W miniony czwartek wieczorem dowiedziałem się, że p.prof. Magdalena Środowa powiedziała o mnie coś, po czym powinienem odejść z polityki. Przeraziłem się, że mnie pochwaliła, co odebrałoby mi autorytet u moich wyborców. Na szczęście okazało się, że odwrotnie: powiedziała, że jestem dla niej śmieciem niewartym komentowania – i powinienem odejść z polityki.
Czytaj także: Absurdy politycznej poprawności. Zabrali im wszystko. Teraz chcą zabrać nawet seks
Poczułem się, jakby ktoś przypiął mi na piersi Order Zasługi – bo wymyślania p.profesoressy to gwarancja, że moja wypowiedź była OK. Zresztą polubień mojej wypowiedzi na Twitterze było siedem razy więcej niż przy innych wpisach.
Proszę zrozumieć: walczymy o głosy ludzi rozumnych, czyli o jakieś 15% – góra! A im bardziej pozostałe 85% nam wymyśla, tym bardziej stajemy się wiarygodni w oczach naszych wyborców. Polityka poznaje się po liczbie jego wrogów: jeśli ich nie ma, to jest to zero, puch marny, a nie polityk, który chce czegoś dokonać.
Tak nawiasem: wypowiedź Kowalskiego o Wiśniewskim staram się oceniać obiektywnie – niezależnie od tego, że Wiśniewski był moim najbliższym przyjacielem i czuwałem przy jego łożu, gdy umierał. Dlatego z trudem pojmuję, że u kobiet jest całkiem inaczej – że obiektywne, chłodne, pozbawione emocji oceny są traktowane jako „chorobliwy brak empatii”. Ale właśnie choćby z tego powodu kobiety nie nadają się na ogół do polityki.
Proszę zauważyć, że p.Środowa, jak przystało na profesoressę postępowego wydziału uniwersyteckiego, nie użyła ANI JEDNEGO argumentu. Nie wiem, dlaczego moja wypowiedź była „skandaliczna” – i nie potrafię się tego domyślić; wiem tylko, że nie spodobała się p.Środowej.
Czytaj także: Jan Nowicki dostanie 49 złotych podwyżki! Gorzkie żale artystów nad swoimi emeryturami. A ile płacili podatków?
Potrzebny tu byłby jakiś psychopatolog. Przecież nie pochwalałem pedofilii ani „molestowań” – stwierdziłem tylko rzecz banalną, że trudności hartują. Ot, wczoraj czytałem wypowiedź jakiegoś wybitnego artysty, że miał tragiczne dzieciństwo, bo ojciec rozbierał go do naga przy wszystkich i tłukł, czym popadnie. No i uciekł z domu i został wybitnym artystą – a przy czułym ojcu wrósłby zapewne na spokojnego, przeciętnego młodego człowieka. Wypowiedziana przeze mnie hipoteza: „Jeśli Kora mówiła prawdę, że była molestowana seksualnie, to być może właśnie dlatego została wielką artystką” jest być może prawdziwa, a być może nie – w każdym razie odruchem uczonego jest chwila namysłu – czasem nawet długa – nad tym, jak można by ją potwierdzić albo obalić. Nie dotyczy to, jak widać, „profesoress od gender”, których odruchem jest bluzg.