Imperium premiera: Mateusz Morawiecki to bezwzględny gracz

Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski
REKLAMA

W ciągu dziesięciu miesięcy sprawowania urzędu premiera Mateusz Morawiecki okazał się bezwzględnym i skutecznym graczem. Podporządkował sobie wszystkie istotne ośrodki, z największymi spółkami Skarbu Państwa włącznie. Wyspami na oceanie wpływów „harcerzy” są dzisiaj: Ministerstwo Sprawiedliwości wraz z Prokuraturą Generalną, Ministerstwo Energii i Telewizja Polska. Co nie znaczy, że obóz szefa rządu odpuścił sobie próby przejęcia tych instytucji. Wręcz przeciwnie.

Resort sprawiedliwości jest kontrolowany przez koalicjanta PiS w ramach Zjednoczonej Prawicy – Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry. Na czele Ministerstwa Energii stoi Krzysztof Tchórzewski, cieszący się opinią starego partyjnego towarzysza, zaś za górnictwo odpowiada silny człowiek śląskiego PiS, Grzegorz Tobiszowski. Jego znakomite relacje ze związkami zawodowymi powodują, że reforma górnictwa (chociaż różnie oceniana) nie przebiega w atmosferze strajków i manifestacji. Z kolei Jacek Kurski, szef publicznej telewizji, postawił wszystko na jedną kartę, i to atutową, czyli prezesa PiS. Póki cieszy się jego zaufaniem, będzie szalenie trudno go usunąć.

REKLAMA

Kiedy w grudniu 2017 roku Mateusz Morawiecki obejmował tekę premiera, wielu prominentnych działaczy PiS nie kryło rozczarowania tą decyzją. Nie dlatego, by nie dostrzegali przewagi młodego menadżera nad siermiężną Beatą Szydło. Uważali, że desygnowanie na tak wysokie stanowisko człowieka, który jeszcze niedawno doradzał Tuskowi i ma „banksterskie” korzenie, to policzek dla starych kadr. Powszechnie uważano, że nowy premier będzie musiał liczyć się z wpływami licznych partyjnych koterii. Nie bez przyczyny do Kancelarii Premiera „włożono” Morawieckiemu zaufanych ludzi Nowogrodzkiej, jak Jacka Sasina i Marka Suskiego.

Nie doceniono przede wszystkim sposobu, w jaki obóz „harcerzy” powiększał swoje wpływy. Dla „starego” PiS charakterystyczne jest wszczynanie długich, wyniszczających kampanii – co widać też na przykładzie naszych relacji z Brukselą. Wewnętrzne konflikty toczą się niemal w świetle jupiterów. Środowisko Morawieckiego przyjęło inną taktykę: przeciągnąć na swoją stronę, kogo warto, a z resztą walczyć taktyką snajperską. Czekać cierpliwie, aż przeciwnik sam nawinie się pod lufę – i wtedy oddać strzał. Jeśli okaże się niecelny, to wówczas wkracza premier i łagodzi konflikt. Aż do następnego razu. Uczciwie trzeba przyznać, że preferowana jest pierwsza metoda. I daje ona efekty.

Przykładem może być szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin, wcześniej bardzo sceptyczny wobec nominacji dla Morawieckiego, a dzisiaj uchodzący za jego lojalnego współpracownika. Lojalność wobec premiera zadeklarować miał też prezes Orlenu Daniel Obajtek, którego jeszcze kilka miesięcy temu obóz premiera chciał misterną intrygą wysadzić ze stanowiska. Mianowicie, bez wiedzy i zgody zainteresowanego, chciano przekonać Jarosława Kaczyńskiego, by zgodził się na klasyczny „kop w górę” – nominację Obajtka na ministra rolnictwa.

Czytaj dalej ->

REKLAMA