Zaczął od zabicia sołtysa Polaka. Typowa historia ukraińskiego zbrodniarza

REKLAMA

Pod skrzydła Bandery

We wrześniu 1939 roku zwolniony z więzienia Perehijniak nie spieszy się w rodzinne strony. Garnie się pod skrzydła Bandery, który swoją stolicę urządził w Krakowie, korzystając oczywiście z życzliwego patronatu Niemców. Zezwolili oni Ukraińcom na utworzenie społecznego komitetu. Pod jego opieką nacjonaliści zaczęli prowadzić prace przygotowawcze do powołania struktur państwowych na terytoriach ukraińskich zajętych przez Niemców. Zakładali bowiem, że wkrótce wybuchnie wojna niemiecko-sowiecka, z której Niemcy wyjdą zwycięsko.

REKLAMA

Niemcy oczywiście ani myśleli o utworzeniu samodzielnej Ukrainy. Potrzebowali Ukraińców do działań wywiadowczych i dywersyjnych przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Stworzyli z nich dwie grupy pochodowe, które wchodziły na Ukrainę tuż za wojskami niemieckimi. Perehijniak wkraczał na Wołyń w składzie jednej z nich. Miał za sobą oczywiście odpowiednie przeszkolenie. Zaliczył m.in. trzy kursy szkolenia wojskowego OUN: rekrucki, dla młodszych podoficerów i podoficerów starszych.

Z grupy pochodowej, która miała za sobą wiele zbrodni na Żydach i Polakach, Perehijniak przeszedł na służbę do ukraińskiej policji pomocniczej, będącej podporą niemieckich okupantów. Wraz z innymi członkami policji brał udział w holokauście Żydów. To bowiem ta formacja w znacznej mierze realizowała go pod nadzorem Niemców. Znawcy problemu oceniają, że każdy z nich zamordował po kilkudziesięciu Żydów.

Po takim treningu mordowanie Polaków przychodziło już ukraińskim policjantom bardzo łatwo. A to oni stali się kadrą banderowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii. Starszy sierżant Hryhoryj Perehijniak zdezerterował z szeregów ukraińskiej policji już jesienią 1942 roku. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, uznająca za swego duchowego wodza Stepana Banderę, potrzebowała bowiem zbrojnych oddziałów, które zapewnią jej dominację wśród ukraińskich nacjonalistów.

W obrębie OUN powstała druga frakcja, uznająca zwierzchnictwo Andrija Melnyka, którą banderowcy postanowili fizycznie zlikwidować. Do tego zaś potrzebne były oddziały zbrojne. Pierwszymi dwoma oddziałami były oddział Serhija Kaczynśkoho „Ostapa” i Hryhoryja Perehijniaka, który przyjął pseudonim „Dowbeszka-Korobka”. Zorganizowano je na terenie powiatu sarneńskiego, w którym warunki dla ich funkcjonowania, ze względu na zalesienie terenu, były znakomite. „Dowbeszka-Korobka” utworzył sotnię na polecenie Iwana Łytwynczuka, pseudonim „Dubowyj”. Polecił mu ją utworzyć nie tylko dla zwalczania konkurencji politycznej spod znaku Andrija Melnyka czy Tarasa Bulby, ale również dla walki z sowiecką partyzantką, której pierwsze oddziały zaczęły pojawiać się na Wołyniu i Polesiu w 1942 roku.

Chcieli zwalić mord na „czerwonych”

Z ustaleń profesora Władysława Filara wynika, że nie jest prawdą, iż działania banderowskich sotni przeciwko Niemcom zaczęły się od napadu sotni „Dowbeszki-Korobki” na posterunek niemieckich żandarmów we Włodzimiercu. Już wcześniej zarówno jego sotnia, jak i sotnia „Ostapa” dokonywały napadów na składy żywnościowe, folwarki znajdujące się pod zarządem Niemców i inne obiekty przemysłu żywnościowego pozostające w ich gestii. Chodziło im bowiem o zdobycie jak najwięcej trwałej żywności, którą zabierali do tworzonych na swoje potrzeby magazynów.

Kierownictwo OUN skrzydła banderowskiego czyniło bowiem przygotowania do powstania. Rabunek tych magazynów czy innych obiektów przychodził im bardzo łatwo. Były one strzeżone przez ukraińską policję, która nie stawiała oporu, tylko przyłączała się do napastników. Niemcy oczywiście nie pozostawiali takich akcji bez odpowiedzi.

W odwecie dokonywali brutalnych pacyfikacji wiosek ukraińskich, paląc je, a mieszkańców mordując. Jeżeli przy okazji wpadł im w ręce jakiś ukraiński policjant, to zabierali go do siedziby garnizonu, by ozdobić nim jakiś słup telefoniczny. One powszechnie służyły Niemcom za szubienice…

Niemiecki odwet sprawiał, że niektórzy nacjonaliści zaczęli się zastanawiać, czy nie trzeba jeszcze poczekać na zbrojną walkę. W przedwczesnych działaniach widzieli prowokację. Nie wszyscy jednak nacjonaliści uważali, że należy czekać. Niektórzy – jak „Dubowyj”, czyli Iwan Łytwynczuk, bezpośredni przełożony „Dowbeszki-Korobki” – rwali się do walki o wolną Ukrainę, przy czym pojmowali ją jako przede wszystkim walkę z Lachami i Kacapami. Z Żydami bowiem już pod egidą Niemców zrobili porządek.

Najprawdopodobniej „Dowbeszka-Korobka” i „Dubowyj” na własną rękę postanowili dokonać pierwszego ataku na polską wieś, zwalając wymordowanie jej mieszkańców na „czerwonych”, czyli sowiecką partyzantkę. Chcieli po prostu przy okazji mordu uzyskać jeszcze jeden efekt: zohydzić „czerwonych” w oczach ludności polskich wsi, by ta przestała im pomagać, udzielając gościny i dostarczając żywności. Być może chcieli uzyskać jeszcze jeden efekt propagandowy, stwarzając fakt historyczny, że to Sowieci na Wołyniu zaczęli wyrzynać polską ludność…

CZYTAJ DALEJ ->

REKLAMA