkowy Kurnika, także w stopniu generała policji, przyznał się dokuczliwym, hebrajskim mediom, które go dopadły, że „dla dobra toczonego śledztwa” istotnie zwykł informować przestępców o zamierzeniach operacyjnych.

Na psa urok

Nadmorska Natania jest pocztówkowa – wypisz, wymaluj jak Naharyja – i na równi z Naharyją i Aszkelonem cieszy się zainteresowaniem turystów i inwestorów, co nie przeszkadza przedsiębiorczym mafiozom w obracaniu narkotykami jak Mor w Naharyji, w zbieraniu myta za ochronę od miejscowych przedsiębiorców budowlanych, hotelarzy i sklepikarzy, w egzekwowaniu długów metodą Mora, w trzymaniu lupanarów i nielegalnych kasyn. Ale żeby policjanci brali się na własna rękę do wymierzania kary przedstawicielom gangsterskiego rzemiosła? Jak Kurnik Kurnikiem nigdy nic podobnego nie miało miejsca w Natanii, a nawet w renomowanym mieście złoczyńców Bat Jamie, gdzie szanujący się, ostrożny tropikalny Żyd za żadne skarby nie postawi stopy.

Tajne sprzysiężenie mające na celu zlikwidowanie gangstera Michaela Mora było przejawem bezradności i zemstą spiskowców-detektywów za permanentne ośmieszanie ich przez gangstera. Ostatnim wyczynem wysłanników Mora było wrzucenie granatu rozpryskowego do domu burmistrza Naharyji, który przeszkadzał gangsterowi w rządzeniu miastem, tudzież potraktowanie granatem mieszkania detektywa badającego interesy mafijne. Żeby bronić detektywa przed mafią, przełożeni przenieśli go wraz z żoną i dziećmi pod przybranym nazwiskiem do innego miasta, na przeciwległym krańcu Kurnika, ale pogróżki przestępców dopadły go także pod nowym adresem.

„Cała Naharyja wiedziała, że Mor i jego żołnierze stoją za wygnaniem detektywa z miasta i za swobodną inwigilacją komisariatu policji” – komunikuje popołudniówka „Yediot Achronot”, a witryny internetowe dorzucają, że Mor ma więcej wtyczek na komisariacie niż policja etatów tudzież góruje nad policjantami Naharyji jakością sprzętu podsłuchowego i talentem hakerów komputerowych. Kawałek rury naładowanej dynamitem miał wyrównać tę rażącą dysproporcję i zapewne zrobiłby swoje z pożytkiem dla społeczeństwa, przenosząc Mora do lepszego świata, gdyby tylko policjant instalujący bombę pod BMW gangstera nie zapomniał nakręcić zegarka uruchamiającego zapalnik.

Doxa, panie dzieju

Pokazując na plazmie anatomię bomby przyrządzonej przez policjantów, telewizja Kurnika poinstruowała przyszłych przestępców nie gorzej od internetu. Zara, który nie zamierza skonstruować bomby na czyjąkolwiek niekorzyść, zainteresował w instruktażu telewizyjnym jedynie płaski zegarek na rękę, figurujący w środku ekranu obok zwoju kabli, śrub i woreczków z piaskiem imitującym trotyl. Była to doxa, taka sama doxa jaką w latach 50. minionego stulecia wysoce cenili kelnerzy warszawskich i łódzkich restauracji. Jedynie posiadaczowi doxy dane było natańczyć się do upadłego w nocnym lokalu, najeść i napić, po czym zamiast pieniędzy wręczyć kelnerowi zegarek. Z niewiadomych powodów, na mocy niepisanego prawa kelnerskich rewirów dawnego PRL-u, w charakterze zastawu mogła służyć jedynie doxa. Taka sama doxa jak ta, która zawiodła w Naharyji. Żadnych innych zegarków – tissotów, rosyjskich pobied, a nawet szwajcarskich cym naręcznych i kieszonkowych – kelnerzy nie zgadzali się przyjąć. Prawdopodobnie nawet rolexa panowie kelnerzy nie uhonorowaliby przyjęciem. Taką mieli przyrodę.

Także pismak „NCz!” niejednokrotnie korzystał z możliwości bezgotówkowych zagwarantowanych posiadaczom doxy. Po zakończeniu biesiady odpinał z przegubu zegarek i wstawał ze znajomymi od stołu. – Rano się zjawię i wykupię – informował kelnera i oddalał się z godnością. Po czym następnego dnia zjawiał się po doxę. Kelner pokazywał mu leżącą na zapleczu kolekcję. – Który szanownego pana? – pytał i Zar wybierał sobie doxę najlepiej utrzymaną. Wsłuchiwał się uważnie w działanie mechanizmu i szukał najmniej porysowanej koperty, świecącej nieskazitelnym niklem, aż wreszcie znalazł tę jedną jedyną doxę, która po pogromie 1968 roku wraz z nim zamieszkała w Kurniku i nauczyła się odmierzać czas po hebrajsku, nim jeszcze Zar zdołał skupić się i zakwękać w języku tubylców.

Autor na stałe mieszka W Izraelu

————————————————————–

ZACHĘCAMY DO ZAMÓWIENIA E-PRENUMERATY „NAJWYŻSZEGO CZASU!”:

● Kupując e-wydanie wspierasz rozwój portalu nczas.com
● 10 dowolnie wybranych numerów kosztuje jedynie 30 zł
● To tylko 3 zł za numer – czyli niecałe 10 gr za artykuł!
● W e-prenumeracie numer pojedynczy kosztuje tyle samo co podwójny (zawsze płacisz 3 zł zamiast 5 / 7 zł, które musiałbyś wydać w kiosku!)

Kliknij tutaj aby zamówić e-prenumeratę

REKLAMA