[TYLKO U NAS] Terlikowski: Rewolucja w kościele. Jak to powstrzymać?

Terlikowski kryzys
Tomasz Terlikowski i okładka "Najwyższego Czasu" nr 9-10. / fot. Wikipedia/Nczas
REKLAMA

O podpisywanej przez polskich katolików petycji do polskich biskupów dotyczącej nierozerwalności małżeństwa oraz przyczynach i skutkach liberalnej interpretacji papieskiej adhortacji „Amoris Laetitia”, dopuszczającej część rozwodników w nowych związkach do Komunii Świętej, z redaktorem Tomaszem Terlikowskim rozmawia Rafał Pazio.

Trwa akcja zbierania podpisów pod petycją dotyczącą nierozerwalności małżeństwa. Jakie są Pana spostrzeżenia dotyczące tej akcji, której efektem ma być złożenie prośby do polskich biskupów o potwierdzenie tradycyjnej nauki Kościoła dotyczącej małżeństwa? Jakie znaczenie ma ta akcja? Czy polscy biskupi, potwierdzając tradycyjną naukę Kościoła, wniosą istotny element do dyskusji o tym problemie?

REKLAMA

Nie ulega wątpliwości, że ten głos z Polski jest o tyle ważny, że do tej pory mamy wyłącznie głosy – mówię tu o światowym wydźwięku – które tę naukę osłabiają. Jeśli mamy jakieś stanowiska całych episkopatów, to przyjmują liberalną interpretację „Amoris Laetitia”. Uznają, że pod pewnymi warunkami możliwe jest dopuszczenie rozwiedzionych, będących w ponownych związkach bez decyzji o życiu w czystości, do Komunii Świętej. Nie ma stanowisk odwrotnych całych episkopatów. Są wprawdzie stanowiska przypominające tradycyjną naukę poszczególnych biskupów – afrykańskich, włoskich, latynoskich czy kazachskich. Natomiast żaden cały episkopat w ten sposób jeszcze się nie wypowiedział. Z tej perspektywy, w tej debacie, która toczy się w tej chwili w Kościele na temat interpretacji „Amoris Laetitia” i interpretacji nauczania Kościoła, ten głos z Polski byłby głosem niezwykle ważnym i dobrze słyszanym. To jest pierwszy powód, dla którego takie stanowisko biskupów jest potrzebne.

Warto przeczytać: To Niemcy spalili Żydów w Jedwabnem

Są jeszcze inne powody?

Do wiernych w Polsce, jak i na całym świecie dochodzą głosy o rzekomej zmianie nauczania Kościoła albo o rzekomej zmianie dyscypliny sakramentalnej. Nie żyjemy w świecie, w którym można zablokować dostęp do internetu. Informacje znajdują się nie tylko na świeckich portalach czy w świeckich mediach, ale w masie katolickich czasopism i portali zachodnioeuropejskich. Czasami oceniane są pozytywnie, czasami negatywnie. Niezależnie od oceny, te informacje się tam znajdują. Polscy katolicy wiedzą o uznaniu przez Episkopat Niemiec takiego rozwiązania, że rozwodnicy w ponownych związkach mogą przystępować do Komunii Świętej. Wiedzą, jak sądzę, że podobną opinię wyraził jeden z biskupów portugalskich, który wprost powiedział, ile mają na to czekać. Podał okres pół roku. Katolicy wiedzą również, że toczy się dyskusja i jest momentami ostra.

Jakie można zaobserwować zdania czy stanowiska w tej dyskusji?

Wydawane były dubia przez kardynałów. Dziesięciu biskupów wydało oświadczenie o nierozerwalności małżeństwa. Zaproponowali podpisywanie tego oświadczenia kolejnym biskupom. Katolicy to wiedzą i zdają sobie sprawę, że w jakichś krajach stanowisko liberalne jest podważane. Chcieliby wiedzieć również, jakie jest stanowisko polskich biskupów. Wiedzieć choćby po to, żeby księża mieli jasność, co mają robić, kiedy przyjedzie do nich z Niemiec para niesakramentalna, która zażyczy sobie Komunii Świętej od księdza katolickiego w Polsce. Księża chcieliby wiedzieć, czy mają odpowiedzieć tak, czy nie. Chcieliby wiedzieć, co mają powiedzieć takim osobom i co mają zrobić w takiej sytuacji. Z tej perspektywy deklaracja jest ważna. Jest też powód czysto utylitarny.

To znaczy?

Doskonale wiemy, do czego prowadzi rozrywanie doktryny w Kościele na Zachodzie. Nie tylko w Kościele katolickim, również we wspólnotach protestanckich. Wiemy, że jedynym skutkiem rozrywania, osłabiania, liberalizowania, zmieniania jest to, że ludzie wypływają z Kościoła. To nie jest tak, że zliberalizowany do granic absurdu Kościół anglikański, w którym można już chyba wszystko, jest błogosławieństwo par gejowskich, „śluby” homoseksualne, w niektórych miejscach ordynacja pastorów-homoseksualistów w aktywnych w związkach. Wszystko, co było do zliberalizowania, anglikanie zliberalizowali. Czy to oznacza, że przybyło im wiernych? Nie. Wręcz przeciwnie – wierni od nich odpłynęli. Większość z tych pomysłów, o których mówiłem, zostało przetestowanych w Niemczech. Czy wpłynęło to na liczbę niemieckich katolików? Negatywnie. Niemieckich katolików nieustająco ubywa. W Polsce, gdzie jednak ten proces jest dużo wolniejszy, katolików ubyło dużo mniej. Kościół jest instytucją liczebnie dużo silniejszą. Choćby z takiego czysto utylitarnego punktu widzenia warto przypominać o podstawach. Tak się składa, że te wspólnoty wyznaniowe, które zachowują tradycyjne nauczanie, np. w Stanach Zjednoczonych, wcale się nie kurczą. Wręcz przeciwnie – rosną. Te, które decydują się na ich liberalizację, błyskawicznie zaczynają się zapadać i zmniejsza się ich liczebność.

Czytaj dalej ->

REKLAMA