Imperium premiera: Mateusz Morawiecki to bezwzględny gracz

REKLAMA
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski

Premier i jego otoczenie chętnie pojawiają się w Polsat News. Od jakiegoś czasu Mateusz Morawiecki ma przekonywać swoich rozmówców, że obiektywny (od jakiegoś czasu) Polsat to wzór informacyjnej telewizji. Za czym oczywiście kryje się sugestia, że podobny model trzeba wprowadzić u publicznego nadawcy. Wtedy skończą się problemy z oglądalnością, zaś grono zwolenników obozu rządzącego wzrośnie.

Nie bez wpływu na ten spór pozostanie wynik wyborów samorządowych. Mocna wygrana Prawa i Sprawiedliwości da równie mocny argument Jackowi Kurskiemu, że to dzięki tak krytykowanej TVP udało się przekonać wyborców do jedynego słusznego wyboru. Gorzej, gdy sondaże, które dają mocne fory Prawu i Sprawiedliwości, okażą się stanowczo przeszacowane. Wówczas ludzie premiera jako winnego wskażą m.in. Jacka Kurskiego.

REKLAMA

Choćby dlatego, że na Mateusza Morawieckiego, jako twarz kampanii, również ktoś wskaże palcem. A niechętnych mu w szeregach partii nie brakuje. Jako nieformalnego lidera wewnętrznej opozycji wskazuje się Joachima Brudzińskiego. Ten jednak, stosując taktykę ludzi premiera, unika jak ognia otwartego konfliktu. Na zewnątrz uściski i pochwały, a wojenne scenariusze tylko w zaciszu gabinetów.

Ziobro bezpieczny… do czasu?

Najbezpieczniej może czuć się Zbigniew Ziobro – ma zbyt silną pozycję, aby można było mu zagrozić. Strata głosów Solidarnej Polski w Sejmie byłaby dla Zjednoczonej Prawicy tragedią – przede wszystkim dlatego, że mogłaby zapoczątkować dekompozycję rządzącej koalicji. Mimo to środowisko szefa rządu nie przepuści żadnej okazji, by wypunktować potknięcia resortu. W czasie wiosennej burzy wokół nowelizacji ustawy o IPN to premier starał się wykreować na męża opatrznościowego, który ugasił międzynarodowy konflikt. A i w miarę, jak coraz bardziej zacina się forsowana przez PiS reforma sądownictwa, Morawiecki i jego zaufani ludzie starają się przejść na bezpieczne pozycje. To oni mają doprowadzić do ewentualnego kompromisu, a odium za nieskuteczne ruchy spadnie na Zbigniewa Ziobrę.

Tyle że Zbigniew Ziobro jest o wiele trudniejszym przeciwnikiem niż osamotniony Tchórzewski czy polegający na prezesie Kaczyńskim Jacek Kurski. W jego przypadku taktyka kija i marchewki – z przewagą marchewki – będzie trudna do zrealizowania. Dla Ziobry paradoksalnie lepsze byłoby starcie w dobrym, starym, pisowskim stylu – walna bitwa relacjonowana przez media – niż zakulisowe gierki. Chociażby dlatego, że w takiej walce miałby szanse poradzić sobie znacznie lepiej niż przeciwnik. Stawką jest, przypomnijmy, nie rozdawanie kart w obozie Zjednoczonej Prawicy, a zachowanie obecnej pozycji.

Na razie przeciwnikom Morawieckiego w partii pozostaje czekanie na poważne potknięcie się premiera. Na to, by stracił on opinię cudotwórcy, który potrafi wyprowadzić rząd z każdego kryzysu. Jednak takie potknięcie może okazać się nie tyle końcem błyskotliwej kariery prezesa Rady Ministrów, co końcem „dobrej zmiany”. A tego jak ognia, chociażby ze względu na zapowiadaną przez Platformę krwawą zemstę, każdy rozsądny polityk PiS chciałby uniknąć.

REKLAMA