Michalkiewicz: Podróż z dodatkiem dramatyzmu. Jak latać z „nazistami”

Nawet zaawansowany wiek nie osłabia w człowieku skłonności do perwersji. Można powiedzieć, że przeciwnie – patrząc na starzejące się damy, które nie mogą już liczyć nawet na molestowanie i w związku z tym postanowiły oddać się edukacji seksualnej wśród młodzieży.

REKLAMA

Ale nawet i w takiej sytuacji żaden z „nazistów” nie mógł liczyć na anonimowość. Kiedy lotniskowi funkcjonariusze dostrzegali polski paszport, natychmiast nakładali rękawiczki, a jakby tego było za mało, to jeszcze brali dokumenty przez papierek, patrząc na legitymowanego „nazistę” z widoczną pogardą, a niekiedy nawet z błyskiem nienawiści w oku.

Była to oczywiście nienawiść chwalebna, szlachetna odmiana tego uczucia – może jeszcze nie tak szlachetna jak sławna „nienawiść klasowa”, odczuwana przez starsze pokolenie „lewicy laickiej” na widok „zaplutych karłów reakcji” – ale nie od razu Kraków zbudowano i kto wie, czy wkrótce nie dogonimy, a nawet nie przegonimy? Na widok „nazisty” poddawanego kontroli pozostali pasażerowie odsuwali się w najdalsze kąty – można by napisać, że z „zabobonnym strachem”, gdyby nie to, że taki strach zarezerwowany jest do opisów reakcji rozmaitych moherów na przejawy nieubłaganego postępu, podczas gdy pasażerowie ulegali nieodpartemu impulsowi instynktu klasowego.

REKLAMA

Tak czy owak, taki jeden z drugim „nazista” jednak przechodził poszczególne stadia kontroli – bo „ostateczne rozwiązanie” wytropionych „nazistów” przewidziane jest dopiero w etapie następnym i jeszcze nie zdecydowano, czy będzie się ich gazować, czy raczej wymrażać w miejscach chłodnych.

Mimo to w samolocie lecącym do Nowego Jorku dochodziło do scen. Oto pasażerka, której ślepy los wyznaczył miejsce obok „nazisty”, stanowczo odmówiła zajęcia tego miejsca, oświadczając: „faszyzm nie przejdzie przez to łoże, ja się z faszyzmem nie położę!” – co wywołało pochwalne mruczenie całych organizmów siedzących nieopodal ortodoksyjnych Żydów, którzy potem – jak można było domyślić się z ożywionej gestykulacji przy rozmowie z personelem pokładowym – zażądali zwrotu pieniędzy za bilety z powodu narażenia na tak niestosowne towarzystwo. W tej sytuacji personel zgodnie ignorował pasażera-nazistę, odmawiając mu podania nawet szklanki wody, a kiedy samolot szczęśliwie w Nowym Jorku wylądował, energicznie pomógł mu wysiąść, podobnie ekspediując za nim jego bagaż podręczny, w którym Bóg jeden wie, co mogło się przecież znajdować!

Cóż dopiero, gdy „nazista” przeszedł do stanowiska zajmowanego przez oficera imigracyjnego! Tam skończyły się żarty; musiał ujawnić nie tylko wszystkich wspólników nazistowskiego procederu oraz prawdziwy cel swego przyjazdu – bo w przeciwnym razie zostałby albo podłączony do prądu, albo wysłany ciupasem aż na lotnisko w Szymanach, a stamtąd do Starych Kiejkutów, gdzie pierwszorzędni fachowcy odpowiednio by go oprawili, podczas gdy tubylcze stare kiejkuty stałyby na świecy, jak było umówione za stosowny napiwek.

Inni pasażerowie przypatrywali się tym indagacjom ze zgrozą, ale i z zadowoleniem podwójnym: po pierwsze – że nazizm został zdemaskowany i przygwożdżony, a po drugie – że to nie ich dotyka ta dociekliwość. Toteż kiedy spotniały z tych wszystkich przeżyć „nazista” dotarł wreszcie do kolejnego samolotu, co to miał go dostarczyć na miejsce przeznaczenia, miał już dosyć nie tylko podróżowania z paszportem opatrzonym „nazistowskimi” emblematami”, ale w ogóle wszelkich nazistowskich skłonności.

Jestem pewien, że taka haggada spotkałaby się z pochwalnym obcmokaniem przez cały redakcyjny Judenrat „Gazety Wyborczej”, a kto wie, czy i grandziarz nie wysupłałby dla autora specjalnej premii za ładunek dramatyzmu w publikacji – bo cóż premiować w dzisiejszych zepsutych czasach jak nie gorliwość i ładunek dramatyzmu, który wszystkich postępaków i postępakowe, a zwłaszcza postępakówny może doprowadzić do ideologicznego orgazmu bez konieczności zaliczania dodatkowych kursów seksu bezpiecznego? Niestety! „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia!” Nie jestem ci ja ani panią Dominiką Wielowieyską, ani red. Wojciechem Czuchnowskim, ani nawet red. Pawłem Wrońskim, co to potrafią wykonać każde społeczne zamówienie, nie tracąc przy tym ani strzępka porastającego ich puszku niewinności.

REKLAMA