[TYLKO U NAS] Terlikowski: Rewolucja w kościele. Jak to powstrzymać?

REKLAMA
Terlikowski kryzys
Tomasz Terlikowski i okładka „Najwyższego Czasu” nr 9-10. / fot. Wikipedia/Nczas

Więc polscy biskupi nie powinni się długo zastanawiać?

Jeśli polski Kościół ma coś do zaproponowania światu, to raczej nie jest to kserowanie rozwiązań niemieckich. Nigdy tak postępowi jak Niemcy nie będziemy. Prawdopodobnie nigdy też nie wymyślimy rzeczy tak absurdalnych jak Hegel czy nawet Luter. W związku z tym nie ma co się z nimi ścigać. Jeśli mamy coś do zaoferowania, to naszych mistyków, wierność tradycyjnemu nauczaniu i teologii ciała w ujęciu Jana Pawła II, absolutnie spójnym z tym, czego przez 2 tys. lat nauczał Kościół katolicki. Dodajmy, że przez te prawie 2 tys. lat nauczały wszystkie pozostałe Kościoły. Rozwód to nowinka XIX-wieczna. Jeśli afrykańscy katolicy będą mieli wybór, czy jechać na studia teologiczne do Berlina, Frankfurtu, Monachium, czy do Warszawy, w jednym miejscu uczyć się ducha świata, a w drugim tego, czego nauczał Duch Święty, można podejrzewać, że raczej wybiorą Polskę niż niemieckie uniwersytety. Tylko muszą mieć wybór. Trzeba im ten wybór dać. Będzie możliwy dopiero wtedy, kiedy polscy hierarchowie zdecydują się nie tylko jasno i wyraźnie przypomnieć nauczanie Kościoła, ale również stworzyć instytucje, które tego nauczania będą bronić.

REKLAMA

Mówi Pan o wyborze danym katolikom. Tam, gdzie jest wybór, tam chwieje się jedność w Kościele?

Trzeba powiedzieć, że ta jedność już jest zachwiana od dawna. To nie jest nowe zjawisko. Przypomnijmy, że kiedy papież Paweł VI wydał encyklikę „Humanae Vitae”, bardzo wiele episkopatów krajowych zwyczajnie ją odrzuciło, uznając, że na terenie ich Kościołów nie obowiązuje. Jeśli chodzi o kwestie jedności małżeństwa, przypomnijmy, że w Niemczech jest w zasadzie normą, że rozwodnicy, którzy są w ponownych związkach, przystępują do Komunii Świętej, bo tam wszyscy przystępują. W wielu wspólnotach, w wielu diecezjach sakrament spowiedzi przestał istnieć. Ta jedność już została dawno temu zachwiana. Richard John Neuhaus, były pastor luterański, a później ksiądz katolicki, twórca pisma „First Things”, wprost mówił o tym, że mamy w Kościele do czynienia, od lat siedemdziesiątych XX wieku, z cichą schizmą. Nie zdecydowano się jej nigdy ujawnić, próbując zmienić niewierzących. Nie udało się. W tej chwili mamy, można powiedzieć, bardzo głośny nawrót schizmy, która przebrała się w ortodoksję i jak ten diabeł w ornacie ogonem na mszę dzwoni.

Co Pan ma na myśli?

