Imperium premiera: Mateusz Morawiecki to bezwzględny gracz

REKLAMA
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski
Mateusz Morawiecki. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski

Resort energii – 1:0 dla premiera

Taka taktyka jest stosowana między innymi wobec Ministerstwa Energii. Jeden z kluczowych resortów, formalnie nadzorujący wielkie spółki energetyczne, faktycznie tego nadzoru nie sprawuje. Na zarządy PGE i Enei resort Krzysztofa Tchórzewskiego ma wpływ nieporównanie mniejszy niż Kancelaria Premiera. Ludzie szefa rządu marzyliby o wyjęciu spod zwierzchnictwa tego ministerstwa najbardziej atrakcyjnych spółek – energetycznych, ale także stawiającej na innowacje Jastrzębskiej Spółki Węglowej (czego chciałaby minister Emilewicz).

REKLAMA

Ale już kłopotliwą Polską Grupę Górniczą chętnie pozostawiono by w gestii ME. Z kolei snajperskim strzałem w kierunku szefów resortu było wystawienie ich w sprawie rosyjskiego węgla. Faktem jest, że prywatne spółki importują surowiec z Donbasu, i faktem jest, że Polska tego importu nie zakazuje. A nie zakazuje, bo nie może, gdyż embargo musiałaby wprowadzić Unia. Kancelaria Premiera starannie unika zabierania głosu w tej sprawie i z nie swoich win musi tłumaczyć się Ministerstwo Energii.

W PiS mówi się, iż zapadła już decyzja, że minister Tchórzewski będzie kandydował do Parlamentu Europejskiego. Tego samego można się spodziewać w odniesieniu do jego zastępcy, Grzegorza Tobiszowskiego. Oznacza to, że kwestia przejęcia pełnej kontroli nad energetyką to dla obozu Morawieckiego kwestia kilku miesięcy. Tę batalię, jeżeli nie zdarzy się nic nieoczekiwanego, może uznać za wygraną.

Pakt przeciwko Kurskiemu

Telewizja Polska i jej prezes są przedmiotem krytyki ze strony ekipy Morawieckiego od dawna. Oczywiście nieoficjalnie. Niemal od pierwszych dni sprawowania urzędu prezesa Rady Ministrów przez byłego wicepremiera jego ludzie powtarzali po całej Warszawie, że z Telewizją Polską trzeba zrobić porządek. Że musi się skończyć toporna propaganda, która nie zwiększa poparcia dla obozu „dobrej zmiany”. Jacek Kurski cieszy się jednak nieustającym wsparciem prezesa Kaczyńskiego, a Kaczyński zdaje sobie sprawę, że oddanie wpływu na TVP będzie równoznaczne z pozbawieniem go ważnego narzędzia oddziaływania na polityczną, nie tylko partyjną, rzeczywistość.

Od grudnia sytuacja pozornie się nie zmieniła – ale tylko pozornie. „Newsweek” niedawno doniósł o „pisowskim spisku”, czyli o układzie między Zygmuntem Solorzem (właścicielem Polsatu), Morawieckim i Kurskim. Według springerowskiego magazynu, w ten sposób obóz władzy rozszerza swoje wpływy na rynek prywatnych mediów. Jednym z dowodów miało być powierzenie szefostwa „Wydarzeń” Polsatu uchodzącej za konserwatystkę Dorocie Gawryluk i zatrudnienie w przejętej przez Solorza Netii małżonki Jacka Kurskiego (zresztą dawnej dziennikarki Polsatu).

Z rewelacjami „Newsweeka” jest jak z Radiem Erewań – wszystko się zgadza poza kilkoma szczegółami. Po pierwsze – jeśli można mówić o porozumieniu, to między premierem a Solorzem, zaś Kurski tylko na nim traci. Po drugie – praca pani Kurskiej dla Netii nijak nie przekłada się na lepsze wyniki oglądalności dla TVP. Na Woronicza z upodobaniem przeciwstawiano przez wiele miesięcy lepsze wyniki oglądalności TVP w Netii gorszym w Nielsenie. Od kiedy Netia trafiła do portfela Solorza, nie ma się już czym chwalić. Na marginesie: jak zauważyli dziennikarze, na ślubie państwa Kurskich nie pojawiła się Dorota Gawryluk, która od lat jest bliską przyjaciółką obecnej małżonki prezesa TVP.

Czytaj dalej ->

REKLAMA