Dueholm prosto z USA: Trump wprowadził cła na stal i aluminium. O co chodzi w wojnie handlowej

Donald Trump. Wojna handlowa
REKLAMA

Trump wprowadza cła na stal i aluminium. Taka polityka to nic nowego. Nie ma zmiany co do ekonomicznego podejścia, różnice są tylko w szczegółach.

8 marca Trump podpisał rozporządzenie wprowadzające 25-procentowe cło na stal i 10-procentowe na aluminium, które ma wejść w życie za 15 dni. Prezydent tłumaczył, że przemysł stalowy i aluminiowy jest w „dewastacji z powodu agresywnych praktyk handlu zagranicznego”. Nie patyczkujący się słownie Trump dorzucił, że to właściwie rodzaj ataku na Stany Zjednoczone. Swoją decyzję ogłosił w Białym Domu, otoczony pracownikami z sektora stalowego i w obecności wiceprezydenta Mike’a Pence’a, sekretarza skarbu Stevena Mnuchina i sekretarza ds. handlu Wilbura Rossa. Nie ma się czemu dziwić. Takie były jego obietnice wyborcze, które wielokrotnie powtarzał przed i po objęciu stanowiska.

REKLAMA

Cła Obamy

Wbrew temu, co obecnie piszą lewicowe media, np. „The Huffington Post”, że Trumpa spotkało za to potępienie z obu partii, ruch ten wcale nie reprezentuje wywrotowej polityki handlowej. Powiedziałabym nawet, że jest typowy – bez znaczenia, czy dany prezydent pochodzi z Partii Demokratycznej, czy z Republikanów. Przypomnijmy np., że w 2016 roku Barack Obama wprowadził 266-procentowe cło (konkretnie: 265,79%) na niektóre produkty stalowe z Chin. Na liście znalazły się też niektóre takie produkty z Japonii (ponad 38-procentowe cło), Wielkiej Brytanii (ponad 28%), Rosji (ponad 14%), Indii (ponad 6%) i Korei Południowej. Jak przypomniał CNN, w 2009 roku ten sam uwielbiamy przez światową lewicę prezydent wprowadził także na trzy lata cła na opony w wysokości 35%. W tym wypadku amerykański prezydent z Partii Demokratycznej uznał, że trzeba chronić sektor produkcji opon i chwalił się potem, że w ten sposób ocalił 1200 miejsc pracy. Do interwencji doszło, gdyż amerykański rynek miał być zalewany tanimi oponami z Chin (dziś podobno winowajcą są Indie), na co skarżyli się ich amerykańscy producenci. W efekcie tej interwencji ożywiła się produkcja opon w USA, miejsca pracy zostały zachowane, ale równocześnie wzrosły ceny tych produktów z powodu wyeliminowania chińskiej konkurencji. Według danych The Petersons Institute of International Economics, Amerykanie musieli zapłacić za opony więcej, co w skali kraju przełożyło się na dodatkowe 1,1 mld dolarów i w konsekwencji na utratę 3731 miejsc pracy w sektorze detalicznym. Podsumowując: oszczędzone 1200 miejsc pracy przy okazji opon zniszczyło trzy razy tyle w innych, ale to i tak niewielka zmiana w skali krajowej gospodarki.

Cła Busha

Manipulowanie cłami miało zapewne dalej idące skutki, jeśli weźmiemy pod uwagę wprowadzenie kar ze strony Chin na amerykańskie produkty z kurczaka. Ponieważ jednak skutki ceł rozkładają się w czasie i przestrzeni, zależą od wielu czynników (np. elastyczność rynku), trudno zmierzyć je w całej rozciągłości. Jednak tego typu narzędzie stosowane jest przez amerykańskich prezydentów od dawna. Podobnie do Trumpa i Obamy zachowywał się George W. Bush, który w 2002 roku wprowadził cła na stal. I wtedy było podobnie jak dziś. Spotkały się one z niechęcią ze strony Unii Europejskiej i World Trade Organization (czyli dwóch organizacji, które trudno nazwać wolnorynkowymi i antypodatkowymi) – pomimo dziesiątków krajów zwolnionych z obowiązku ich płacenia. Początkowo wynosiły 30%, potem 24%, aż w końcu spadły do 18%, aby całkowicie wygasnąć po 21 miesiącach obowiązywania. Spodziewam się, że taki rozwój wypadków się powtórzy. Nie będą one trwały wiecznie.

Dla kogo cło, a dla kogo zwolnienia

Poza tym w przypadku Trumpa system obłożenia produktów stalowych cłem nie jest prosty, podobnie jak w przypadku jego poprzedników, którzy się nim bawili. Czasowo zwolnione są z nich Kanada i Meksyk i możliwe, że zostanie tak na stałe. Dodatkowo każdy inny kraj może do tych zwolnionych dołączyć. Jak podał „Los Angeles Times” („LAT”), prezydent Trump wyjaśnił, że Stany Zjednoczone w ich narzucaniu „będą bardzo elastyczne”. Oznacza to, że te państwa, które są zainteresowane ich niepłaceniem, mogą podjąć odpowiednie negocjacje z amerykańskim reprezentantem do spraw handlu w gabinecie Trumpa – Robertem Lighthizerem. Według dalszych wyjaśnień prezydenta, można by zrozumieć, że cła miałyby stać się testem na to, kto pod względem partnerstwa handlowego „traktuje USA fair, a kto nie”.

CZYTAJ DALEJ

REKLAMA