WikiLeaks a transparentność władzy

REKLAMA

Informacje zawarte w przeciekach, jakie ujawnił portal WikiLeaks, nie powinny być właściwie dla Czytelnika „NCz!” zaskoczeniem. Bo przecież na łamach naszego tygodnika od ponad 20 już lat uparcie prezentujemy opis rzeczywistości nieco bardziej prawdziwy niż ten, z którym mamy do czynienia w telewizji. Zresztą czy ktokolwiek jeszcze wierzy w tzw. oficjalną rzeczywistość, prezentowaną przez najrozmaitszych oficjeli i powtarzaną przez usłużnych dziennikarzy? Wydaje się to niemożliwe, a jednak wyniki wyborów wskazują, że takich „intelektualistów inaczej” jest ciągle całkiem sporo. Wszyscy zresztą muszą wiedzieć, iż rzeczywistość jest inna od przedstawianej, bo mimo że teoretycznie najważniejsza na świecie jest demokracja, to ciągle, a może nawet coraz intensywniej rządy ukrywają przed społeczeństwami, które ponoć są suwerenami, bardzo wiele informacji. Brak takich informacji w obiegu publicznym prowadzi do tego, że obraz świata jest zakłamany. Skazuje to publicystów takich pism jak „NCz!” na domyślanie się, jak jest na prawdę. A z domysłami jest, jak wiadomo, tak, że czasem są one bliższe rzeczywistości, a czasem dalsze od niej.

W dodatku, z uwagi na brak możliwości weryfikacji, bardzo łatwo je po prostu wyśmiać. Dlatego potwierdzenie części tych domysłów, jakie stało się naszym udziałem, jest tak cenne. Przykładowo: od ponad roku na naszych łamach zwłaszcza Stanisław Michalkiewicz forsował tezę, że w Europie, wskutek zmiany paradygmatu amerykańskiej polityki, dokonał się nowy podział stref wpływów i znów znaleźliśmy się w „bliższej zagranicy”. Łatwo było na taki pogląd się zżymać i mówić, że to ot, takie sobie spekulacje bez żadnego potwierdzenia. Teraz nagle to potwierdzenie jest. I nikt zmiany amerykańskiego kursu oraz nowej, trudniejszej sytuacji strategicznej, w jakiej znalazł się nasz kraj, nie będzie chyba kwestionował.

REKLAMA

Jak Państwo wiedzą, pierwszą część 2010 roku spędziłem na tłumaczeniu tajnych niegdyś dokumentów przepływających pod koniec lat 30. minionego wieku pomiędzy Józefem Stalinem a kolejnymi szefami jego służb bezpieczeństwa. Obraz Związku Sowieckiego rysujący się z tych dokumentów byłby pewnie całkiem sporym szokiem dla większości ówczesnych mieszkańców państwa chłopów i robotników. I tylko dzięki daleko posuniętej tajności udało się Stalinowi przeprowadzić największe zbrodnie. Dzięki tej lekturze szczególnie dobrze rozumiem, jak ważna jest transparentność władzy i jej poczynań. Bo trzeba sobie uświadomić raz na zawsze, że tajność działań urzędników chroni tylko i wyłącznie ich samych, a zwykłych ludzi na ogół wystawia na niebezpieczeństwo. A z dokumentów pokazanych przez WikiLeaks wygląda stara prawda, że król jest nagi. A w dodatku stanowi wielkie, zupełnie niepotrzebne obciążenie dla kieszeni podatnika.

REKLAMA