Michalkiewicz: zlepek komórek w głowach lewaków. Czyli jak chronić dzieci nienarodzone

Stanisław Michalkiewicz Fot. NCz!
Stanisław Michalkiewicz Fot. NCz!
REKLAMA

„Karabin to broń zdradziecka, Buffalo Bill, Buffalo. Kurwa żadna nie ma dziecka, Buffalo Bill, Buffalo Bill” – głosi jedno z haseł sławnej piosenki biesiadnej. A dlaczego kurwa nie ma dziecka? To jasne – bo je sobie wyskrobała! Wprawdzie moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki”, czyli pani red. Moniki Olejnik, kiedy to – podobnie jak za pierwszej komuny ubecy – obydwie próbowały skonfundować panią Kaję Godek i zmusić ją do rewokowania, powiedziała, że „nikt nie robi aborcji, bo lubi” i nie jest to „jak chodzenie do kosmetyczki”, ale – po pierwsze – skąd Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus może wiedzieć, co kto lubi, a czego nie?

Gdyby naprawdę nikt nie lubił aborcji, to czy Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus próbowałaby przy pomocy promowania aborcji uciułać sobie trochę politycznego kapitału? Na pewno nie – a skoro widzimy, że próbuje, to znaczy, że liczy na czyjąś wdzięczność. Na przykład na wdzięczność współwłaściciela wydającej żydowską gazetę dla Polaków spółki „Agora”, starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa, który na rozmaite destrukcje organicznych więzi wśród narodów mniej wartościowych wyłożył niedawno 18 miliardów dolarów. Jestem pewien, że nawet jedna tysięczna tej sumy bardzo by pomogła partii Nowoczesna w sfinansowaniu kampanii wyborczej i zapewnieniu Wielce Czcigodnym kolejnych czterech lat beztroskiego życia na koszt podatników, więc na tle takich wiadomości lepiej rozumiemy, dlaczego Wielce Czcigodna tak się przy aborcji uwija.
Nie ma rzeczy doskonałych, ale nie ma też rzeczy absolutnie złych. Zwłaszcza że – jak powiada poeta – „z wszystkiego można szmal wydostać, tak jak za okupacji z Żyda”. Toteż przy niejakim udziale filozofów „powstała wnet straszliwa wiedza”, jakobyśmy przez urodzeniem mieli do czynienia z „płodem”, a dopiero po urodzeniu – z człowiekiem. Taki pogląd byłby już odrzucony w starożytności, czego dowodem są słynne antynomie megarejskie, ale czy Wielce Czcigodni w ogóle słyszeli o takich rzeczach, skoro nie słyszeli o nich nawet niektórzy utytułowani filozofowie z rozmaitych chederów? Kiedyś nawet dyskutowałem z jednym takim i zapytałem go, czy na minutę przed urodzeniem mamy już do czynienia z człowiekiem. – Na minutę – powiedział po namyśle – to tak. – A na dwie minuty – zapytałem? Po jeszcze dłuższym namyśle odpowiedział, że jeśli na dwie minuty, to też. – A na dziesięć minut przed urodzeniem? – ciągnąłem nieustępliwie, podczas gdy mój rozmówca pogrążał się w ponurym nastroju. Tak doszliśmy do bodajże tygodnia poprzedzającego urodzenie i nadal nie potrafiliśmy wyznaczyć pewnej granicy między człowieczeństwem a „płodowością”, więc zaproponowałem, by w takim razie przestać zasłaniać się semantyczną sztuczką z „płodem”. Została ona wymyślona przez filutów, żeby na ludzi bardzo małych nie rozciągać prawnej ochrony praw człowieka – i tylko dlatego filozofowie, w pogoni za „grantami”, skwapliwie przyjmują urodzenie za moment konstytuujący człowieczeństwo. Tymczasem przypisywanie urodzeniu jakiejś konstytutywnej roli jest podyktowane wyłącznie wygodą administracji. Tego jednak oficjalnie przyznać nie można, toteż filozofowie w służbie różnych organizacji przestępczych o charakterze zbrojnym, ale i nieuzbrojonych, podnoszą argument, że przed urodzeniem mamy do czynienia jedynie ze „zlepkiem komórek”.

REKLAMA

Czytaj też: Red. Stanisław Michalkiewicz pozdrawia ze szpitala, ale razwiedka czuwa!

REKLAMA