Nawiasem mówiąc, podejrzewam, że Sartre może nie nabrałby takich wątpliwości, gdyby nie Simona de Beauvoir, która była jeszcze większą kabotynką i snobką niż on, a przecież i jemu też niczego pod tym względem nie brakowało. Tę Simonę pięknie, chociaż oczywiście złośliwie sportretował Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Bania w Paryżu”, gdzie czytamy, jak to w salonie księżnej de Guise (de domo Cohn) co pewien czas odbywa się „zjazd najznakomitszych w świecie gwiazd, co intelektu światłem płoną. Bywa więc u niej Sartre z Simoną”, chociaż największy jest oczywiście filozof Levy-Stoss, któremu „nawet i sam Sartre czyszczenia butów nie jest wart!”.
Ale kierując się wspomnianą na wstępie pełną mądrości sentencją, muszę jednak przyznać, że ja też mogę się mylić w swej krytyce kolegi Mikkego, a to ze względu na niedawną dysputę, jaka odbyła się w łódzkim Centrum Dialogu im. Marka Edelmana z udziałem argentyńskiego rabina z Buenos Aires Abrahama Skórki i Jego Ekscelencji Grzegorza Rysia, arcybiskupa metropolity łódzkiego. Jak czytamy w „Kalejdoskopie” Łódzkiego Domu Kultury („Tylko dialog może zmienić świat”), „duchowni zgodnie podkreślili, że żadna religia nie ma monopolu na prawdę”. Jeśli relacjonujący tę dysputę pan Kacper Krzeczewski dobrze zrozumiał, co mówili jej uczestnicy, to rzeczywiście, nie da się ukryć – taki dialog może zmienić świat. Rzecz w tym, że dotychczas wszyscy wyznawcy wszystkich religii myśleli, że tylko ona, to znaczy ta wyznawana przez nich, jest prawdziwa, podczas gdy wszystkie inne to albo brednie, albo – w najlepszym razie – brednie nadziewane ziarenkami prawdy, niczym wielkanocna baba rodzynkami. Jeśli jednak „żadna” religia nie ma „monopolu na prawdę”, to znaczy, że ani pan rabin Abraham Skórka nie jest pewien, czy nie opowiada bredni, ani też pewności takiej nie ma Jego Ekscelencja Grzegorz Ryś, arcybiskup metropolita łódzki.
Czytaj więcej: Korwin-Mikke: Wojna na bezsensowne ustawy
W takiej sytuacji elementarna uczciwość nakazywałaby powstrzymanie się przed dalszym – jak to się fachowo nazywa – „przepowiadaniem”, przynajmniej do czasu, gdy jakaś prawda zostanie jednak ustalona, niekoniecznie zaraz w postaci „monopolu”, niemniej jednak. Ale elementarna uczciwość to jedna sprawa, a ciśnienie tak zwanego „życia” to sprawa druga. Gdyby pan rabin Abraham Skórka, a zwłaszcza Jego Ekscelencja tak z dnia na dzień przestał „przepowiadać”, to mogłoby to doprowadzić do gwałtownego upadku całej potężnej struktury, z którą swoją egzystencję związało bardzo wielu wpływowych i zaradnych ludzi, no a wielokrotnie więcej – jak to się fachowo określa – jej „zawierzyło”. Dlatego, chociaż już wiadomo, że „żadna” religia nie ma „monopolu na prawdę”, nadal „przepowiadamy” jak gdyby nigdy nic, bo próżno wierzgać przeciwko ościeniowi, zwłaszcza gdy ten potrafi boleśnie się odwierzgnąć. No a poza tym – jakże tak po długotrwałym „przepowiadaniu” z dnia na dzień się wycofać? Toż to byłaby „hańba i wstyd” – jeszcze większa niż w przypadku dwóch folksdojczów („Popatrz matko, popatrz ojcze – oto idą dwaj folksdojcze. Co za hańba, co za wstyd! Jeden Polak, drugi Żyd!”).
W takiej sytuacji kolega Janusz Korwin-Mikke może mieć rację – bo skoro „żadna” religia nie ma monopolu na prawdę, to nie mamy też pewności, czy biblijne opowieści o Stwórcy Wszechświata i jego upodobaniach do koczowników oraz pewnych form kultu są aby na pewno prawdziwe. W ogóle nie wiadomo, czy Stwórca Wszechświata istnieje – a w tej sytuacji również Jego ewentualne upodobania też nie miałyby żadnego znaczenia.
Możliwa jest jednak jeszcze trzecia sytuacja – że mianowicie obydwaj „duchowni” wypowiedzieli tę opinię w ramach kurtuazji. Skoro bowiem już uprawia się „dialog”, to z uprzejmości wobec partnera trzeba przynajmniej udawać, że jego opinie traktuje się serio. Kiedy jednak udajemy zbyt długo, to zaczynamy uważać tak naprawdę, no a wtedy „dialog” rzeczywiście może „zmienić świat” – ale czy na pewno na lepszy?
Warto przeczytać: Michalkiewicz: Nazistowskie piecyki do gazu