Wystarczy przyjrzeć się tym poglądom, które teraz są głoszone jako absolutnie ortodoksyjne i które próbuje wmuszać się wszystkim katolikom. Kardynał Parolin, druga osoba w Stolicy Apostolskiej, wprost mówi o tym, że liberalna interpretacja „Amoris Laetitia” ma być nowym paradygmatem Kościoła. Inny bliski współpracownik Watykanu, świeżo mianowany kardynałem amerykański arcybiskup Blase Cupich, mówi, że dość już ogólnych zasad, które paternalistycznie, autorytarnie wymuszają na katolikach pewne zachowania. Wskazuje, że czas skupić się na rozeznawaniu. Ale rozeznawanie nie oznacza tego, co oznaczało u świętego Ignacego Loyoli. U niego rozeznawało się między tym, co dobre, a tym, co lepsze – nie rozeznawało się między tym, co złe, a tym, co dobre. Rozeznawanie nie dotyczyło spraw: cudzołożyć czy nie; zabić czy nie zabić; odbyć akt homoseksualny czy go nie odbyć. To było oczywiste. Nie cudzołożymy, nie kradniemy, nie zabijamy i nie odbywamy aktów homoseksualnych. Natomiast możemy rozeznawać, czy wstąpić do zakonu, czy zawrzeć związek małżeński. Czy wybrać tę kobietę, czy inną. To jest zupełnie inny poziom.

Zobacz też: Michalkiewicz: Program repolonizacji gospodarki naszego nieszczęśliwego kraju wszedł w etap ostry

A jakie jest to nowe rozeznawanie?

W tej chwili dla kardynała Cupicha w gruncie rzeczy rozeznawanie oznacza tworzenie norm moralnych. Ale to jest niezgodne z całą tradycją Kościoła, która była doskonale wyrażona w nauczaniu Jana Pawła II, w encyklice „Veritatis Splendor”. Normy moralne istnieją obiektywnie. Są niezależne od naszego rozeznania. Niezależnie od tego, czy nam się podobają, czy nie – obowiązują. To jest bardzo głęboka zmiana, że najistotniejsze często osoby w Kościele, najbliżsi współpracownicy papieża, zaczynają głosić tezy, które są ewidentnie sprzeczne z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. Próbują nas przekonywać, że to rozwój. Rozwój nie może prowadzić do sytuacji, w której teza „A”, która była przez 2 tys. lat prawdziwa, staje się tezą „nie A” i teraz nam się każe w nią wierzyć. To nie jest rozwój, tylko zerwanie. W ten sposób nie wierzą katolicy, tylko świadkowie Jehowy. Świadek Jehowy może uważać, że każdorazowy prezydent Strażnicy może zmienić całe nauczanie. Katolicy w ten sposób nigdy nie wierzyli, dlatego że pierwotna w Kościele jest zawsze prawda. Każdy charyzmat i urząd mają służyć prawdzie, a nie być władcą prawdy.

Tym, którzy z tego wywiadu dowiedzą się o całej sprawie, warto powiedzieć, że wszystko zaczęło się od różnorodnej interpretacji adhortacji papieża Franciszka „Amoris Laetitia”.

Dyskusja zaczęła się jeszcze przed adhortacją od dwóch synodów, na których już odbyła się bardzo ostra wymiana zdań na temat trwałości małżeństwa i związków homoseksualnych. Nie doprowadziła ona do rozstrzygnięcia. Większość biskupów, nawet w tych punktach, które odrzucono, była za jakimiś zmianami, ale nie wszędzie była tak duża większość, żeby przegłosować to synodalnie. Później rzeczywiście Franciszek wydał dokument „Amoris Laetitia” składający się z dziewięciu rozdziałów, z których osiem w zasadzie jest bezdyskusyjnych. Jeden wywołuje poważną dyskusję i dotyczy rozeznawania sytuacji osób w związkach niesakramentalnych. Konkretnie chodzi o jeden przypis. Może być interpretowany ortodoksyjnie i tak jest postrzegany przez bardzo wielu hierarchów i teologów. Ale jest nieprecyzyjnie sformułowany. Można go interpretować tak i tak. Są tacy, którzy interpretują go liberalnie. Ta dyskusja mogłaby sobie trwać, gdyby nie to, że w pewnym momencie biskupi regionu Buenos Aires wydali dokument, w którym zinterpretowali ten przypis w duchu liberalnym, dopuszczającym do Komunii Świętej osoby rozwiedzione w ponownych związkach, które nie decydują się na życie w czystości.

Czytaj dalej ->

REKLAMA