W USA powstają kolejne enklawy dla katolików

REKLAMA

Antykatolickie media wyliczają również potknięcia przedsięwzięcia (np. procesy sądowe czy problemy domów z wilgocią spowodowane lokalnym klimatem), nazywając projekt niedemokratycznym i sprzecznym z konstytucją. Nikt przecież nikogo nie zmusza, aby kupował sobie dom w Ave Maria i współfinansował rozwój społeczności. Media niezadowolone z działalności Monaghana, sponsora wielu konserwatywnych i religijnych organizacji, z zadowoleniem donoszą, że od 2007 roku (czy 2011 r.) Ave Maria rozwija się bardzo powoli.

Opcja benedyktyńska

REKLAMA

Kolejny katolicki projekt również nie ma jeszcze swojej historii. Ojciec Philip Anderson, przełożony Opactwa Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie w Clear Creek w Oklahomie, przyznaje, że tworząca się wokół klasztoru społeczność to projekt na sto lat. Jak dotąd dziesiątki rodzin przeprowadziły się z Kalifornii, Teksasu czy Kansas, przyciągnięte klasztornym życiem 50 benedyktynów w Clear Creek i odprawianą przez nich mszą po łacinie (nadzwyczajna forma rytu rzymskiego).

Życie tej społeczności, położonej w górach Ozark, gdzie nazwy ulic noszą imiona świętych, opisuje w lutowym „The Wall Street Journal” Ian Lovett. Wszystko zaczęło się w 1999 roku, kiedy to benedyktyni zaczęli budowę swojego klasztoru. Początkowo jako właściciele posesji sprzedali chcącym się tam przeprowadzić rodzinom 100 akrów swojej ziemi. Nie zniechęceni izolacją i trudnościami w znalezieniu pracy blisko miejsca zamieszkania obecni mieszkańcy przyznają, że wszystko to warte jest ofiary. Przeprowadzili się – jak mówią – aby ich dzieci mogły uformować odpowiedni intelekt i sumienie w miejscu, gdzie społeczeństwo nie ingeruje i nie ogranicza praw rodziców. Mając poczucie osaczenia w dzisiejszym świecie, około setka ludzi uznała, że powinna się przeprowadzić, zamiast toczyć ciągłą walkę o normalność.

Lovett przyznaje, że ludzie ci tworzą rozwijający się w Stanach Zjednoczonych ruch ludzi religijnych, niekoniecznie rzymskich katolików. Są w nim również prawosławni i protestanci, budujący swoje społeczności w Maryland, Nowym Jorku czy na Alasce, gdzie mogą otwarcie i bez ataków praktykować swoją wiarę. Na pamiątkę św. Benedykta, który też wybrał życie na pustkowiu, ruch ten nazywany jest opcją benedyktyńską. Jednym z rezydentów skupionych wokół Clear Creek jest Andrew Pudewa, właściciel firmy wydawniczej, którego spotkałam jakiś czas temu na jednej z konferencji dla rodziców edukujących domowo.

Pudewa przeprowadził się do Oklahomy z Kalifornii – po tym, jak jego córka nawiązała korespondencję z blogerką z Clear Creek. Gotowy na całkowite opuszczenie Stanów Zjednoczonych, w 2009 roku podjął decyzję o przeprowadzce i przeniesieniu swojej firmy do tej katolickiej enklawy w zupełnie innym stanie. Jego firma – Institute for Excellence in Writing – produkuje podręczniki i materiały wizualne (w tym DVD) do nauki języka angielskiego (również jako języka obcego), literatury, historii czy ekonomii. Choć Pudewa przyznaje, że życie nie jest tam łatwe (przeszkodą jest np. nieurodzajna gleba), zależało mu na tym, aby jego dzieci wzrastały w poczuciu wartości rodziny, wiary i tradycji katolickiej. Dotychczas rodziny stworzyły centrum kultury, gdzie dzieci (w większości nauczane domowo) mogą mieć grupowe lekcje, grać w gry i uprawiać sporty. Jednak centrum spotkań i komunikacji stanowi klasztor, gdzie rodziny spotykają się codziennie na mszy świętej o siódmej rano i wymieniają produktami żywnościowymi (jedna z rodzin sprzedaje np. kozi ser). Jak twierdzą mieszkańcy Clear Creek, to z niego emanuje prawdziwe życie.

Opat klasztoru ma pewne nadzieje, że Clear Creek być może będzie kiedyś przypominać średniowieczne miasteczka Europy. I przyznaje, że choć średniowiecze to przeszłość, jest pewna analogia pomiędzy końcem Imperium Rzymskiego a nową cywilizacją, odradzającą się wokół życia klasztornego. Czyżby czas barbarzyńców dobiegał końca?

Opisane powyżej rodziny katolickie (często wielodzietne) nie boją się iść pod prąd. Choć ludzie ci bywają oskarżani o izolowanie się, paradoksalnie to oni są często spychani na margines w społeczeństwie głównego nurtu. Z drugiej strony, dla wielu z nich to właśnie takie „normalne” życie powoduje izolację i zrywanie więzi pomiędzy ludźmi, żyjącymi w zgiełku codziennego wyścigu szczurów. Kto ma tutaj rację? Czy to oni tworzą oparte na wierze katolickie utopie, czy to dawna cywilizacja zachodu tworzy nowy, utopijny świat-piekiełko przy pomocy inżynierii społecznej?

Są tacy, którzy czują się powołani do ciągłej walki z barbarzyńcami, i są ci, którzy wolą spokojne i proste życie, w bliskości z innymi, podobnie myślącymi ludźmi. Pudewa mówi, że przeprowadzka do Clear Creek nie jest ucieczką od czegoś, ale biegiem do jakiegoś celu. Dla niego tym celem jest zaszczepienie w dzieciach mądrości i cnót. Stworzyć nieba na ziemi im się na pewno nie uda. Ale przecież nie o to tu chodzi.

REKLAMA